Życie pewnie w około dziewięćdziesięciu procentach składa się ze zwyczajnych dni. Tych wyjątkowych, które zapadają w pamięć jest garstka. Muszę jednak przyznać, że ja z wiekiem nauczyłam się dostrzegać niezwykłość w najzwyklejszej nawet chwili... „toskański sen” bardzo mi w tym pomógł.
Wyostrzone zmysły i nadwrażliwość pozwalają widzieć mi świat w intensywnych barwach. Tyle drobiazgów wprowadza mnie w euforię...
Wystarczy, że wiatr dmuchnął mi ciepłym powietrzem w twarz...
że widziałam dzieci biegnące wesoło po łące...
że muskałam kłosy idąc przez złociste pole...
że księżyc „przeturlał” się po naszych wzgórzach...
Wystarczy, że wiatr dmuchnął mi ciepłym powietrzem w twarz...
że widziałam dzieci biegnące wesoło po łące...
że muskałam kłosy idąc przez złociste pole...
że księżyc „przeturlał” się po naszych wzgórzach...
Jeszcze kilka miesięcy temu nie wierzyłam, że to wszystko tak się potoczy. Myślałam, że moje mrzonki włoskie pozostaną jedynie w sferze fantazji. Nie można nigdy wątpić! Teraz to wiem... I choć przede mną wiele trudnych chwil muszę dać radę. Teraz widzę sens tego co robię.
Rozpakowuję, przepakowuję, życie które przyjechało w workach upchnięte. Układam na nowo...