Kiedy więdnie kwiat lotosu...

sobota, października 31, 2020


Piątek wcale nie był dobrym dniem... A może ja po prostu coraz silniej odczuwam zmęczenie materiału i przy głupich nawet sprawach zaczynam się rozsypywać na milion drobiazgów. Choćby ten zakichany internet...

- Minęło 9 dni, a technik wcale się ze mną nie skontaktował w sprawie instalacji linii. Czy możemy to przyspieszyć. 
- Nie dziewięć tylko ledwie dwa.
- Jak dwa??? - Poczułam jak ciśnienie mi rośnie.
- Zgłoszenie mam z 28 października. 
- 28???? - ciśnienie na 250.
- Tak 28 października było zgłoszenie.
- 28 to ja po raz pierwszy zadzwoniłam, żeby ponaglić, a prośba o przyłączenie była wysłana tydzień wcześniej, mam maile, dowody, potwierdzenia, sms-y! - Rozpiekliłam się na całego.
- Ja tu mam zgłoszenie 28 - upierał się operator. - Pewnie dziewczyna przyjmująca zgłoszenie nie wysłała do realizacji i dopiero operator w środę przy ponagleniu się zorientował i puścił dalej. 

W tym momencie szlag trafił cały mój kwiat lotosu i resztę buddyjskiej filozofii. W mgnieniu oka przeistoczyłam się w demona, w diablę rozjuszone, takie z kopytami, rogami i ogonem, które za każdym razem jak otwiera pysk zieje ogniem.

- Czyli operatorka w środę i operator w czwartek bezczelnie mnie okłamali? 
- Proszę się na mnie nie złościć, to nie moja wina. 
- A czyja? Jestem wściekła na TIM, a pan zdaje się jest jego przedstawicielem, więc proszę mi nie mówić na kogo mam być zła, a na kogo nie!
- Ja nic nie mogę zrobić. 
- Wiecie jaka jest sytuacja, w większości regionów szkoła zdalna, a z podłączeniem internetu urządzacie sobie cyrk. Tak, jestem wściekła! 

Odechciało mi się obiadu i wszystkiego. 

Po południu przyjechał Mario i tak jak obiecał pojechaliśmy po kuchenkę. O cyrkach przy zakupie to już mi się nawet nie chce pisać - o niedziałającej karcie, o ganianiu do miasta za bankomatem, o stresie kolejnym, o tachaniu tej kuchni na górę... Po tym wszystkim nie umiałam się z tej kuchenki nawet cieszyć. 

Może dziś kiedy popatrzę na nią przy świetle dziennym zrobi mi się lepiej. 
Na wtorek poproszę o wsparcie mentalne i fizyczne Ellen i Lexa, którzy zaoferowali się z pomocą. Chciałabym, żeby ktoś mi pomógł ze skręcaniem mebli, z przymocowaniem karniszy, lamp. Żeby ktoś pomógł wywieźć niepotrzebne rzeczy i przewieźć za rzekę te potrzebne. Żeby ktoś poklepał po ramieniu i powiedział - "poukłada się!". Żeby ktoś napił się ze mną wina.

Martwi i smuci przemoc na ulicach. Przemoc i agresja skierowana w stronę kobiet, które walczą  o wolność wyboru, o godność. Martwi przemoc i "mołotowy" fruwające wczoraj we Florencji, będące dziełem wandali próbujących się podszyć pod pokojową manifestację restauratorów. Martwi zło, które drzemie w ludziach, agresja, perfidia w podjudzaczach, martwi świat cały...
 
Ale z dobrych spraw dla równowagi:

Na wtorek umówiłam się z fryzjerką - lepiej załatwić sprawę odrostów na wypadek gdyby nas zamknęli na amen, przynajmniej będę mogła bez niechęci patrzeć w lustro. Dwa - znów lokalny portal zachwycił się moimi zdjęciami i poprosił o zgodę na ich publikację. Trzy - pogoda jest piękna. Cztery - z kolejnej szuflady wyskoczyło takie piękne zdjęcie... Kiedy to było, kiedy miałam jeszcze siłę dźwignąć ich na raz...? 

A teraz niech mnie ktoś mocno kopnie, żebym miała siłę zmierzyć się z kolejnym pracowitym dniem.
 
KOPNĄĆ KOGOŚ to DARE UN CALCIO (wym. dare un kalczio) 

przeprowadzka

Odcinek 1534 telenoweli "Przeprowadzka" - opowieść z dreszczykiem

piątek, października 30, 2020

Biforco - Cardeto Toscana - Dom z Kamienia blog

Dzień jak co dzień...
I znów kiedy już uporałam się z porannym maratonem lekcyjnym, kiedy obiad został wydany i zjedzony, zabraliśmy się za pudła... Cała trójka odczuwa coraz silniejsze zmęczenie materiału przez tą ciągnącą się w nieskończoność przeprowadzkę. Pocieszamy się tym, że już bliżej niż dalej. 
W czwartkowe popołudnie najpierw odetchnęłam z ulgą, bo wszystkie książki ostatecznie wylądowały po drugiej stronie rzeki - i Dąbrowska i Pavese i Moravia i Terzani i Ferrante i Prus i Ligocka i innych całe zastępy, a Mikołaj skończył porządkować płyty - a było to nie lada wyzwanie, bo w tej kwestii jesteśmy strasznie nieporządni. Okropni jesteśmy!

Oto nasza filozofia: po co szukać opakowania od płyty, skoro można schować ją do najbliższego, które jest pod ręką? Efekt jest taki, że Pod Harrym Potterem kryje się Władca Pierścieni, pod Władcą Pierścieni Shrek, a jakieś stare opakowanie przedszkolnych przyśpiewek bezczelnie kryje poszukiwany kiedyś usilnie film: "Lepiej późno niż później". Opakowanie A-ha było puste, po płycie ślad zaginął, a Muse spali sobie grzecznie schowani pod przykrywką Lucio Battisti. 

Kiedy chłopcy kursowali z paczkami, ja znów postanowiłam zerknąć na górę - w myśl zasady "pańskie oko konia tuczy", gdzie znajomy elektryk i murarz dopinali wszystko na ostatni guzik... I tu zaczyna się historia z dreszczykiem.

- O ciao Kasia! - Ricky popatrzył na mnie poważnie. - Jest pewien problem.
- O rany...
- To znaczy nie, że jakiś wielki problem.
- No jak nie! Jest poważny problem - przejął pałeczkę elektryk.
- Ale co się stało?
Przez chwilę dyskutowali między sobą, żeby ustalić czy problem jest poważny i na ile poważny i czy bardzo czy mniej, a ja ocierałam się o stan przedzawałowy.
- Powiedzcie mi już, bo tu padnę. 
- Hydraulik montując piec rozwalił rurę w ścianie...
Patrzyli na mnie przez chwilę przejęci jakby czekali na wybuch. 
Wybuch jednak nie nastąpił. Byłam kompletnie spokojna. 
- I co teraz? 
- Powiedział, że wróci dopiero we wtorek i naprawi. 
- Bene... To znaczy wcale nie jest bene, ale... va bene.

Kiedyś dostałabym furii. Wczoraj chciało mi się z tego już po prostu śmiać. Znów dopatruję się pozytywów. Przez to, że nie można używać pieca, przeprowadzka opóźnia się nie z mojego powodu, a to oznacza, że przynajmniej nie muszę się martwić tym, że technik od internetu jeszcze się nie odezwał. Widocznie wszystko musi mieć swój czas i moje nerwy tu na nic. Złość piękności szkodzi, a o piękność w moim wieku to trzeba już szczególnie dbać.

I tak dotelepaliśmy się do końca października. Słaby miał początek średni z jesiennych braci, ale potem jakoś wziął się w garść i podarował nam piękną ottobratę. Do występu powoli szykuje się listopad, a tymczasem znów już prawie weekend. Znów czas szast prast. Znów ledwo wrzesień - już listopad, ledwo jesień - zaraz zima. Ledwo tu - zaraz tam. Karuzela życia. 

Dobrego dnia!

BENE (wym. bene) to znaczy DOBRZE i niech tak będzie.

przeprowadzka

Cierpliwość na oparach, oczekiwanie i kciuki potrzebne bardzo!

czwartek, października 29, 2020

 Marradi Toskania nieznana, Dom z Kamienia blog

Siedząc przed komputerem i wykładając odmianę czasownika andarsene kątem oka zauważyłam, że przed Domem za Rzeką ktoś rozłożył jakieś rury czy też "węże". Nie mógł to być malarz, ani raczej elektryk, więc w moim sercu zapaliła się iskierka nadziei, że oto do ostatniego, najważniejszego działania ruszył hydraulik. 
Oczywiście hydraulik pracował już od dawna: wszystkie drobiazgi powymieniał, ponaprawiał, jednak pozostała rzecz najważniejsza - wymiana pieca gazowego. Nie miałam pojęcia ile będę musiała na to czekać, a jak łatwo się domyśleć to jedna z fundamentalnych spraw przed ostateczną przeprowadzką. 

Ciekawość musiałam trzymać na postronkach, aż do "po obiedzie". Najpierw zakupy na wariata, żeby zdążyć przed sjestą, potem obiad, potem to, siamto, owamto... W końcu złapałam pierwszy lepszy tobół zalegający w salonie i poszłam za rzekę. Swoją drogą w starym domu mamy teraz prawdziwy tor z przeszkodami i kiedy muszę przejść do kuchni czuję się niemal jak Mario Bros.

Za rzeką przywitał mnie miły obrazek. Nie dość, że wszystkie pomieszczenia były już prawie odmalowane, posprzątane z największego syfu (nie czas na eufemizmy), nowe kontakty zamontowane, to jeszcze hydraulik kończył instalację nowego pieca! Bajka! Coraz bliżej celu!

Zaraz po euforii nadciągnęło jednak zmartwienie - bo co z tego, że niemożliwe stało się możliwe i mieszkanie w październiku jest gotowe, skoro TIM milczy, a bez internetu to ja sobie mogę... Gdyby chodziło tu tylko o moje lekcje, to z bólem serca zastopowałabym na kilka dni, ale kiedy jest zdalna szkoła to internet w domu jest tak samo potrzebny jak gaz czy woda. 

Wróciłam do starego domu, złapałam za telefon i dalej wydzwaniać do operatora i ponaglać w wyjątkowej sytuacji. Miła kobieta zapewniła, że dziś (czyli wczoraj) lub jutro (czyli dziś) dostanę sms z informacją o wizycie technika. Czekam, choć cierpliwość moja osłabła już zdecydowanie.

Przeniesienie pieca na pellet umówiłam trochę w ciemno na wtorek, bo jeśli nie wtorek, to najbliższy wolny termin - dopiero kolejny tydzień. Mam nadzieję, że do tego czasu zjawi się TIM. Teraz tylko pytanie, czy właścicielka starego domu będzie miała do sprawy ludzkie podejście i nie będzie kazała płacić całego czynszu za kolejny miesiąc, czy jednak nie... A tu przecież o te finanse się głównie rozchodzi.

Tak czy inaczej jutro ruszam ze ścierą i składaniem mebli. I coś Wam powiem - będzie ślicznie, jak to wszystko się już poukłada. Widzę to oczami wyobraźni, a tej mi przecież nie brakuje.

Pogoda na szczęście jest piękna. Idzie do nas kolejna fala słońca i ciepła. Nie wiem jak to nazwać, czy parafrazując październikowe ciepło, to będziemy nazywać "novembratą"?
Mniejsza o terminologię, najważniejsze, że kolejny tydzień zapowiada się słonecznie. Obyśmy zdążyli z ostatnim klamotem zanim nadejdą listopadowe słoty. 
A może te w ogóle nie nadejdą?

W tym wszystkim zaczynam coraz mocniej tęsknić za Florencją. W ostatnich tygodniach znalazłam tyle nowych ciekawostek, że aż mnie palce swędzą, by jak najszybciej o nich opowiedzieć. W duchu planowałam sobie florencką sobotę, ale potem Mario zadeklarował pomoc w wyprawie po kuchenkę, więc Medyceusze i renesansowe historie będą musiały poczekać.

Pewnie już Was znudziło to ciągłe czytanie o pudełkach, pakowaniu i remontach, ale cóż takie życie... Potem przyjdzie czas, że będę pisać o tym jak nowe wnętrza nabierają życia, o tym jak opadają ostatnie liście, o pieczeniu pierników. Wiecie, że po raz pierwszy nie będę musiała się martwić gdzie wcisnąć choinkę? Choć zmieniamy dom na o połowę mniejszy, to paradoksalnie miejsca teraz dla nas samych będzie, że ho ho!

DOBREGO CZWARTKU!

Ps. Potrzymajcie kciuki, żeby ten kochany TIM uwinął się w trymiga. Ładnie proszę! 

IŚĆ SOBIE to ANDARSENE (wym. andarsene)

przeprowadzka

Cierpliwości...

środa, października 28, 2020


Kiedy dotarłyśmy do Biforco, było już po 18.00, a miasteczko spowijała ciemność i spokój. Na nasze tradycyjne aperitivo po udanym dniu zatrzymałyśmy się tym razem w Brisighelli, bo po nowych restrykcjach, które nakazują barom zamykanie się o tej właśnie godzinie, nijak byśmy spokojnie nie zdążyły opróżnić na spokojnie kieliszków w naszym ulubionym biforkowym barze. 

Dzień udał nam się pięknie. Samochód znów wypchany był po brzegi. Śmiałyśmy się, że jeszcze kilka razy i dojdziemy do perfekcji. Do nowego mieszkania kupiłam trochę półek na książki, żeby choć część nie leżała w kartonach do nie wiadomo kiedy, poza tym potrzebne drobiazgi - kosz na śmieci, karnisze, zasłony, lampę, żarówki... 


Przez cały dzień poza domem nie udało mi się iść na przeszpiegi za rzekę, ale w zastępstwie wysłałam Mario. Sypialnie - jak ocenił - są gotowe, a zatem jutro, pojutrze, w najbliższych dniach czeka mnie szorowanie, pucowanie, odkurzanie, polerowanie i składanie mebli, ale o tym już przecież pisałam. Zaczynam być coraz bardziej zmęczona, bo pracy jest jeszcze dużo.
Trochę też stresuję się tym, że internetu jeszcze nie ma, choć przecież minął dopiero tydzień, a operator ma tak naprawdę na przyłączenie linii dwa tygodnie. Pazienza... Pazienza...

Wtorek w towarzystwie Ellen znów podziałał na mnie jak balsam. I przystanek na kawę i to ładowanie mebli do samochodu i pogaduszki i to wspólne stanie pół godziny w dziale zasłon, bo przecież wybór koloru i tkaniny to decyzja niezwykle "ważna" i "trudna"! 
Trzeba sobie dodawać sił takimi miłymi drobnymi chwilkami, żeby przejść przez te momenty trudniejsze i wierzyć, że potem będzie lepiej.
Bardzo jestem ciekawa życia za rzeką. Choć z tą myślą oswajam się od miesięcy, to jednak wciąż wydaje mi się to abstrakcją. Jednak siedem lat w jednym domu to też kawałek życia. Dla takiego Mikołaja na przykład to w tym momencie pół życia! 

Z kolejnych szuflad i zakamarków wyskoczyły kolejne relikty przeszłości. W tym moja książeczka goprowska ze zdobytymi szczytami!! Mnie do tych gór to od zawsze ciągnęło. Wzruszyłam się znów. 

A teraz czas już na mnie, bo zaraz sjesta, a my jeszcze bez zakupów. Dobrego, zdrowego dnia!

PAZIENZA to znaczy CIERPLIWOŚĆ (wym. pacjenca)


codzienność

Szkolne nowości i chwilowy brak melancholii

wtorek, października 27, 2020

Biforco - Cardeto, Dom z Kamienia blog

W poniedziałek rozeszła się wieść o wchodzącym w tym tygodniu w życie częściowo zdalnym nauczaniu. Dla chłopców to znaczy, że nie muszą się codziennie zrywać o piątej trzydzieści i oczywiście to ich cieszy, ale...
Ja sama jestem zmartwiona. Zmartwiona tym, gdzie to wszystko zmierza. W zdalne nauczanie zwyczajnie nie wierzę. Wiem, że teraz tak trzeba i nie ma co dyskutować, ale żal mi dzieciaków. Mam nadzieję, że przynamniej  tym razem nie potrwa to przez cały semestr. Na ten moment mamy plan lekcji na najbliższy miesiąc. 

Wiem, że to działanie mające na celu wyjście na prostą przed Bożym Narodzeniem, jednak im bardziej się nad tym zastanawiam, tym smutniej mi się robi. Chciałabym, aby moje dzieci miały znów swobodę i to samo życie co przedtem. 
Z drugiej strony cieszę się, że w tym całym "bałaganie", Marradi wciąż dzielnie się broni i nawet wczoraj przy kolacji mówiliśmy, że gdyby nie maseczki na twarzach ludzi, nic byśmy nie zauważyli. Ja oczywiście nie jestem wyznacznikiem, bo nie prowadzę nocnego życia, a i w restauracjach bywam od święta, więc pewnych zmian, które zaszły nie zauważam. 

Kolory jesieni Toskania blog Dom z Kamienia

Pogoda nadal jest przyjemna. Postraszyli prognozami zimnem podszytymi, a tymczasem wciąż jest całkiem ciepło, przez większość czasu dosyć słonecznie i w takim też duchu mają mijać ostatnie październikowe dni. Zaciskam kciuki byśmy wyrobili się z przeprowadzką, nim aura postanowi się zbiesić. 
Co do przeprowadzki to wczoraj zrobiliśmy spory krok do przodu, bo po pracy przyjechał Mario i te 100 metrów Rangerem hurtowo pudła przewiózł. Ricky tak jak obiecał zabrał się za malowanie, a widok braku gruzu i jaśniejszych ścian podziałał na mnie kojąco. Dziś kolejna wyprawa w stronę Rimini po kilka brakujących drobiazgów i pod koniec tygodnia zacznę pucować, montować, rozstawiać i układać życie w nowym miejscu. Pozostają nadal dwie niewiadome, które mam nadzieję wyjaśnią się na dniach: piec i internet. W tej kwestii od wczoraj nic się nie zmieniło. Cierpliwości... Cierpliwości... 

Jesienne owoce - Toskania, blog Dom z Kamienia

 Nawet jeśli zieleni wciąż dużo w krajobrazie, to z lip już prawie całkiem opadły liście. Mimo zmian w kolorach i w krajobrazie to chyba pierwszy rok, kiedy jesień nie wywołała we mnie melancholii. Tak mi się spieszy do nowego domu, tak na tych domowych zmianach jestem skupiona, że pal sześć łyse lipy, pal sześć coraz krótsze dni i chłód który w końcu nadejdzie. Pal sześć!  
Dobrego, zdrowego dnia! I oby internet dał radę!

trekking

Iść przed siebie, iść byle dalej, Tomka skarby dziecięce i kumulacja październikowego splendoru

poniedziałek, października 26, 2020

Marradi Castellone - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana

Czułam się jak Forrest Gump, który poszedł pobiegać. Oczywiście skala trochę inna, ale potrzeba ta sama. Kiedy już doszłam do końca cementówki, pomyślałam, że mogę dojść też do castagneto, a kiedy już dotarłam i tam, pomyślałam - "dlaczego nie miałabym iść jeszcze dalej". To nic, że znów nie założyłam buciorów. Tak jak Forrest miał ochotę tylko trochę pobiegać, tak ja miałam ochotę tylko trochę pochodzić... 
 
Marradi Castellone - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana

Wyparłam z głowy ślady wilka odciśnięte na ścieżce całkiem na świeżo. Pocieszałam się w duchu, że przecież zawsze byłam dobra we wspinaniu się na drzewa Postanowiłam nie bać się wilków i innych straszydeł i zapuścić się dalej i dalej. Iść i iść... Chodzić blisko domu to każdy może, ale iść samemu dalej w góry to już trochę wychodzenie z własnej strefy komfortu. I tego mi właśnie trzeba. 
Muszę przyznać, że to samotne wędrowanie ekscytuje mnie coraz bardziej. Daje to mojej głowie nieprawdopodobny ładunek energii i spokoju, moim oczom widoki jak z bajki, a uszom najpiękniejszą muzykę, jaką jest dla mnie "cisza natury".

Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana
Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana
Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana

Szłam przed siebie i znów cieszyłam się październikowym słońcem i kolorami. Miałam wrażenie, że te kolory osiągnęły właśnie teraz swoją pełnię i od tej pory już powoli, powolutku będą słabnąć. Światło, które rozjaśniało wczoraj Apeniny, było niezwykłe. Nad graniami unosiła się niemal mistyczna łuna, zupełnie jak ta nad głowami świętych na tandetnych obrazkach.

Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana
Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana

W ogóle nie chciało mi się wracać, po kilku kilometrach górskiego spaceru nie czułam wcale zmęczenia. Wręcz przeciwnie. Sprawdza się tu powiedzenie, że w miarę jedzenia apetyt rośnie - parafrazując je, ja powiedziałabym: w miarę chodzenia rośnie apetyt na kolejne kilometry.

Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana
Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana
Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana

Oczywiście nim zagnało mnie w góry znów zakleiłam kilka pełnych pudeł. Tomkowi wręczyłam natomiast małe pudełko i wór na śmieci:
- Do pudełka możesz schować swoje skarby z dzieciństwa, które chcesz ocalić, resztę wywalać!
- Pusia jaka ty jesteś! Ty to byś wszystko wywalała! 
- Tak trzeba. Trzeba nam oczyścić naszą przestrzeń, tak radzi filozofia wschodu.

Tak jak ja znalazłam moje skarby, tak z różnych szafek wyskoczyły relikty Tomka wspomnień. Znalazły się wśród nich: metalowy pojemniczek "elmex" z pierwszymi mleczakami, ciemna szybka, którą dostał od Mario w 2015 roku, by oglądać zaćmienie słońca, figurki troli, które ktoś mu podarował, mini tekturka z jakimś stworem z paczki chipsów i tak dalej i tak dalej... 
Bałam się, że wszystko będzie ładował do pudełka, ale ostatecznie ulżyło mi, kiedy zobaczyłam jak starabanił się z góry z pełnym i ciężkim worem na śmieci.  

Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana
Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana

Dziś ostatni już w tym roku październikowy poniedziałek. Przed nami bardzo intensywny tydzień. Będziemy się pakować na przyspieszonych nieco obrotach. Łudzę się, że to już końcówka. Dziś ma ruszyć malowanie. Czekam na piec od wody i na internet. To tak naprawdę warunkuje naszą przeprowadzkę. Jeśli uda się wszystko załatwić w tych dniach, weekend będzie dla nas znaczył ostateczną przeprowadzkę. Zakładam jednak, że o kilka dni może się wszystko obsunąć. I oby to było jedynie kilka dni, a nie więcej...

Jutro planujemy z Ellen jeszcze jedną "ikeowską" wyprawę, na wypadek gdyby jednak na serio mieli nas w regionach zamknąć. Brakuje drobiazgów: lustra do łazienki, lamp i choć jednej szafki na książki, by przynajmniej część ocieplała nam wnętrze zamiast tkwić w smutnych kartonach. 

Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana
Marradi - blog Dom z Kamienia, Toskania nieznana

Dobrego dnia Wam wszystkim i jeszcze raz dziś napiszę: choć jestem tu, to jednak całym sercem podpisuję się pod protestem kobiet w Polsce! 

IŚĆ to po włosku CAMMINARE (wym. kamminare)

życie codzienne

O zagwozdkach językowych, o pakowaniu do znudzenia i kwestie zamknięcia

niedziela, października 25, 2020

 Marradi - Toskania nieznana Blog Dom z Kamienia

- Wiesz kto dziś znów zgubił pociąg? - rzuca z oburzeniem Mikołaj siadając do obiadu.
- Mikołaj! Po polsku nie gubi się pociągu! - enty raz w tym tygodniu napomina Tomek.
- To co się robi?
- Spóźnia się na pociąg, prawda Pusia? 
- Spóźnia się na pociąg - powtarza Mikołaj za bratem, jakby chciał sprawdzić jak zabrzmi to w jego ustach i zaraz ponawia swoje pytanie - to wiesz kto dziś zgubił pociąg?

Tomek tylko przewraca oczami, ale nic już nie komentuje. 

- Pewnie F.? 
- Tak! I co najlepsze on mieszka przy stacji, przynajmniej tak nam się chwalił! 
- To nie nasze sprawy, lepiej powiedz co ty dziś robiłeś w szkole.
- Dzisiaj mieliśmy gimnastykę w palestrze i dostaliśmy taki wycisk, że wszystko mnie teraz boli. Potem prof sprawdzał nam tętno i ja miałem bardzo wysokie. 
- Ty musisz się przede wszystkim więcej ruszać.
- Po tak długiej kwarantannie my wszyscy byliśmy wczoraj nie w formie - bronił się Mikołaj. 
- Kwarantanna to żadne wytłumaczenie.
- Byłem tak spocony, że z włosów mi kapało. Tym razem naprawdę wyglądałem jak Tarzan.

Tarzan dojadł obiad i poszedł z bratem nosić pudła. 
Patrzyłam z satysfakcją na puste półki biblioteczek i z ulgą stwierdziłam, że już połowa książek za mną. Postanowiłam też, że kiedy już rozpakuję je po drugiej stronie rzeki, będę musiała je porządnie skatalogować. 
Między jednym pudłem a drugim zamówiłam biurka dla chłopców i szafę - tylko jedną na początek, by przynajmniej część rzeczy mieć nie w workach. Wciąż się waham z kuchenką i lodówką, ale i tu dziś muszę coś postanowić. Trzeba się spiąć jak najbardziej, by w tym tygodniu ze wszystkim się wyrobić. Nie chciałabym, żeby nowy lockdown zastał mnie w trakcie przeprowadzki.  

Zaczyna się przebąkiwać coraz głośniej o nowym "zamknięciu", choć oficjalnie żadnej informacji nie ma. Wypływają natomiast coraz to nowe propozycje kolejnych restrykcji, które sugerują, że lockdown nie jest wykluczony, a wręcz prawdopodobny. Na szczęście - przynajmniej na ten moment, a wiadomo, że sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie - Marradi od wirusa jest wolne. To daje mi przynajmniej tymczasowy spokój. 

Chciałabym wyskoczyć jeszcze w tych dniach do Florencji na jesienne zdjęcia, tak bym mogła twórczo wykorzystać czas, jeśli rzeczywiście nas zamkną i skończyć drugą część sekretów. Do skompletowania materiału brakuje mi wciąż kilku drobiazgów, ale zobaczymy co mi z tego wyjdzie. 
Przed nami wolna niedziela. Niedziela leniwa i bez planów. Ostatnia niedziela października tego przedziwnego roku. 
W zakładce mam kilka przepisów, które kuszą. Kuszą też góry, nieustająco. Kto wie...
PIĘKNEJ NIEDZIELI
Ps. "Ottobrata" chyba jednak zatrzymała się w progu...  

SIŁOWNIA, SALA GIMNASTYCZNA to po włosku PALESTRA

przeprowadzka

Pocztówki i mgła

sobota, października 24, 2020



Ranek przywitał nas otulony pierwszą w tym sezonie prawdziwe jesienną mgłą. Gdyby nie lekcje pognałabym już wczesną porą z aparatem, bo fotogeniczności mgły nie da się zakwestionować. Wyglądało to niezwykle, te żółte, stłumione lipy już lekko opadłe z liści w mglistym przydymieniu schyłku października... Taka niemal jesienna bohema, jak lokal lat dwudziestych, kiedy już przygaśnie muzyka i tylko snuje się papierosowy rozleniwiony dym. A te lipy w tym wszystkim jakby zmęczone swoim splendorem letnim i wczesno jesiennym. Ach jakie to było piękne... 

Kiedy lekcje dobiegły końca mgła rozmyła się gdzieś w niebycie i cała poetyka poranka prysła, jakby jej w ogóle nie było. Lubię mgłę, tym bardziej, że u nas w Marradi zdarza się zaledwie kilka razy w roku.

Kiedy okazało się, że pędzić z aparatem nie ma po co, zabrałam się znów za kartony i książki. To już taki mój rytuał. Lepiej mi się je pakuje gdzieś między jednym a drugim, trochę przelotem, niż gdybym miała ślęczeć ciurkiem przez kilka dni z rzędu. I już wspominałam, że  co spomiędzy tych książek wypada to aż zdaje się czasem niewiarygodne. 

Ostatnio wysunęła się stara koperta, w której były między innymi: stara pocztówka Marradi, na odwrocie której Mario zdaje się w 2008 roku naskrobał nam swój adres, potem w tej samej kopercie były inne pocztówki niewypisane, zasuszony kwiatek i jedna pocztówka wypisana z poprawionym nieudolnie błędem. Pewnie dlatego nigdy nie została wysłana. Słowa wypisane przeze mnie brzmią mi znajomo, mam wrażenie, że pamiętam je z moich Toskańskich Notesów. Istotnie kiedyś wysyłałam pocztówki do wszystkich, a pocztówki te nie były z klasycznymi pozdrowieniami, tylko właśnie z moimi prywatnymi zapiskami, refleksjami, wspomnieniami.

"Cień przesuwa się wolno po kamieniach tworzących koryto rzeki, ja przesuwam koc, bo lubię popołudniowe słońce(...)
Zjedliśmy cudowny obiad: pomidory nadziewane czosnkiem i bazylią, cukinię, bakłażany, paprykę, a wszystko to skropione oliwą, oprószone solą i upieczone na ruszcie w cieniu drzew nad rzeką Lamone(...)
Tu żyję i tu żyć będę wiecznie. 
Caterina" 

Jak na ten moment dotrzymałam słowa. 

Czas mnie już goni. Mam zamiar dziś odpocząć, popakować, pogotować, pospacerować, skupić się na tym co tu i teraz. Żeby nie zwariować, żeby nie dusić w sobie złych emocji. 
Dobrego dnia!

POCZTÓWKA to po włosku CARTOLINA (wym. kartolina)

przeprowadzka

Przyspieszenie, oburzenie i koniec "ottobraty"

piątek, października 23, 2020

Dom z Kamienia blog o życiu w Toskanii 

Po raz pierwszy poczułam za rzeką optymistycznego ducha. Nagle, kiedy wszystkie dziury i wąwozy w ścianach zostały zamurowane, kiedy w łazience pojawiły się zmiany, których nawet się nie spodziewałam, kiedy kable znalazły się na swoich miejscach, a Ricky - murarz uspokoił, że on się malowaniem zajmie, na duszy poczułam tak upragnioną i wyczekaną od dawna lekkość. Jakby nagle ktoś ujął mi ciężaru. 

I chyba właśnie ta lekkość i powiew optymizmu popchnęły mnie wczoraj do tego, by nabrać przyspieszenia z pudlami i pakowaniem. 
Chłopców też zaangażowałam w przenoszenie na trochę dłużej niż zwykle, bo w pewnym momencie już w obecnym domu nie było jak przejść, przez tą całą kartonową barykadę.
Tomek nosił pudła, a Mikołaj przeprowadzał z jednej cantiny do drugiej rowery.

Wieść o tym, że się przeprowadzam zatoczyła już szerokie kręgi. 
- Pakujesz się? - zapytała znajoma kobieta w barze.
- Eeee... tak, ale jeszcze jest trochę pracy!
- To dobrze! Przynajmniej będziesz miała nowy dach nad głową.

To prawda. Nowy dach nad głową, to tylko jeden z pozytywów przeprowadzki.

Po południu postanowiłam iść za ciosem i zamówić też internet. Rachu ciachu aktywowanie zamówienia poszło szybko, miło i bez komplikacji, ale lekko mnie zmroziło, kiedy operatorka powiedziała, że realizacja instalacji może trwać do dwóch tygodni. Po cichu mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu się uda, a jeśli nie to chyba kilka dni opóźnienia nie będzie żadną tragedią. Nauczyłam się cierpliwości i pokory. Trzeba poczekać, to trudno. 

Dziś rano, żeby nie wybijać się z rytmu wrzuciłam do koszyka sklepu internetowego lodówkę i kuchenkę. Tylko jeszcze muszę kliknąć "kup", a chwilowo ręce nieprzyzwyczajone do takich zakupów lekko mi drżą.

Wszystko nabrało przyspieszenia. Chłopcy cieszą się bardzo. Cieszą na myśl o nowych łóżkach, nowej lodówce, własnych pokojach...


Nim ruszę do pracy i dalszego pakowania, a czeka mnie dziś dzień wypełniony zajęciami po brzegi, muszę podzielić się kilkoma refleksjami. Niby na blogu nigdy nie wypowiadam się na pewne tematy - nie poruszam kwestii polityki, czy religii i pewnie jeszcze kilku innych, ale... Tu już nawet nie o politykę chodzi. Ostatnie wieści z Polski po prostu mną wstrząsnęły. Myślę o tym wszystkim od rana i tylko powtarzam sobie w myślach: jak dobrze, że ponad siedem lat temu podjęłam taką, a nie inną decyzję. 
Zwyczajnie nie mieści mi się to wszystko w głowie. Choć zdrowiej byłoby się od tego odciąć, to jednak krew zagotowała mi się w żyłach, bo nawet jeśli żyję w innym kraju i z różnych względów pewne tematy mnie nie dotyczą, to przecież nadal jestem Polką, Kobietą. Nie umiem na pewne sprawy być obojętna. 

Czas już na mnie. 
Zdaje się, że nasza piękna ottobrata właśnie dobiega końca. Ranek przywitał nas bardzo ciepły, a to oznacza, że raczej na pogodne niebo nie będzie można dziś liczyć.

DOBREGO DNIA! SIŁY i ZDROWIA!


przeprowadzka

Zaraz będzie pięknie, zaraz będzie normalnie...

czwartek, października 22, 2020

Marradi - Biforco Dom z Kamienia blog

Druga nieprzespana noc daje mi się we znaki. Nie mam zielonego pojęcia skąd te moje pobudki. Zwykle śpię jak suseł - to po pierwsze, a po drugie po ostatniej dawce gór i spacerów powinnam spać nie jak jeden, a jak dziesięć susłów. 

Tymczasem nic z tego. Co noc to gorzej. Wczoraj już o czwartej oczy jak sowa, dziś kolejny rekord - dzień zaczął się dla mnie już o 3.00. Mam nadzieję, że nie będę konsekwentna i jutro nie zafunduję sobie pobudki o drugiej. 
Czuję się jak zombie, jakby głowa ważyła tonę...

To pewnie przez te wszystkie myśli kotłujące się nieustannie po głowie, przez to całe zamieszanie z domem. Nieuchronnie zbliża się moment przeskoczenia za rzekę i im jest bliższy, tym większe ogarnia mnie przerażenie jak ja to wszystko "poukładam". 
I nie chodzi tu nawet o pakowanie i rozpakowanie - z tym akurat jestem w całkiem dobrym punkcie. Bardziej wykańcza mnie kombinowanie jak to wszystko sprytnie zsynchronizować - podłączenie pieca, internetu, bo jak te będą już za rzeką to i my się musimy przenieść, więc wtedy musi być też kuchenka podłączona i część mebli do choćby skromnego funkcjonowania. 
Murarz kończy swoją pracę. Po moim wtorkowym "wypięciu się" na całą przeprowadzkę i siedzeniu beztrosko w górach, wczoraj odważnie poszłam na przeszpiegi. 
Kupa gruzu zdawała się jeszcze większa niż ostatnio.

- Zrobię zdjęcie, moi Czytelnicy będą mieć odrobinę dreszczyku do porannej kawy. 
Murarz zaśmiał się na to moje fotografowanie, jednocześnie zapewnił, że gruz wywiezie i życzył powodzenia w sprzątaniu. Jezu... Sprzątanie tam i sprzątanie jeszcze tu! I cantinę trzeba opróżnić i te rośliny nieszczęsne przetransportować i lodówkę kupić... Ratunku!

Po południu miał zjawić się elektryk i chyba zjawił - tak sądzę po głosach, które po obiedzie dobiegały zza rzeki. On też już prawie kończy swoje zadanie. Została teraz kwestia odmalowania, czego niestety my we własnym zakresie nie możemy ogarnąć, bo to już nie kwestia odświeżenia, tylko porządnego wygładzenia i odmalowania jak należy. Poza tym chłopcy teraz czasu mają mało, a ja sama nie wszystko jestem w stanie spiąć. Dnia nie rozciągnę. 

Obdzwoniłam wczoraj kilka osób, no może nawet nie kilka... Powiedziałabym raczej, że obdzwoniłam wczoraj wszystkich świętych. Jednego świętego wszyscy zgodnie polecali, ale święty ów mieszka w miejscu, gdzie telefony nie działają, więc pozostaje mi czekać, że świętemu skończą się zapasy i zjedzie do miasteczka. W każdym razie gdyby nawet dziś nie zjechał i nikt inny się nie objawił, murarz zadeklarował się, że on się odmalowania podejmie, ale zajmie to jakieś dwa, może trzy dni. 


Już zaraz będzie pięknie, już zaraz będzie normalnie... - powtarzam sobie jak mantrę, żeby nie ześwirować. I królestwo za spokojny sen!

Dobrego dnia! 

ZEŚWIROWAĆ to po włosku IMPAZZIRE (wym. impacc-ire)

trekking

"Za tamtymi drzewami..."

środa, października 21, 2020


Dom z Kamienia blog - trekking w Toskanii 

- To już za tamtymi drzewami! - odwróciłam się i krzyknęłam do Ellen, która kilka kroków za mną przystanęła oparta o kijek, by złapać oddech.
- Kasia... - popatrzyła się na mnie wymownie. - Za tamtymi drzewami? Za którymi drzewami? 

Przypomniała mi się w tym momencie J., z którą wędrowałam w lutym po Apeninach. Na każde moje zapewnienie "to już ostatni taki fragment pod górę", J. posyłała mi spojrzenie "pełne spokoju i łagodności buddyjskiego mnicha". 


Teraz co jakiś czas podobnie zapewniałam Ellen: za tamtymi drzewami już na pewno, za tamtymi drzewami jest ten dąbek, za tamtymi drzewami już jest po płaskim, za tamtymi drzewami widzę prześwit. 
Ellen maszerowała dzielnie swoim rytmem i tylko co jakiś czas posyłała mi rozbrajające spojrzenie pełne pobłażania dla tych moich zapewnień z drzewami w roli głównej.

- Za tamtymi drzewami już powinno być rozwidlenie dróg. 
- To zaczyna brzmieć jak kłamstwo! 
- A nie wiesz, że kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą? Popatrz ile jeszcze śliwek!

Trekking w Toskanii Dom z Kamienia blog
widok na LOZZOLE
Dom z Kamienia, Marradi, trekking
Jesień w Toskanii, trekking po Apeninach

Szlak, który wybrałyśmy na piękny, październikowy wtorek jest bardzo trudny. Trudny w sensie wymagający dobrej kondycji i mocnych nóg. Trochę obawiałam się tego, czy to nie przesada, bo Ellen ma przecież "ciut" więcej lat niż ja. 

Tymczasem kolejny raz moja kochana Contessa pokazała i mnie i sobie samej ile w niej siły. Nie znam osobiście innych kobiet w tym wieku, które mają w sobie tyle samozaparcia i miłości do wędrowania. To daje mi nadzieję. To pokazuje, że siła jest w nas, że powinno się dbać o krzepę, o formę, by moment przestawienia się na boczny tor odsunąć w czasie najdalej jak się da. Ileż dobrego dla ciała i ducha z takiego wędrowania! I taka refleksja - jak często to my sami stawiamy sobie ograniczenia...

trekking w Toskanii, Dom z Kamienia blog
Cyklameny - Toskania jesienią, Dom z Kamienia blog

Przeszłyśmy ponad osiem kilometrów. Niby niewiele, ale jeśli do tego nie bardzo długiego dystansu dodamy przewyższenie prawie 700 metrów, to robi nam się już całkiem przyzwoita górska wyprawa. 
Dzień był wyjątkowy i obydwie, kiedy przysiadłyśmy w końcu na nasz piknik z widokiem na Monte Lavane, zgodnie same siebie zapytałyśmy: CZEGO CHCIEĆ WIĘCEJ?? Zwłaszcza teraz w tym zwariowanym świecie. 

- Wiesz, ostatnio po moich weekendowych zdjęciach i filmikach Czytelniczka zapytała mnie czy daleko muszę jechać, żeby mieć takie widoki.

Ellen zaśmiała się serdecznie. 

Uważam, że to jest jedno z największych dobrodziejstw życia tutaj. Najbliższy szlak górski, zaczyna się jakieś 40 metrów od mojej furtki. Kolejny 100 metrów dalej. Czego chcieć więcej?

Dom z Kamienia blog, trekking w Toskanii

- Czego chcieć więcej... - z nutą rozmarzenia powtórzyłam pod nosem jeszcze raz i dopiłam resztkę wina.
- A selfie? - zapytała Ellen.
- No oczywiście! - nim jednak złapałam za telefon, najpierw błyszczyk szast prast, potem włos wypuszczony na wolność z "prysznicowego" węzła na czubku głowy. Ellen za mną to samo i po kilku minutach pięknie "odsztafirowane" szczerzyłyśmy się do telefonu, który uchwycił tradycyjny, pamiątkowy kadr. 
Jaki miałyśmy przy tym szczeniacki ubaw, to tylko my wiemy! 

Dom z Kamienia - trekking w Toskanii, Marradi
Dom z Kamienia, trekking Marradi

Zeszłyśmy do Pigary około 17.00. Na przeciw wyszedł nam Lex w towarzystwie psów. Na koniec pozostało jeszcze tylko dopełnienie naszej świeckiej tradycji i aperitivo w barze. Kolejny piękny dzień. Czego chcieć więcej?

Dom z Kamienia, trekking Marradi

Gdyby tylko był czas, dziś wyruszyłabym znów... 
Wędrować zamiast myśleć o przeprowadzce, o tym co dziś do zrobienia... 
Tymczasem zrobiło się późno. Przede mną kolejny bardzo piękny, ale i bardzo pracowity dzień.
Trzymajcie się zdrowo!

Dom z Kamienia, trekking Marradi
Perspektywa, z której widać dwie wieże
Dom z Kamienia, trekking Marradi

ZA to po włosku DIETRO (wym. dietro)

dres i koszulka: www.madame.com.pl

foto: ELLEN
foto: ELLEN