To było niezwykle wzruszające przeżycie. Byłam chyba jeszcze bardziej przejęta niż przy poprzednich ślubach, bo tym razem wzięłam na siebie również rolę tłumacza. A bycie tłumaczem może dać naprawdę wiele emocji. Tak jak tłumacz, który tłumaczy poezję, jest jakby w drobniutkiej części jej autorem, tak ja tłumacząc wczoraj na ślubie poczułam się, jakbym sama tego ślubu udzielała.
Miejsce akcji - znów Radda i Chianti i ten sam kamienny dom. Wszystko tak jak przed pandemią. Brakowało mi ślubów w moim kalendarium. Organizowanie ślubu to zajęcie, które wiąże się dla mnie ze sporym stresem - bo człowiek oczywiście by chciał, żeby wszystko udało się na medal. Jeszcze jadąc do Neapolu z pociągu dzwoniłam do gminy, żeby upewnić się, czy na pewno wszystkie dokumenty są i nic nie brakuje.
Ale potem stres mija. Lekko odpuszcza już nawet dwa dni przed - po giuramento. Potem zostaje to co najpiękniejsze - sycić się radością Państwa Młodych. Być jak upasiony słodyczą bąk, który zbiera nektar z kwiatów.
Przede mną w tym roku jeszcze jeden ślub i mam nadzieję, że będę takimi wydarzeniami mogła się cieszyć również w przyszłym roku.
Państwu Młodym jeszcze raz z serca wszystkiego najwspanialszego na wspólnej małżeńskiej drodze, którą rozpoczęli w tak urokliwych okolicznościach przyrody!
A na mnie powoli już czas. Pakuję walizki i myślę, że usłyszymy się za jakiś czas. Na chwilę potrzebuję złapać oddech. Za mną intensywny czas, a przede mną jesień jeszcze bardziej zakręcona, a w tym wszystkim muszę oddać gotowy tekst książki...
Pięknej końcówki wakacji!
TŁUMACZ to po włosku INTERPRETE (wym. interprete)
Ps. Dodam jeszcze, że jeśli chodzi Wam po głowie szalony pomysł, by powiedzieć sobie TAK w Toskanii, zapraszam do kontaktu.
spódnica i bluzka: www.madame.com.pl