Styczeń w tym roku ciągnął się w nieskończoność. Przez cały czas miałam wrażenie, że dni niby uciekały jak szalone, ale z drugiej strony ten najzimniejszy - przynajmniej teoretycznie - miesiąc miał tych dni w tym roku chyba z pięćdziesiąt, a nie jak zawsze trzydzieści jeden.
Ale już! Już jest ten ostatni dzień, luty stoi w progu z walizkami i mam wielką nadzieję, że walizka ta wypchana jest krokusami, mimozami i żonkilami i może jeszcze czymś dobrym. Przejrzałam dziś o świcie moje ostatniostyczniowe i pierwszolutowe wpisy ze wszystkich biforkowych lat i z ulgą stwierdziłam, że z wyjątkiem zimy stulecia, która nawiedziła nas w 2018 roku, to właśnie w lutym zawsze rozpoczynał się wiosenny sezon. Pierwsze kwiaty, ciepło, stołowanie się pod gołym niebem, witanie się z morzem... Oby tak było i w tym roku.
Czwartek był paskudnym dniem...
Dniem tak okropnym, że mój wrodzony i odporny na wszystko optymizm uleciał, nie zostawiając nawet swojego cienia. Dziś musi być lepiej, jakoś się muszę poskładać i przede wszystkim opracować jakiś system transportu peletu. Noszenie go własnymi rękami szybko przypłacę zdrowiem. W nocy przypomniałam sobie, że w cantinie jest taka mini paleta na kółkach, której używamy do przewożenia, przestawiania ciężkich donic. A gdybym tak przywiązała do niej sznurek i na niej przywiozła ten pelet do domu? Technicznie zdaje się to być bardzo dobre rozwiązanie, tylko czy ja nie będę wyglądać jak wariat z takim wózkiem? Z drugiej strony to, co powiedzą ludzie w ogóle nie powinno mnie interesować... Najważniejsze, żeby mieć ciepło i kręgosłup cały.
W czwartkowy wieczór byłam tak śpiąca i wykończona, że zasnęłam chyba jeszcze zanim głowa dotknęła poduszki. Obudziłam się za to już o trzeciej w nocy i wtedy to właśnie rozmyślałam i rozmyślałam, gapiąc się w sufit ginący w mroku. Wtedy też odczytałam długiego maila od A.
A. - jak sama się nazwała - "obca". ale jej mądre słowa płynęły z serca, a mnie od tych słów serce się stopiło, bo kolejny raz uświadamiam sobie, że w ostatnich latach słowo "obcy" nabrało dla mnie zupełnie innego, nowego znaczenia... Dobrze, że jest kilku/a takich "obcych".
- A gdzie się podziali i principi azzurri? - Woła ze swojego ogródka Suljo i łapie się za głowę na widok mnie tachającej worek przed sobą.
- Non esistono piu ... - odpowiadam i staram się wykrzesać z siebie choć namiastkę uśmiechu.
- Podwiozę cię! - rusza zaraz z odsieczą.
- Daj spokój, już prawie jestem na miejscu.
Dziękuję Suljo, za to że był miły, ale do domu zostało już przecież tylko 100 metrów. Dam radę, ze wszystkim dam radę.
Kończy się styczeń, kończy się pierwszy semestr. Mikołaj zaczyna ostatnie półrocze w marradyjskiej szkole. Ja mam nadzieję, że wraz z zimą odejdzie to co złe. Taka moja ułuda, ale może...
"KSIĄŻE Z BAJKI" - to w wolnym tłumaczeniu PRINCIPE AZZURRO (wym. princzipe adzdzurro)
"KSIĄŻE Z BAJKI" - to w wolnym tłumaczeniu PRINCIPE AZZURRO (wym. princzipe adzdzurro)