Sylwester

Rok 2019 pięknie się Wam kłania...

wtorek, grudnia 31, 2019


Każdy rok jest ważny, bo w każdym dzieje się coś. Po każdym kolejnym roku do życiowego naszyjnika przybywają nowe koraliki. Jakie przybędą w tym roku? Któż raczy wiedzieć! 
Oto uroki naszego życia - choćbyśmy nie wiem jak planowali, jutro zawsze pozostanie wielką niewiadomą. Lepiej więc skupić się na tym co dziś, bo tego co wczoraj już nie możemy zmienić, ewentualnie wyciągnąć jakieś wnioski, jutro natomiast nie wiemy nawet czy będzie, prawdziwe życie jest dziś, tu i teraz - nie odkładajmy go na później!

2019 w Domu z Kamienia - jaki to był rok? 
Rok pełen pracy, nowych znajomości, ale też weryfikacji starych przyjaźni, rok nowych doświadczeń i rzucanych sobie samej wyzwań, rok pełen satysfakcji, ale też rok, w którym znów musiałam zmierzyć się ze starymi problemami, dawnymi zmorami, o których - łudziłam się - będę mogła zapomnieć. Jednak niezależnie od wszystkiego uważam, że to był dobry rok, bo wszystko jest po coś, bo zawsze, w każdym dniu można znaleźć coś dobrego - to zależy tylko od nas samych. 

W roku 2017 zadebiutowałam jako ślubny organizator, rok później miałam swój debiut telewizyjny, w mijającym roku natomiast wystąpiłam w Polsce w nowej roli jako dumna ambasadorka ziem Dantego.
Co przyniesie ten rok? 
2020 to przedziwna liczba i w duchu życzę sobie, by przyniosła jak najwięcej dobrego. Mikołaj powinien wystartować w liceum, ja z pierwszym e-bookiem, a kopuła Brunelleschiego ma skończyć podobno 600 lat, ale to wszystko "jutro", a tak jak już wspomniałam - jutro to jedna wielka niewiadoma. Poza tym - jak mawiają - jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to opowiedz mu o swoich planach. Dlatego ja zostawiam Was już bez kolejnego wybiegania w przyszłość. Zapraszam Was za to na sentymentalny spacer z Domem z Kamienia po kończącym się za kilkanaście godzin 2019 roku, a my sami, by dobrze rok zakończyć ruszamy w góry.

Rok 2018 pożegnaliśmy w domu Contessy, niestety bez samej gospodyni, która powalona grypą noc spędziła w łóżku.
W Nowy Rok natomiast, wierni naszej domowej tradycji, ruszyliśmy nad morze, w stronę słońca - do Rosignano.
Nim upłynął pierwszy tydzień stycznia, mieliśmy już na koncie pierwsze wielkie odkrycie, czego dowodem jest fakt, że do San Leo w kolejnych miesiącach powróciliśmy jeszcze kilka razy.
Mario znów ku uciesze starych i młodych wcielił się w rolę Befany!
Pierwsi Goście zawitali do Domu z Kamienia już w styczniu  
I choć okazji do zobaczenia lazuru marradyjskiego nieba zabrakło, to jednak dali oczarować się...
niezaprzeczalnej magii rodem z baśni Andersena.
Były to na szczęście niegroźne zimowe wybryki 
i "prawie wiosna" zawitała do doliny wraz z Mamą i Świtą.
Znów odwiedziliśmy razem Florencję, znów było gwarnie, radośnie  
i smacznie - razem z "Anką" produkowałyśmy karnawałowe frittelle di riso!
Wiosna przyszła zgodnie z planem, w porę, tak jak być powinno, a ja
korzystałam ze słonecznych dni do woli, przemierzając Apeniny z Mario, 
z Contessą
i z innymi, którzy bardzo na ten moment czekali.
Luty był bardzo łaskawy! Przed domem Contessy cieszyliśmy się nieprawdopodobnie upalną wiosną,
a gaje kasztanowe i górskie, zacienione polany pokryły się prymulkowymi dywanami.
Jeszcze zimą miała miejsce premiera Bazarów Europy, przy których pracowałam rok wcześniej. Mój telewizyjny debiut został przez Was przyjęty bardzo ciepło.
Z wiatrem, ze słońcem ... dalej wędrowałam po górach, obmyślając już po cichu mój przewodnik po Mugello. Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że za chwilę zostanie on zepchnięty na drugi plan.
W ostatni dzień marca zapłonęły ognie dla marca, tym razem targane szalonym wiatrem, który nieco przeszkodził w wyczekiwanej przeze mnie każdego roku imprezie.
2019 to rok nowych, interesujących znajomości - wśród nich była Ewcyna, dziewczyna przemierzająca świat na rowerze.
Wiosna rozkwitała coraz pewniej i doczekałam się w końcu łąk fioletowych od kwiatów świętego Józefa.
Kolejnym odkryciem mijającego roku była osada - widmo Castiglioncello na pograniczu Toskanii i Romanii
Poza odkrywaniem nowych miejsc, z coraz większym entuzjazmem i zachłannością odkrywałam Florencję.
W marcu wykipiały kwieciem sady owocowe, a ich widokiem cieszyłam się razem z 
Mamą i Najmłodszym
i to jemu powierzyłam zrobienie wiosennej wizytówki bloga.
Zaraz na początku kwietnia Tomek wyruszył w swoją pierwszą samodzielną, daleką podróż - do Niemiec.
We dwoje z Mikołajem próbowaliśmy oswoić nową sytuację, co było tym trudniejsze, że...
 kilka dni później ja ruszałam w podróż do Polski.
Celem mojej podróży było oficjalne promowanie ziem Dantego. Było to zdecydowanie jedno z najciekawszych doświadczeń minionego roku.
Rozjechany na trzy kraje tydzień zdawał się ciągnąć w nieskończoność i kiedy znów znaleźliśmy się w komplecie, radość nasza była niepohamowana!
Dopiero po tym całym zamieszaniu zabrałam się ze spokojniejszą głową za wyczekiwane zawsze ogródkowe prace.
W kwietniu z Renatą i Agatą z Ligurii (to kolejna nowa znajomość) miałyśmy podziwiać tunel glicynii, jednak florenckie fiolety dopiero leniwie budziły się do życia. 
Ospa warszawska pokrzyżowała plany na toskańską Wielkanoc Świty, więc w wąskim gronie ruszyliśmy na świąteczne wojażowanie.
Z radością odkrywaliśmy perełki zachwycającej Valmarecchia.
Wiosna to też szkolna wycieczka Mikołaja do Wenecji
i - choć zdaje się to nieprawdopodobne - siedem świeczek na torcie Domu z Kamienia.
Wraz z wiosną powrócili też starzy przyjaciele, z którymi z radością dzieliliśmy się nowymi odkryciami.
Jedynymi Gośćmi na bierzmowaniu Mikołaja była nasza marradyjska rodzina - Ellen i Lex.
Rok szkolny dobiegał końca i klasa Mikołaja zaprezentowała się na teatralnej scenie w wyjątkowo oryginalnym spektaklu.
Tomek natomiast debiutował na deskach teatru w Faenzie.

Wśród majowych Gości szczególnie zapisała się nam w pamięci "Wielka Piątka". Czekamy na powtórkę!
Maj to też 13ste urodziny Mikołaja, który w tym roku zdaje się wyrósł już prawie z dziecka
i przemienił w zachwycającego młodzieńca.
Po paskudnym deszczowym maju niemal od razu zrobiło się lato.
Znów cieszyliśmy się leniwymi spacerami, lodami i swobodnym byciem razem.
Wystartowaliśmy też w pierwszej w tym roku stralunacie, jednej z najbardziej wymagających w całej historii.
Na scenę oficjalnie weszło lato i kolejny raz zmieniła się okładka bloga.
Ten rok był zdecydowanie rokiem mojej pracy jako fotograf - rodzinnie, mamy w oczekiwaniu, noworodki, komunie, bierzmowania...
Czerwiec zakończyliśmy super krótkimi wakacjami, w czasie których odwiedziliśmy Portovenere, Pietrasantę, Pizę...
Zakochaliśmy się w Livorno
i w Certaldo.
Przez Dom z Kamienia przechodzili kolejni Goście, a wirtualne znajomości do realnego życia.
Rzeka znów stała się jednym z ulubionych miejsc zabaw.
W lipcu ku mojej wielkiej radości powróciła do Marradi kochana A. i przywiozła ze sobą całe zacne Grono Pedagogiczne,
z którym zasiadaliśmy do stołu, zwiedzaliśmy Florencję, Bolonię 
i oczywiście wędrowaliśmy po górach.
Świeczek na torcie przybyło też Tomkowi - czas nikogo nie oszczędza.
Lipiec to też ekspresowe spotkanie ze Świtą we Florencji - wynagrodzenie za straty moralne po niespełnionej Wielkanocy.
Dla chłopców jednymm z najciekawszych tegorocznych odkryć było bez wątpienia muzeum zoologiczne w Bolonii.
Nie ma toskańskiego lata bez słoneczników - tuż na obrzeżach Marradi znalazłam w tym roku jedno z najpiękniejszych pól ever!
Latem do Marradi powróciły czwartkowe mercatini, ale w innej, odświeżonej odsłonie. Postanowiono ubarwić je lokalnymi, "antycznymi" smakami. 
Hitem tego lata była też niewątpliwie mariowa pizza. Stawaliśmy przy piecu wiele razy, a Goście byli szczerze zachwyceni.
Całe lato było bardzo intensywne towarzysko,
a od imprez aż kręciło się w głowie, świętowaliśmy nawet wigilię moich urodzin.
Świeczkę na torcie zdmuchnęłam w ten sam wieczór, kiedy ruszał turniej Graticola d'Oro.
W walce o złoty ruszt wspierali nas dzielnie starzy Przyjaciele i nowi Goście.
To wsparcie okazało się nieocenione - złoty ruszt po raz trzeci z rzędu powędrował w ręce Biforco!
Niezliczoną ilość razy wracałam też w tym roku do Bolonii 
i z radością przybliżałam moim Gościom tajniki "Uczonej".
O mojej wiosennej podróży do Polski pisała nawet toskańska prasa. Kartkę z gazety zachowała dla mnie dumna piekarzowa.
W kalendarium imprez nie zabrakło w tym roku uwielbianej przez wszystkich strastellaty. Na tę okoliczność niebo podarowało nam wyjątkowy spektakl.
Bawiliśmy się dalej... Motywem tegorocznej Nocy Czarownic były czarne charaktery Disney'a, a ja w czasie imprezy wcieliłam się w zupełnie nową rolę.
To mnie przypadło w udziale wybranie jako oficjalny juror najlepszych kostiumów.
Sierpień dobiegał końca, a my cieszyliśmy się Świtą, która jednak nie zadowoliła się krótkim lipcowym widzeniem we Florencji 
i jeszcze ciocią jedną, ciocią drugą i wujkiem.
Wieczory były tak radosne i roztańczone, że szczególnie trudno było Gościom szykować się do powrotnej drogi.
Pod koniec sierpnia Biforco wyprawiło tradycyjną zwycięską imprezę,
a my dalej między jedną atrakcją a drugą niezmordowani wędrowaliśmy po górach.
Wakacje powoli dobiegały końca i Dom z Kamienia po intensywnych miesiącach w końcu opustoszał.
Cieszyłam się towarzystwem samych chłopców, z którymi odkrywałam kolejne nieznane - tu Brento Sanico.
Ten rok to też porcini - wyczekane przez mnie toskańskie prawdziwki. 
Było ich tyle, że znalazły się na jesiennej okładce bloga.
Wrzesień to nasza wyprawa na Pratomagno, które zdecydowanie znajduje się w czołówce odkryć minionego roku. To było nasze spektakularne zakończenie wakacji.
W końcu nastał pierwszy dzień szkoły i Tomek rozpoczął drugą licealną klasę, a Mikołaj ostatni rok w scuola media.
Wrzesień był dla mnie kryzysowym momentem. Mimo tak intensywnej pracy przez długie miesiące nie mogłam podarować dzieciom nawet najskromniejszych wakacji...
To moje zmartwienie poruszyło niektórym serca i stało się przyczynkiem ważnych blogowych zmian. Dom z Kamienia przeszedł poważny lifting, co musiało się bardzo spodobać, bo liczba Czytelników nagle się podwoiła.
Pogoda rozpieszczała nas przez cały wrzesień i październik jakby chciała wynagrodzić wstrętną wiosnę.
W Marradi znów zapachniało kasztanami, a ja...
na poważnie zabrałam się do pracy nad florenckim e-bookiem. Był to dalszy ciąg zmian, które zaszły na blogu.
W październiku do Domu z Kamienia przybył jeszcze jeden Gość - była to kontynuacja językowej wymiany z Niemcami. 
Jesień była coraz bardziej widoczna, ciepło przygasło, kolory zaczynały się zmieniać,
a nam w tym wszystkim udało się całkiem sporo powojażować. Była Marina di Ravenna,
Perugia - okrzyknięta przez Mikołaja najulubieńszym miastem,
Asyż
i na koniec Siena.
 W końcu nadszedł czas, by ogołocić taras z zieleni i kolorów.
Z kolorów nie ogołociliśmy natomiast naszego życia, w którym mimo narastających problemów było wesoło,
pachniało pomarańczami,
a popołudnia umilały spacery.
Nie powróciłam do Florencji tyle razy ile miałam założone, by przed świętami oddać do Waszych rąk mój "przewodnik",
ale wiele jej sekretów udało mi się zgłębić i to co się odwlecze...
Nastał grudzień i znów na ścianie zwisł słynny haftowany kalendarz, a coraz starsze nastolatki z wciąż tym samym entuzjazmem wybebeszały kolejne woreczki.
Jeśli grudzień to też czas na ostatnią w tym roku zmianę okładki bloga. Tym razem autorem zdjęcia był Tomek. 
W Marradi znów zrobiło się gwarnie i zapachniało zimowymi kasztanami, 
a w Kuchni Domu z Kamienia tradycyjnymi pierniczkami.
Potem ubraliśmy choinkę, zwiedziliśmy szopki...
a do Domu z Kamienia przybyli ostatni w tym roku turystyczni Goście.
Mój spokój w radosnym oczekiwaniu na święta zakłóciła ziemia - Mugello zatrzęsło się groźnie, ale na szczęście na strachu się skończyło. 
I tak oto nadeszły wyczekane święta, które będziemy długo z łezką w oku wspominać.
Cieszyliśmy się słońcem, jedzeniem, widokami, sobą
i wspólnym czasem.
I takie są dziś moje życzenia dla Was...

Życzę Wam przede wszystkim CZASU, bo tego wiecznie wszystkim brakuje. 
Brakuje czasu na rozmowę, na spotkanie, na spełnianie marzeń, na miłość, na odpoczynek, tak często brakuje czasu na życie - na to prawdziwe życie. 
A zatem w Nowym Roku życzę Wam dużo czasu. Czasu i zdrowia. Czasu i radości. Czasu i szczęścia!

FELICE ANNO NUOVO!