Boloński dzień, dobry dzień...
sobota, sierpnia 12, 2023Nawet jeśli z umówionym pokojem ktoś wystawił nas do wiatru, postanowiliśmy nie zmieniać planów i w piątek do Bolonii pojechać tak czy inaczej. Mikołaja kusiło, żeby do nas dołączyć, ale ostatecznie pokręcił nosem na wczesną porę i z wycieczki się wypisał. Czekał nas zatem boloński dzień we dwoje. Uzbrojeni w plik ogłoszeń i taśmę, wczesnym rankiem wysiedliśmy na dworcu Bologna Centrale.
Naszym celem było przede wszystkim rozwieszenie ogłoszeń w dzielnicy uniwersyteckiej, pokręcenie się ot tak, żeby poczuć klimat, poznać lepiej miejsce i w końcu odebranie legitymacji studenckiej.
Bolonia Tomkowi przypadła do gustu od pierwszego wejrzenia - to było już dobrych kilka lat temu. Nie raz spieraliśmy się udowadniając sobie nawzajem - ja wyższość Florencji, a on stolicy Emilii - Romanii. Do tej pory upierałam się, że gdybym to ja miała wrócić na studia, wolałabym moją Ukochaną, bo Bolonia - przy całym podziwie dla niej i sympatii - nie jest moim ulubionym miastem.
Po wczorajszym spacerze jednak zmieniłam zdanie. Choć miasto świeciło wczoraj pustkami, to i tak czuć było w powietrzu inspirującego, akademickiego ducha.
Tomek przy swoim wyborze nie kierował się sentymentami. Wybrał Bolonię, bo akurat tam wydział historii ma o wiele ciekawszy program, niż na przykład ten we Florencji.
Rozwieszaliśmy wczoraj ogłoszenia, a ja miałam w końcu jakieś poczucie sensu, że może tą drogą coś się uda. Żałowałam też, że nie zrobiliśmy tego wcześniej, skupiając się na bolońskich miastach - satelitach. Poza tym chyba doszłam do takiego stopnia zmęczenia i zestresowania całą sytuacją, że wczoraj wszystko mi puściło. Mamy mglisty plan awaryjny - plan dobry tylko na kilka tygodni, ale kiedy już rok akademicki się zacznie, to może zawiążą się nowe znajomości i uda się Tomka gdzieś podczepić.
Abstrahując od tematu studiów - wczorajszy spacer z Tomkiem po Bolonii był jak balsam po ostatnich troskach. Słońce odmalowało fasady palazzi w ciepłej tonacji, wakacyjne uśpienie, cisza arkad, miejscami ożywiana przez dziwaczne echo naszych głosów i kroków, detale mniej lub bardziej fantazyjne, bazgroły na kolumnach czasem poetyckie, czasem tylko wulgarne, fascynująca mieszanka kultur, manifesty ideologii, pulsująca kwintesencja młodości w arcystarym mieście.
Włochy pod pewnym względem (oczywiście nie tylko pod jednym) są fenomenem. Dokładniej mówiąc mam na myśli włoskie miasta. Tak bardzo się od siebie różnią, jakby były wręcz odrębnymi państwami. Są tak inne, że ich jedyną wspólną cechą - jest... wspaniałość, poza tym dosłownie wszystko jest inne i to jest w Italii fascynujące.
Oprócz tych wszystkich hedonistycznych doznań, było też wczoraj wielkie matczyne wzruszenie. Jednym z punktów naszej wyprawy był odbiór legitymacji. Drukuje się ją w kilku miejscach miasta w specjalnej maszynie, która odczytuje dane z QRcode.
Jak tylko dotarliśmy na miejsce i stanęliśmy przed wejściem akurat najmniej reprezentacyjnej części UNIBO, ze wzruszenia ścisnęło mnie w gardle. Ale to tak ścisnęło, że dajcie spokój! Miałam ochotę fotografować każdy Tomka krok, moment, kiedy przekracza próg uniwersytetu po raz pierwszy jako student, potem moment, kiedy maszyna "wypluwa" jego tesserę...
- Co ty robisz? - zmierzył mnie wzrokiem, po tym jak telefon zdradził mnie odgłosem migawki. Taka ze mnie melepeta, że nie umiem tego wyciszyć.
- Muszę to uwiecznić! Pozwól mi! To takie wzruszające!
Spojrzał na mnie karcąco i zaraz szeptem, bo przy sąsiedniej maszynie stanęło trzech innych chłopców - dodał:
- Przestań mi robić z życia Truman Show.
- Ale to tylko dla mnie, dla Babć... Nie na blogi, czy instagramy! - Kajałam się, ale zaraz dodałam - a w ogóle to pozwól mi się po matczynemu cieszyć. Chciałam ci tylko przypomnieć, że w plecaku mam też Nikona i nie zawaham się go użyć...
Pokręcił głową, a przez ten czas maszyna spłodziła jego studencki dokument.
- Jak ja ci zazdroszczę! - Popatrzyłam z podziwem na coś wielkości karty kredytowej, na której było nieco głupawe zdjęcie Tomka - tak to jest jak się oszczędza na fotografie i zdaje na brata, niżej imię i nazwisko oraz numer.
- To weź się sama zapisz.
Przemilczałam tę prowokację, bo to jest mój plan - marzenie, które niestety jeszcze chwilę musi być uwiązane na smyczy.
- Dziękuję za bardzo miły dzień w Bolonii - powiedział Tomek, kiedy przyszłam wieczorem powiedzieć mu dobranoc.
Cieszyłam się, że miał podobne do moich wrażenia.
- To ja dziękuję.
Dobrej reszty dnia!
Ps. Wczoraj nie miałam już czasu na fejsbukowe udostępnienia, kto smutnych, wczorajszych refleksji nie doczytał, ten musi kliknąć starszy post.
TESSERA to znaczy LEGITYMACJA
Nie ma to jak mieć zacnych kolegów z poprzednich roczników:) |
Nawet nasz kochany Dante! |
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze