życie

Laurowe niedopatrzenie

piątek, kwietnia 30, 2021


Laur kwitnie! Kwitnie w kwietniu. Może nie jakoś spektakularnie jak glicynia czy milin, ale kwitnie. Nie wiem jak to możliwe, że wcześniej ten fakt umknął mojej uwadze. Ja, biegająca wiecznie z aparatem z nosem przy ziemi, bo pierwszy fiołek, bo pierwsza prymulka czy fiore san Giuseppe - wszystko muszę zawsze udokumentować, a tu takie niedopatrzenie. 
Szczerze mówiąc to w ogóle nie podejrzewałam lauru o kwiaty. Tutaj wszędzie go pełno i nikt mu się nie przygląda, więc tak sobie kwitnie wiosną po cichu bez ochów i achów publiki. 

 
Tegoroczne kwiaty maggiociondolo przed Domem z Kamienia za Rzeką trafił szlag. Niestety późna mroźna noc w tym roku rozprawiła się z nimi na cacy. Tak jak brutalnie rozprawiła się z glicine przed dawnym domem. Aż żal patrzeć. Nie wiem czy wisteria, to całkiem nie poległa, bo jakoś życia w niej nie ma, ani krztyny zieleni nie widać i tak smutno teraz wygląda przed tym pustym domem. Zupełnie jakby uschła z tęsknoty za nami. 
Taka to moja nadinterpretacja.


Po prawie czterech dniach deszczu w końcu dziś dzień obudził się pogodny. Obudził się malinowym świtem, obudził się ciepły i rozświergotany. 
Niebo lazurem jeszcze nie zachwyca, ale sam fakt, że nie pada, że jest ciepło, na ten moment w zupełności wystarczy. 
Mikołaj ostatecznie podjął decyzję, by nie przechodzić na profil esabac, tylko iść klasycznym rytmem. Radziłam, sugerowałam, ale decyzje odnośnie SWOJEGO życia musi podjąć on sam, a ja mogę je tylko uszanować. 

A poza tym może Mikołaj ma rację? Może pięć lat przeżytych w liceum z grupą fajnych ludzi liczy się bardziej niż wszystkie wyszukane dyplomy świata? A co gdyby moje rady popchnęły go na złą ścieżkę? Poza tym piętnaście lat to według mnie dobry czas, by zacząć podejmować własne decyzje i poczuć ich ciężar. Nie chcę wypuścić z domu dziewiętnastolatka, który nawet o kolorze swoich spodni nie będzie umiał zdecydować. Sama ponad wszystko cenię sobie wolność, więc niekonsekwencją z mojej strony byłoby pozbawiać jej chłopców. 

Tomek zapytał mnie czy w czwartej klasie będzie mógł jechać do Tanzanii jako wolontariusz. Pozwoliłam. Oczywiście mówimy o sytuacji bez pandemii. Pozwoliłam, bo jak zabronić? Czemu miałoby to służyć? Czy będę się martwić? Pewnie! Będę codziennie od nowa umierać ze zmartwienia, ale to przecież jego życie. Nie mam prawa rzucać mu kłód pod nogi. 
Poza tym w kwestii zmartwienia, jeśli Mikołaj zrealizuje swoje marzenia o przyszłości to będę z tego zmartwienia umierać podwójnie. Taki Matki los. 

Ale Matka ma dużo pomysłów na siebie, więc postara się skupić na życiu, zamiast na tym umieraniu.


Nic jeszcze nie zdecydowałam odnośnie weekendu. Nie wiem co ze sobą zrobić. Poza tym ten tydzień wykończył mnie i odarł z sił. Nosem się podpieram! A zatem teraz mówię Wam spóźnione dzień dobry i uciekam przedreptać kilometry. Dobrego weekendu!

LAUR to po włosku ALLORO

maki

Maki w deszczu

czwartek, kwietnia 29, 2021

Maki, wiosna w Toskanii, Dom z Kamienia blog

Deszcz z każdą chwilą się nasilał. Nie była to już ta lekka kwietniowa mżawka, do której kilka minut wcześniej z radością wystawiałam twarz. Zwiewna sukienka zaczynała się robić coraz cięższa, a włosy przestały być jedwabiste jak w reklamie szamponu. Musiałam wyglądać jak ofiara losu. 
Ledwie trzy kilometry udało mi się przewędrować, czyli tyle co nic. Oczywiście nie byłam zła na deszcz, tylko na siebie, że się zestroiłam jak ta pani wiosna, zamiast pójść w kierunku rybaka z kutra na Bałtyku, jakiś sztormiak czy choć oczywista parasolka. Cała złość zniknęła jednak w moment, kiedy zobaczyłam przy drodze maki...

Maki, wiosna w Toskanii, Dom z Kamienia blog

Maki to poezja! Do maków się wiersze, ody i psalmy powinno pisać! Maki nawet w deszczu były piękne. Mam do nich od zawsze słabość, budzą we mnie radość i wzruszenie. Maki są jakby łącznikiem pomiędzy kwietniem kipiącym jaskrawą, wczesną zielenią i pierwszymi gorącymi dniami. Maki to przecież wizualne preludium do lata... 

Dziś już deszcz ma odpuścić i mam nadzieję, że po tak ciepłej nocy nastanie piękny dzień, który pozwoli maszerować dłużej. Marzę o całym polu maków jak u Moneta! Może Mario będzie miał chwilkę czasu, by szukać ich razem ze mną.

Maki, wiosna w Toskanii, Dom z Kamienia blog

Idą do nas bardzo ciepłe dni. Podobno. Wyjazd do Florencji przełożyłam na przyszły tydzień, bo przede wszystkim nie pora szczególnie teraz na odwoływanie lekcji dla fanaberii, a poza tym czekam na jedną atrakcję, która dostępna będzie od przyszłego tygodnia. Może uda mi się też załapać na resztki tunelu glicynii? Tak najchętniej to pojechałabym dwa razy już zaraz! 

Teraz jak nas wszystkich prawie na żółto przemalowali, to w ogóle gdybym mogła, to bym się podzieliła na czworo. Jedna część mnie znów poszłaby w góry, druga pojechała do Florencji, trzecia nad morze, a czwarta zajęłaby się ogródkiem. Ale oczywiście tak się nie da, więc na coś się biedny "osiołek" będzie musiał zdecydować. Powinien też zostać jeszcze jakiś wolny margines - część piąta, który mógłby pracować. 

Szkoła chłopców nabiera przyspieszenia z końcowymi sprawdzianami i pytaniami. Tej szkoły już ledwie ponad miesiąc. Nie wiemy jeszcze czy Tomek dołączy do brata z codziennym jeżdżeniem do Faenzy, czy już te 50% jego rocznika przed komputerem zostanie. Czas pokaże. W każdym razie Mikołaj jest przeszczęśliwy, przyznaje uczciwie, że w domu to żadna nauka. 

Żal mu zostawiać klasę - tylko nieliczni wybrali profil z dyplomem francuskim - i zaczął coś kręcić nosem na esabaca. Starałam się pokazać mu, zasugerować, że ważne decyzje w życiu podejmuje się patrząc przede wszystkim na siebie, a nie na to, co zrobią inni. W każdym razie chyba na kręceniu nosem się skończy. 

W ogóle taki był uradowany wczoraj, bo z racji tego, że czyta namiętnie zagraniczną prasę, jest na bieżąco z całym światem, na przykład z sytuacją Chiny - Tajwan i o tej właśnie sytuacji zaczął wczoraj spontanicznie wykładać na lekcji religii. Ależ on był ucieszony i dumny kiedy klasa zasypała go lawiną komplementów, a prof skwitowała tylko jedną onomatopeją: ŁAŁ! 
Taki mądry ten mój Maleńtas, co to już dawno Maleńtasem być przestał. Nawet te jego "kwiatki" coraz rzadsze. 

Kwiecień z makami w deszczu prawie dobiegł do mety. Dobrego dnia!

POZWALAĆ to po włosku PERMETTERE (wym. permettere)

kobieta

Dojrzałość, forma, satysfakcja

środa, kwietnia 28, 2021


We wtorek dopadły mnie na całego najróżniejsze troski, myśli mniej optymistyczne, myśli szaro bure. Przygniotły sprawy zaczęte, sprawy nieskończone, sprawy bieżące i stare. Jakiś taki ten wtorek był nijaki. Ani słońce ani spacer nie wspomogły, bo pogoda była taka sobie i z premedytacją nigdzie nie powędrowałam. Niby mogłam, bo przecież nie żeby lalo, tylko zwyczajnie, po ludzku mi się nie chciało. Trochę pomogła joga - moja nowa miłość, ale tylko trochę. Zdaje się, że tych trosk nawarstwiło się wczoraj za wiele. Choć w sumie nie wczoraj, a w ogóle. Może tylko wczoraj to wszystko poczułam wyraźniej, mocniej, dotkliwiej. A może to ta pełnia, jak powiedziała J.

Za wiele trosk do dźwigania w pojedynkę. Ot co! 
Tak czy inaczej mam nadzieję, że ten spadek formy to chwilowy. Przecież jeśli zawsze jakoś wszystko ogarniam, to i tym razem ogarnę. Jak nie ma innego wyjścia, to tak być musi. 

A co do jogi, to wszystko wina deszczu - kolejny dowód, że deszcz czasem jest dobry.

Ćwiczę od dawna... Dokładnie odkąd skończyłam 19 lat i zaczęłam pracować w biurze. Jak się wtedy po kilku miesiącach siedzenia od rana do wieczora za biurkiem zorientowałam, że "kształty" mi się zmieniły i bynajmniej nie tak jak bym sobie tego życzyła, to zaraz się zabrałam za gimnastykę. 
I tak z maleńkimi przerwami trwa to do dziś - dokładnie ćwierć wieku! Były fazy biegania, tenisa, aerobiku, ale chyba najbliższy był mi zawsze pilates. Od dłuższego czasu miałam swój układ ćwiczeń wyrobiony przez lata oglądania różnych video. Ostatnio jednak w czasie jednego z bardzo deszczowych dni, kiedy nie wymaszerowałam potrzebnych do życia kilometrów, postanowiłam przetestować różne inne programy ćwiczeń. Wraz z wiosną zachciało mi się zmian. 

Czego to ja nie wypróbowałam w to jedno popołudnie... Nic jednak nie było tym, czego naprawdę szukałam. Postanowiłam wtedy spróbować z jogą. Nie tak jak wcześniej elementy jogi, ale joga od a do z. I tak wpadłam po uszy. 
Oczywiście wciąż się uczę i wiem już, że to będzie długa nauka, bo o ile ciało mam silne i nawet z równowagą coraz lepiej sobie radzę, to głowa niechętnie oddaje się "jodze", jeszcze nie tak jak bym sobie tego życzyła. Kto by pomyślał, że tak trudne może być zwykłe oddychanie... 


Patrzę w lustro i widzę zmiany, czas jak to czas - robi swoje, ale szczerze mówiąc lubię te zmiany. Lubię siebie teraz. Poza tym lubię to co autentyczne, nie lubię udawania. Nigdy bym więc nie pomyślała, żeby coś sobie "wyprasować" albo "nadmuchać". Czemu miałoby to służyć?

Kiedyś zadręczałam się tym, by podobać się innym. Dziś robię wszystko, by podobać się przede wszystkim sobie samej. Dziś w słowie dojrzałość widzę to, co najlepsze, z wiekiem naprawdę coraz bardziej siebie lubię. Lubię przede wszystkim swoją głowę i to co w niej, lubię się rano rozciągnąć i wygiąć w łuk, lubię przewędrować kilkanaście kilometrów po górach, lubię mieć świadomość, że moja fizyczność jeszcze mnie nie ogranicza. Reszta nie ma już większego znaczenia.

Wyszła mi dziś z tego pisania niemal spowiedź. Szczerze i bez udawania. Dobrego dnia.

UDAWAĆ to po włosku FINGERE (wym. findżere)

życie codzienne

Nudni dorośli

wtorek, kwietnia 27, 2021

Dom z Kamienia, blog o życiu w Toskanii

- Wśród nocnej ciszy... - intonuje Mikołaj przy śniadaniu.
- Błagam cię! 
- No co? 
- Nie o tej porze! - obydwoje z Tomkiem piorunujemy Mikołaja wzrokiem. - Jak dobrze, że to jeszcze tak daleko... - dodaję pocieszająco.
- Wcale nie! - cieszy się Mikołaj - To już za sześć, siedem miesięcy!
- O rany... rzeczywiście. 
- A ty nie chcesz Bożego Narodzenia? - Mikołaj patrzy z wyrzutem na Tomka przysypiającego nad kawą.
- Najpierw chcę lato, żeby się porządnie wyspać. 
- Nudni jesteście. 
Puk puk puk...
- Mikołajku jest piąta rano! Nie pukaj! Pod nami śpią ludzie.
- I słyszą jak pukam kolanami?
- Wszystko o tej porze słychać, więc uszanujmy, że ktoś inny o tej porze śpi. 
- Ale wy jesteście naprawdę nudni! - przewraca wymownie oczami. - Tacy dorośli jesteście, dorośli są strasznie nudni! 
- Ja jestem dorosła, ale wcale nie jestem nudna! - bronię się.
- Ale kolęd Matka nie chce w kwietniu śpiewać!
Kurtyna.

***
Poranek obudził się ciepły ale kipiący chmurami. Gęste opary jakby to jakaś sauna była upchały się szczelnie nad doliną. Dziś tak ma być, a i jutro nie lepiej, ale ważne, że jest ciepło, a że woda naturze potrzebna to wiadomo. 
Mario już pierwsze pomidory posadził, więc niech im w tej ziemi będzie ciepło, parno i wilgotno. Ja sama jeszcze z pomidorami czekam. Na ten moment posadziłam tylko oregano i cząber. Już sobie obmyśliłam cały ziołowy zakątek. I jeszcze balkon mam już cały ukwiecony. 

Dom z Kamienia, blog o życiu w Toskanii

A poza tym? 
Poza tym dopadło mnie takie zmęczenie, że nie umiem się ogarnąć. Za dużo znów spraw na głowie, a za mało czasu. Potrzebuję się wyspać, a jakoś nie ma kiedy! Ależ my się od tego wstawania o piątej odzwyczailiśmy... Mikołaj wrócił do szkoły już na sto procent, więc nie ma raz tak raz siak. Zrywanie się jak w wojsku każdego dnia! 

Ale zmęczenie zmęczeniem... Irysy kwitną, rozmaryn też i lipy przy via Francini się pięknie zazieleniły.  I Florencja czeka! A w tej Florencji wyczytałam, że... 

Dobrego dnia!

NUDNY to po włosku NOIOSO (wym. nojozo)

trekking

Kiedy zatraca się poczucie rzeczywistości - szlakiem Apeninów

poniedziałek, kwietnia 26, 2021

Kasia z Domu z Kamienia, blog o życiu w Toskanii

Karłowate dęby są tak powyginane, jakby ich konary i gałęzie zatrzymały się w szalonym pląsie. Człowiek patrzy na nie i traci pewność czy to na pewno jeszcze drzewo, czy już jakiś inny byt zaczarowany. Ja sama wędrując po Apeninach w ogóle tracę czasem poczucie rzeczywistości, coraz częściej dopada mnie wrażenie, że to wszystko tutaj tylko mi się śni, że to wszystko jest tak piękne, że nie może być prawdziwe. Jeśli tak rzeczywiście jest, nie chcę z tego snu się obudzić. 

Apeniny, trekking w Toskanii

Te wszystkie kwiatki nasycone kolorami, które kwitną na suchym i kostropatym galestro. Te łąki budzące się do życia. Zastępy motyli. Te kamienne domy. Ścieżka momentami jak gzymsik - uwielbiam to określenie T. Ostre cucuzzoli, skąd zachwyt nad światem na 360 stopni. I to kukanie namolne i bzyczenie i ciepły wiatr na twarzy. I ten zapach... 
Mam słowa i obrazy, by wszystko opisać, ale zapachu przekazać chyba nie umiem... Jest w nim sosna, jest ściółka, jest dziki tymianek i kwiaty, których nazwy nie sposób spamiętać, jest w tym zapachu coś niezdefiniowanego, coś co czuję tylko tu, coś co rozpoznam nawet z zamkniętymi oczami... Coś co upaja, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie nierzeczywistości. 

Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog

SAM-BU-CA... w myślach znów powtarzam, cedzę słowa jak czarodziejskie zaklęcie, bo przed moimi oczami ona i cały jej majestat. SAMBUCA. Tam mam jeszcze tak dużo szlaków nieodkrytych. Przy niej moje Castellone jest jak pypeć, niedorostek, ciupinka taka... 

Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog

Tym razem wyruszyłyśmy z T. z Cavallary. Zaplanowałam naszą trasę tak, by T. zobaczyła w końcu moją "świątynię" z cyprysami. Miałam nadzieję, że słońce poczeka na nas za zakrętem, ale kiedy dotarłyśmy do nich, popołudniowe światło przeniosło się już na drugą stronę wzgórza. Nic dziwnego - trochę nam się zeszło... Nie mogło być inaczej, skoro przystawałyśmy co parę kroków. Jeśli chodzi o widoki jest to chyba jeden z najbardziej malowniczych szlaków. Ile my się nazachwycałyśmy... 

Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog

T. powiedziała, że kiedy już wyjedzie na dobre, to będzie za tym tęsknić. Aż mnie w gardle ścisnęło na wspomnienie moich dawnych powrotów i pomyślałam zaraz - jak dobrze, że ja nie muszę już nigdzie wracać. 
Pomyślałam też, że to taka piękna rzecz... 
Spotykamy się gdzieś na moment, często przedziwnym zbiegiem okoliczności, wypadkową różnych zdarzeń, przecinają nam się ścieżki, przez chwilę idziemy razem, a potem znów rozchodzimy się w innych kierunkach. Dobrze jest w tym wszystkim, pozostać czyimś miłym wspomnieniem...  

Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog

Czasem to spotkanie jest dłuższe, czasem bardzo krótkie...
Na szlaku spotkałyśmy Marię. To w ogóle cud, że kogoś spotkałyśmy. Wędrowała sama. Powiedziała, że tak bardzo lubi, bo to i głowa wtedy myśli układa i człowiek się oczyszcza ze złego... Święta racja! - przytakiwałam - święta racja!
Maria przyszła ścieżką od Popolano. Przeszłyśmy we trzy może ciut ponad kilometr, a potem znów rozeszłyśmy się różnymi drogami. 
Jak widać nie ja jedna lubię wędrować samotnie po górach. Maria też się nie boi. Nie ma sensu się bać, bo życie człowiekowi przeleci niepostrzeżenie.

Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog

Każda jedna wędrówka to nie tylko układanie myśli, ale też kolejna nauka. Po niedzielnym trekkingu wiem, że resztki domu przed Monte Gianni to Castel Nuovo - czy to nie piękna nazwa dla domu? Kiedy patrzę na takie rozbebeszone mury, na okno, którego już prawie nie ma, zastanawiam się zawsze, kto przez nie kiedyś wyglądał, co myślał, czy patrząc na to, co ja dziś widzę, też się tak zachwycał?

Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog

To była przepiękna niedziela. Niedziela nawet nie wiosenna, a prawdziwie letnia. To był czas na krótkie portki, na pogadanie, czas na zachwyt, czas na głęboki oddech. Czas, który mam nadzieję będzie kiedyś miłym wspomnieniem. Przeszłyśmy ponad 11 kilometrów, tym razem bez wielkich przewyższeń, ale z niezapomnianymi widokami. Mamy oczywiście apetyt na więcej. Dziękuję T. 
Może ktoś jeszcze pisze się na taką wyprawę?

Na starcie ustawia się już ostatni kwietniowy tydzień. Najbliższe dni mają przynieść deszcz, ale temperatury i tak są już takie, jakie być o tej porze roku powinny. Niech pada, niech ziemia żyje, a ja nadgonię zaległości w domu. Dobrego poniedziałku!

CUCUZZOLO lub COCUZZOLO (kukuccolo, kokuccolo) to w tym wypadku czubeczek góry, ostre wzniesienie grani.

Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog
Apeniny, Toskania, trekking Dom z Kamienia blog