Pomyje

środa, października 25, 2023

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

W letnim podwarszawskim domku, w którym przez pierwsze piętnaście lat mojego życia spędzałam wakacje nie było bieżącej wody. Na kąpanie, na mycie naczyń, na cokolwiek przynosiło się ją ze studni. Naczynia myło się w emaliowanej miednicy. Takie miednice były dwie - jedna mała do naczyń i druga duża do kąpania nas - dzieciaków. Pamiętam doskonale jak wyglądała woda w tej małej miednicy po umyciu naczyń z obiadu dla całej rodziny, a było nas wtedy pokaźne grono. Dlaczego o tym piszę? Bo kiedy popatrzyłam dziś rano przez okno na Lamone pod moim domem pomyślałam, że po wczorajszych zawieruchach taki ma właśnie kolor - jak pomyje w emaliowanej starogrodzkiej miednicy.  

We wtorek przetoczył się nad nami armagedon. Nie wiem co było gorsze - wiatr czy ulewny deszcz zacinający niemal w poprzek. Wicher był tak silny, że zwalił jedną z lip przy stacji prosto na samochody, a woda z nieba miała taką siłę, że aż bałam się rano zerkać na lokalne wiadomości w obawie, że znów o jakiś "franach" przeczytam.  

Paradoksalnie przy tak podłej aurze temperatura wzbija się na wyżyny. Nawet u nas w nocy termometr pokazywał 16 stopni. 

Na szczęście żywioły już się uspokoiły i podobno najbliższe dni mają nas mamić słońcem i piękną "ottobratą" i oby się w tych prognozach nie mylili!

Kiedy wczoraj w okienku pogodowym wyskoczyłam na ekspresowe zakupy i wracałam potem do domu via Francini, nadziwić się nie mogłam wszechobecną zielenią. Mam wrażenie, że w sierpniu krajobraz był bardziej jesienny niż teraz. Wczorajsza zawierucha oczywiście wytarmosiła drzewa porządnie, ale o dziwo ta zieleń nadal dominuje w krajobrazie. 

Poza tym jeszcze w kwestii deszczu - jeśli temperatura będzie nadal na tym poziomie, to może jeszcze jakiś porcino się przydarzy... 

Tak jak już pisałam - ten deszcz tak w ogóle to był mi wczoraj na rękę, bo przynajmniej uporałam się z najpilniejszym fotograficznym zleceniem (oby się zdjęcia podobały!), a to oznacza, że teraz już z czystym sumieniem mogę się zająć sprawami książki, bloga i YouTube. Będę dalej się przedzierać przez tajniki zdobywania internetowej publiczności. To wszystko jest dla mnie większą zagadką niż pismo klinowe. Cały czas nie umiem znaleźć odpowiedzi na pytanie: "co robię nie tak w kwestii promocji?". Mam wrażenie, że próbowałam już wszystkiego - bezskutecznie. Nie ukrywam też, że trochę mi smutno, bo moje prośby pozostają bez echa i nawet po błagalnych wpisach, ilość wyświetleń tego czy owego praktycznie się nie zmienia. Garstce Czytelników, która na ten apel odpowiedziała - oczywiście z serca dziękuję!

No nic! Póki sił i chęci wystarczy będę trwać w tym swoim oślim uporze i dalej sprzeniewierzać czas na twórczość taką czy inną. 

MYĆ NACZYNIA to po włosku LAVARE I PIATTI 




Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

1 komentarze

  1. wspierać będziemy Kasiu :)
    bo warto zawsze czekac na kolejny odcinek...
    pozdrowienia dla ekipy.
    ps.
    mam podobnie z pismem klinowym ale niestety internety rządzą się swoimi prawami a algorytmy to algorytmy i trudno jest je zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń