recenzja

Limoncello, szczypta ziół i pieprzu - coś dla wielbicieli włoskiej kuchni, nawet dla najbardziej kapryśnych

wtorek, października 31, 2023

Limoncello, szczypta ziół i pieprzu - recenzja Dom z Kamienia

- Dlaczego się Matka z tą książką fotografuje?
- Bo będę ją recenzować, a ponieważ naprawdę bardzo mi się podoba, to chcę sobie z nią zrobić zdjęcie. To będzie recenzja od serca. 

Kiedy wydawnictwo Pascal zaproponowało mi napisanie recenzji nowości kulinarnej "Limoncello, szczypta ziół i pieprzu", która właśnie ukazała się na rynku wydawniczym, byłam z jednej strony sceptyczna, a z drugiej uradowana i przypomniały mi się dawne czasy. Nie wiem, czy kiedykolwiek wspominałam na blogu o tym, że miałam w swoim życiu miły epizod, kiedy pisałam recenzje książek dla pewnego portalu. Bardzo to zajęcie lubiłam i chyba nigdy nie przeczytałam tyle książek, ile w tamtym okresie. 

Dlaczego jednak byłam sceptyczna? 

Nawet jeśli mówię o sobie, że jestem kolekcjonerką książek kulinarnych, to jednocześnie jestem w tej kwestii bardzo wybredna i krytyczna. Rzecz jasna, moja wybredność przekracza granice przyzwoitości, kiedy mówimy o włoskich książkach kulinarnych - a jakby tego było mało, pod "Limoncello..." widniał podtytuł: "Przepis na włoskie życie". 

Oczywiście przepis na włoskie życie to ja najbardziej lubię swój własny, zaintrygowała mnie jednak autorka "Limoncello" Tessa Kiros, a poza tym po przejrzeniu testowych materiałów, poczułam, że ta książka chwyci mnie za serce i tak też się stało. 

Tessa Kiros urodziła się w Londynie, jej ojciec był cypryjskim Grekiem, a matka pochodziła z Finlandii. Rodzina przeprowadziła się do Południowej Afryki kiedy Tessa miała 4 lata. W Wieku osiemnastu lat zaczęła podróżować - przemierzyła wiele krajów i kontynentów i jak sama o sobie pisze - te podróże koncentrowały się zazwyczaj wokół jedzenia. Z wykształcenia antropolożka i socjolożka podkreśla jak ważnym elementem jej życia byli i są ludzie. Ta otwartość na ludzi i inspirowanie się nimi znajduje swoje odbicie w tej książce i to jest chyba jedna z jej największych wartości. Obecnie autorka wraz z mężem i córkami żyje w Toskanii. 

"Limoncello, szczypta ziół i pieprzu" to zbiór smakowitych przepisów - przede wszystkim tych nieoczywistych, przepisów podejrzanych u teściowej, u przyjaciółek, u znajomych. Znalazłam wśród nich receptury, których szukałam już od pewnego czasu - dżem z chili i czerwonej papryki, sól ziołowa czy cukier różany. Powkładałam też mnóstwo zakładek, żeby niektóre przepisy wypróbować w najbliższym czasie, bo urzekły mnie od pierwszej lektury: konfitura z radicchio, marmolada z selera naciowego, zupa z karczocha, musztarda ze śliwką i koniakiem, lody kawowo cynamonowe, polędwica z solę różaną i wiele, wiele innych. Nawet Mikołaj zaglądał mi przez ramię, kiedy kolejny raz przeglądałam przepiękne zdjęcia, które nawiasem mówiąc, są ucztą dla oka. Jako miłośniczka fotografii przyznaję uczciwie, że będą dla mnie prawdziwą inspiracją! 

Pierwszy epitet jaki nasuwa mi się na myśl, trzymając w ręku książkę Tessy Kiros to "staroświecka". Trzeba jednak wiedzieć, że w moich ustach słowo staroświecka - przynajmniej w tym kontekście - to największy komplement. Ja też staram się korzystać z darów ogródka i Apeninów, uwielbiam przetwory, pełną spiżarkę, stare naczynia, domowe sposoby i haftowaną pościel... 

Limoncello, szczypta ziół i pieprzu - recenzja Dom z Kamienia

Ta książka oprócz przepisów kulinarnych zawiera też garść "babciowych", domowych porad. Oczywiście w obecnych czasach nikt już nie przygotowuje posagu, jednak wiele innych porad - jak choćby mgiełka do pościeli - warto wypróbować.  

Wiadomo, że dziś jesteśmy wygodni i wszystko kupujemy gotowe, ale trzeba przyznać, że haftowana pościel to coś pięknego, to jak domowe dzieło sztuki - jedyne i niepowtarzalne. Ja sama mam w szafie takie cuda "odziedziczone" z włoskich, zaprzyjaźnionych domów, mam nawet kapę zrobioną na szydełku specjalnie dla mnie.

Przyszło mi teraz do głowy, że jest jeszcze jedna rzecz, o której nigdy na blogu nie pisałam, no może raz gdzieś mimochodem. Uwielbiam haft i wszystko co jest ręcznie robione. W mojej skrzyni leży kilka obrusów własnoręcznie wyszytych, adwentowy kalendarz dla chłopców już przeszedł do historii i też do dziś pamiętam, że kiedy Tomek rósł w moim brzuchu, ja haftowałam dla niego piękną flanelową pościel w kaczuszki, bo przecież nie mogło być banalnie dla mojego wyczekanego dziecka! 

Tyle wspólnych elementów, które sprawiły, że - tak jak przypuszczałam - "Limoncello, szczypta ziół i pieprzu" przykleiła mi się do serca. 
Książka nie kosztuje mało, ale jest na pewno warta swojej ceny. Przepięknie wydana, bogata w treść i zdjęcia, więc z czystym sercem polecam ją wszystkim miłośnikom ciepła domowej, włoskiej kuchni.  
Ta pozycja może być pomysłem na wspaniały prezent nawet dla takiej włoskiej kapryśnicy jak ja!

Limoncello, szczypta ziół i pieprzu - recenzja Dom z Kamienia
Limoncello, szczypta ziół i pieprzu - recenzja Dom z Kamienia
Limoncello, szczypta ziół i pieprzu - recenzja Dom z Kamienia
Limoncello, szczypta ziół i pieprzu - recenzja Dom z Kamienia

Październik żegna się z nami wywrotowo. Nadal jest ciepło i zielono, ale poranek przywitał nas burzą, wichrem i deszczem, więc znów bałam się jak to moje biedne dziecko dotrze bezpiecznie do szkoły. Zwariować można z tą pogodą. Przy tym wszystkim temperatura niczym na początku września - normalnie tropik! - powiedziała wczoraj A. 

Woda w Lamone, tak jak kilka dni temu, znów wygląda jak pomyje w starogardzkiej miednicy

Przed nami listopad i Ognissanti, na który beztrosko zafundowałam sobie wolny dzień, choć między Bogiem a prawdą - na taką beztroskę nie stać mnie ani trochę. Są jednak chwile, kiedy tak po ludzku trzeba się odciąć, przestawić na inny tor i ja mam nadzieję na jutrzejszy sukces w tej dziedzinie. 

Pięknego dnia!

SZCZYPTA to po włosku PIZZICO 

kasztany

Kasztany - ostatni raz w tym roku - edukacyjnie o marradyjskich diamentach

poniedziałek, października 30, 2023

Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
 
Popatrzyłam to na zegarek, to na niebo i przypomniałam sobie, że przecież jesteśmy po zmianie czasu. Było o wiele wcześniej niż myślałam i jeszcze chwilę trzeba było poczekać, żeby zobaczyć finałowe popisy teatralnej grupy. Nagle jednak ogarnęło mnie zmęczenie i potrzeba bycia w domu, więc postałam jeszcze chwilę, potem przeszłam kilka kroków, znów postałam, złapałam kolejne kilka sekund nagrania i ostatecznie ruszyłam w kierunku Biforco nie czekając już na pożegnalne śpiewanie. Musiało mi wystarczyć to, co fotografowałam przez prawie pół dnia

Kiedy w Marradi kończy się lato, nie ma nigdy wielkiej rozpaczy, bo będąc w Marradi mamy przecież drugi wysoki sezon - jesienny, kasztanowy, rozśpiewany, pełen turystów. Potem, kiedy to wszystko się kończy, to na półkach w markecie pojawiają się już pierwsze panettone, a od panettone do wiosny... wiadomo - prosta droga. 

Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów

Objadłam się wczoraj tych kasztanów jak wariat. Zajadałam je z jeszcze większym apetytem niż zazwyczaj, bo rano poczytałam sobie o ich wspaniałych właściwościach odżywczych. I tak sobie myślę, że ja chyba nigdy w Domu z Kamienia o kasztanach nic "mądrego", oświecającego nie pisałam, więc dziś naprawiam ten błąd.

Być może słyszeliście nie raz - nawet tu na blogu - określenie castagne i marroni. Nawet ja używam tych słów zamiennie, ale trzeba wiedzieć, że tak naprawdę nie jest to do końca to samo, choć w obu przypadkach mowa o jadalnych kasztanach. Teoretycznie castagne pochodzą z dzikich drzew - spotkacie je często na apenińskim szlaku i najprościej rozpoznać je po tym, że są mniejsze i w jednym jeżyku może być ich nawet pięć czy sześć. Marroni natomiast pochodzą z drzew "uprawianych", czy też takich, o które się dba - coltivati - niezmiennie mam problem z tłumaczeniem niektórych włoskich słów. Jeden jeżyk pomieści co najwyżej trzy marroni

Nie raz zdarzyło mi, że ktoś z turystów czy czytelników mówił, że nie lubi kasztanów, bo gdzieś tam już jadł i smakują jak słodki ziemniak. Zawsze wtedy podkreślałam, że w takim razie powinien spróbować kasztanów z Marradi, z Mugello i jeśli te smakiem nie przypasują, to można rzeczywiście powiedzieć, że kasztanów się nie lubi. Nie chodzi o to, że przemawia przeze mnie lokalny patriotyzm (to na pewno też), ale takie są fakty! Po pierwsze w samej Italii mamy kilkaset odmian jadalnych kasztanów, a te które przez specjalistów uznawane są za najlepsze z najlepszych to między innymi Marrone del Mugello IGP

Marrone di Marradi natomiast jest jego "pododmianą" i ze względu na swoje wyjątkowe właściwości i niepowtarzalny smak nazywany jest "Marron Buono". Mówi się, że jest diamentem w kasztanowej kolekcji Mugello i pewnie Toskanii w ogóle. 

Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów

Kasztany je się pieczone (caldarroste), gotowane (ballotte), robi się z nich najróżniejsze wypieki - w tym słynna torta dei marroni czy castagnaccio. Dawniej robiło się też zupę i używało jako dodatek do mięsa (sprawdziłam! genialne połączenie!). Z kasztanów robi się oczywiście mąkę, z mąki makaron, polentę, placuszki, naleśniki, ciasteczka. 

Z kwiatów kasztanów powstaje wyjątkowy miód, poza tym w Marradi robi się też piwo kasztanowe, a samo drewno kasztanowe to szlachetny materiał do zrobienia mebli, które posłużą kilku pokoleniom.

Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów

Kasztany są bogate w tłuszcze omega 3 i omega 6, nie zawierają glutenu, są bogatym źródłem witaminy z grupy B, witaminy E i kwasu foliowego, ponadto zawierają witaminę K i wiele cennych dla nas minerałów: potas, fosfor, magnez, cynk, miedź, wapń.  

Kasztany mają działanie przeciwzapalne, są doskonałym przeciwutleniaczem, obniżają poziom cholesterolu, regulują pracę układu trawiennego, są zbawieniem dla układu nerwowego. Mówiąc krótko - dobre dla naszej głowy, krwi, mózgu, nerwów, mięśni, żołądka, dla kobiet w ciąży, dla dzieci, dla osób starszych, dla prowadzących aktywne życie - dla wszystkich! I przede wszystkim doskonale smakują! 

Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów

Mam nadzieję, że udało mi się rozjaśnić nieco kwestie kasztanów. Przy okazji przypominam Wam, że drzewo, które rośnie w parkach to kasztanowiec, a drzewo, które rodzi castagne to kasztan! 

Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów

Do działań dobroczynnych kasztanów myślę, że można też zaliczyć bycie na marradyjskich sagrach. Mamią smakami, radują duszę, poprawiają humor i zostawiają miłe wspomnienia. 

Oczywiście marradyjskie sagry kasztanowe to nie tylko kasztany - to nieodłączne wino cagnina, to też cała masa innych przysmaków, które przyjeżdżają z bliższych i dalszych części Włoch. Dołączcie do nas w przyszłym roku!

Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Co to są caldarroste, Marradi, Dom z Kamienia

Październik powoli zbiera swoje fanty i pakuje walizki. Dziś i jutro, zanim odjedzie z pierwszego peronu stacji Biforco, mam zamiar jeszcze chwilę z nim pospacerować. Mam nadzieję, że pogoda pozwoli i ottobrata wytrwa jeszcze chwilę, a zapowiadane pogodowe zawieruchy szczęśliwie nas ominą.

Dobrego dnia!

KORZYŚCI to po włosku BENEFICI

Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów
Dom z Kamienia, wartości odżywcze kasztanów

codzienność

Ostatnia w tym roku kasztanowa "wigilia"

niedziela, października 29, 2023

Dom z Kamienia Kasia Nowacka, Polka w Toskanii

W końcu z sobotę wiatr się uspokoił. Byłam wykończona, bo w nocy z piątku na sobotę, znów nawiedziła nas fala wstrząsów wtórnych. Sejsmografy zarejestrowały ich w sumie chyba pięćdziesiąt, choć wyczuwalnych było kilka. Pierwszy obudził nas o 2.50 w nocy, więc o spaniu można było zapomnieć. Wstrząsy występowały dosłownie co kilka minut. Być może wcześniej nie zwrócilibyśmy na nie uwagi, ale po wrześniowych przejściach wszyscy jesteśmy przewrażliwieni, żeby nie powiedzieć straumatyzowani. Kiedy raz człowiek poczuje czym jest prawdziwe trzęsienie, ten potem na jedno małe drgnięcie reaguje histerycznie. 
Zwykle jeśli jest się w ruchu, spokojnie można taką dwójkę przegapić, ale jeśli na przykład leży się w łóżku, na piętrze, to również te słabsze są dobrze wyczuwalne - zwłaszcza jeśli... patrz wyżej. 
 
Wstrząsy trwały prawie do 13.00, a potem nagle wszystko ucichło. Ucichł też upiorny wiatr i nareszcie wróciło stabilne słońce i przyzwoita październikowa aura.

W sobotnie wczesne popołudnie skończyłam lekcje, poczekałam na Mikołaja z obiadem, a potem złapałam za Nikona i pomaszerowałem przed siebie. Musiałam wychodzić zmęczenie, troski i zmęczenie głowy po ostatnim tygodniu. Kilka spraw nie poszło po mojej myśli, kilka zaniepokoiło, kilka czeka na sensowne ułożenie, a nad kilkoma nadal łamię sobie tę moją biedną dyńkę.
 
Dom z Kamienia Kasia Nowacka, Polka w Toskanii

W połowie mojej wyprawy, dla dopieszczenia samej siebie, zrobiłam krótki przystanek przy marradyjskim teatrze, gdzie jak przez trzy ostatnie soboty Alpini częstowali swoimi legendarnymi ciambellini. Mam nadzieję, że ten zwyczaj - ciambellini w wigilie kasztanowych niedziel - stanie się marradyjską tradycją. Jednocześnie mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać długich miesięcy, by znów cieszyć się smakiem słodkich oponek. Kto wie, czym zaskoczy Marradi w czasie grudniowych mercatini?

Dom z Kamienia Kasia Nowacka, Polka w Toskanii

Miałam ochotę wczoraj na dłuższy spacer, przez chwilę nawet pomyślałam o Świątyni Dumania, ale ostatecznie powędrowałam spacerową trasą, z której można złapać jedne z najładniejszych kadrów Marradi - moim zdaniem. Szłam i szłam, a głowa powoli odzyskiwała spokój. 

Mimo kilka dni porywistego wiatru, liście jeszcze dzielnie trzymają się gałęzi. Tylko lipy już nieco ogołocone, bo one też i pierwsze wiosną w liście się stroję, ale poza nim nadal tak wiele zieleni w całej dolinie. I tyle jeszcze kwitnie cyklamenów! Przez suszę schyłku lata, chyba dopiero teraz jest ich najintensywniejszy rozkwit. Pomyślałam, że one są trochę jak kwiaty świętego Józefa. Na pierwszy rzut oka wydają się rachityczne, efemeryczne, ale przecież trwają przez kilka miesięcy i trwają i trwają! Radzą sobie świetnie z deszczem, śniegiem i wiatrem. Przy nich nawet siermiężne słoneczniki odpadają w przedbiegach! 

Dom z Kamienia Kasia Nowacka, Polka w Toskanii
Dom z Kamienia Kasia Nowacka, Polka w Toskanii

Przed wieczorem do Marradi przyjechał bolończyk. Znów zarzucał nas opowieściami z wielkiego uniwersyteckiego świata, opowiadał o swoich nowych inspiracjach, pokazywał ostatnie rysunki i nawet dał się wyprzytulać za wszystkie czasy. Cieszę się, że korzystając z przerwy w zajęciach, tym razem pobędzie z nami przez kilka dni. Wiem też, że potem do świąt, kiedy będzie więcej nauki zbastuje z cotygodniowym przyjeżdżaniem do Biforco.

Nim kolacja wjechała na stół chłopcy usiedli na kanapie i razem oglądali jakieś kreskówki dla dorosłych. Ubaw mieli przy tym przedni, a mnie serce puchło z radości, że wciąż lubią być razem, że nadal bawi ich to samo, że chcą ze sobą rozmawiać jak za dawnych czasów. 

Dom z Kamienia Kasia Nowacka, Polka w Toskanii

Przed nami ostatnia już w tym roku kasztanowa sagra. Pogoda ma nas dziś rozpieszczać, więc mam zamiar przez całe popołudnie wędrować w górę i w dół miasteczka, objadać się kasztanami do nieprzyzwoitości, pić cagninę (też do nieprzyzwoitości!) i fotografować do woli. 

Pięknego dnia!
W GÓRĘ I W DÓŁ to po włosku SÙ E GIÙ 

Dawno nie było Youtubowego spamu, więc z okazji niedzielnego poranka, który jest wyjątkowo długi przypominam jeden z filmów: 




codzienność

Kasztany i pieczarki

sobota, października 28, 2023

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Myślę, że ten rok zapisze się w historii Marradi jako bezlitosny "wywrotowiec" - osuwiska, trzęsienie ziemi, ulewy, ekstremalne upały, pożar i teraz jeszcze trwający od kilku dni wicher, któremu nawet nie powiem głośno co wtórowało tej nocy. Mikołaj pojechał do szkoły wykończony i nie wiem jak da radę wysiedzieć do końca zajęć, ja mam oczy na zapałki i tak ciężką głowę, że marzę tylko o spokojnym śnie... Już nam naprawdę tego typu atrakcji na długi czas wystarczy!

Jeśli chodzi o wiatr to i tak najgorzej było w okolicach La Spezia, gdzie zanotowano najsilniejszą w historii liguryjskich pomiarów prędkość wiatru. Podobno wicher momentami gnał 203km/h...     
 
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Łatwo sobie było wyobrazić, że skoro w dolinie wiatr był tak upiorny, to w górach trzeba będzie napchać do kieszeni kamieni, żeby nie odlecieć jak suchy liść. Tak czy inaczej zdecydowaliśmy się z Mario na krótką wyprawę na pieczarkową łąkę. Niemożliwym było, żeby po deszczach i przy takim cieple nic nie wyskoczyło. I oczywiście - Bingo!

Zebraliśmy całą torbę dzikich pieczarek, które smakiem przebijają wielokrotnie te sklepowe, a kieszenie wypchaliśmy kasztanami! Na środku pieczarkowej łąki rośnie kasztan - dziki kasztan, więc jego owoce nie mają wartości rynkowej, ale w smaku są tak samo dobre! I te - jeśli napotkacie na apenińskim szlaku - można zbierać. Pamiętajcie jednak, że w gajach kasztanowych jest to surowo zabronione. Byłoby to zwykłe złodziejstwo.  

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

- Spodnie mi spadają - śmiał się Mario - i dopychał do bocznych kieszeni bojówek kolejne marroni.
- A ja wyglądam jak w piątym miesiącu ciąży - zaprezentowałam brzuch opatulony w kufajkę z kieszeniami - i to bliźniaczej!  

Kiedy przy Rangerze zaczęliśmy te kieszenie opróżniać, okazało się, że nazbieraliśmy na oko dwa - może trzy kilo kasztanów. 

Kiedy schodziliśmy z łąki znów nasunęły mi się refleksje o mojej wersji luksusu. Takie wyjście w góry i powrót z darami natury, które można spożytkować w kuchni, to przecież prawdziwy przywilej, to dobro w czystej postaci, że o ekonomicznych zaletach nie wspomnę! 

Wieczorem z części skarbów przygotowałam zacną kolację. 
- Co zrobisz z pieczarek? Sos do tagliatelle?
- Nie chcę klasycznego sosu. Coś muszę pokombinować. Myślę, że świetnie skomponują się z radicchio, pancettą i gorgonzolą...
 
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Ostatecznie z gorgonzoli zrezygnowałam, bo pieczarki okazały się tak intensywne w smaku, że sama pancetta, radicchio i odrobina śmietany zrobiły świetną robotę.
Mario chwalił i wymyślał nazwy dla wymyślonego na spontanie dania, a trzeba wiedzieć, że jak Mario chwali to już najwyższy stopień uznania! 

Zdaje się, że wiatr się uspokoił. Słońce rozgościło się na dobre i mam nadzieję, że mimo upiornej nocy to będzie całkiem dobry dzień. Poza tym wieczorem znów zawita do nas bolończyk! 

Pięknej soboty! 

KOSZMARNY - DA INCUBO!

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej