O tym komu i dlaczego żal było zostawiać naszą dolinę

wtorek, listopada 08, 2022

Dom z Kamienia blog o życiu we Włoszech.

W poniedziałek po kolacji Tomek dopakował walizkę i odwieźliśmy go do Faenzy. Wycieczka wyruszała dziś wcześnie rano, powiedziałabym nawet późną nocą, więc rozsądniej było, żeby Tomek spał u któregoś z kolegów. 

Nie lubię tych momentów - momentów samego odjazdu. Dopóki mi się dziecko nie zamelduje, że jest na miejscu, nie zaznam spokoju. Co ciekawe tym razem sam Tomek nie był bardzo entuzjastycznie do podróży nastawiony. "Bo to duże miasto!" - powiedział z przekąsem, po czym poszedł na samotny spacer doliną Campigno, żeby nasycić się naturą na zapas. A kiedy już pod osłoną nocy, choć nie bardzo czarną, bo wczorajszy księżyc dawał z siebie wszystko, zmierzaliśmy w stronę Faenzy, z jego słów wylewało się morze sentymentów. 

- Taki księżyc był jak spałem na Lavane. I takie chmury... Moja dolina... Oj...

I ja i Tomek jesteśmy ludźmi gór, choć obydwoje urodzeni w wielkim mieście. Jesteśmy uzależnieni od stałego kontaktu z naturą. Źle znosimy cywilizacyjny chaos. Doskonale rozumiałam, co miał na myśli mówiąc "bo to miasto", a ten jego żal jeszcze bardziej potęgował moje lęki. Starałam się więc jak mogłam, żeby wskrzesić w nim więcej entuzjazmu. 

- Ale jak jechałeś do Neapolu, to byłeś podekscytowany, a to też miasto. 
- Neapol to co innego... 

Fakt. TO miasto i Neapol to dwie różne planety...
 
Mam nadzieję, że dziś dał się już porwać wycieczkowej atmosferze i świetnie się bawi. Mam też nadzieję, że przede wszystkim bezpiecznie dojedzie i potem bezpiecznie wróci do naszej doliny, a jego głowa pełna będzie nowych, wspaniałych wrażeń.   

A ja tymczasem muszę nauczyć się kontrolować swoje lęki, fobie i poprosić własną głowę, żeby nie zatruwała mi życia czarnymi scenariuszami. Lepiej skupić się na wzruszeniach, a tych nie przecież brakuje... 

Wystarczy pomyśleć, że to moje dziecko dopiero co zapisałam do marradyjskiej scuola elementare - na zakończenie której klasa pojechała do Wenecji, potem to dziecko raz dwa przeskoczyło do scuola media, którą zamknęła wycieczka do Trento, a jeszcze potem z niedowierzaniem zapisałam je do liceum. Z niedowierzaniem - bo sama nie dalej jak wczoraj byłam licealistką. I teraz ten licealny czas dobiega końca... Wycieczka do... - trochę dalej niż Wenecja i Trento - jest nagrodą, podsumowaniem tych pięciu lat. Oczywiście lepiej byłoby pewnie podróżować w maju, ale w maju przyszłego roku to myśli będą już krążyć tylko wokół matury.    
 
Dom z Kamienia blog o życiu we Włoszech.

Listopad zaczął drugi tydzień. Pogoda nadal jest dobra, choć oczywiście po lecie ślad zaginął. Mamy teraz ładną, kolorową jesień.  Najbliższe dni to dużo lekcji i innych zajęć. Najbliższe dni to dni we dwoje - inne dni, inna rzeczywistość. Przedsmak tej rzeczywistości, która jeśli wszystko dobrze pójdzie, czeka nas za rok. 

Pięknego wtorku! 

WYCIECZKA to po włosku GITA (wym. dżita)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

1 komentarze

  1. Matko boska! Matura! Kiedy to się stało? Nie dalej jak wczoraj, no może przedwczoraj :) chlopcy stali przed szkołą w Marradi! Pozdrawiam. Hanka

    OdpowiedzUsuń