Nowe Sekrety Florencji i okolic

Sekrety Florencji, miłe spotkanie i zażalenia

środa, września 11, 2024

Dom z Kamienia, Sekrety Florencji blog Kasi Nowackiej

Wtorek był przede wszystkim wypełniony spotkaniem z parą przemiłych, młodych ludzi, którzy tak jak Mikołaj, ruszyli w swoją podróż "interrail", tylko w przeciwnym kierunku - z Polski na południe Włoch. Cieszę się, że mogłam być pomocna i pokazać przynajmniej to, co według mnie warto poznać przy pierwszym spotkaniu z Florencją. Myślę sobie, że jeśli ktoś wybiera się w podróż do Włoch - choćby to była podróż w najbardziej "skondensowanej" pigułce, to w tej pigułce nie powinno zabraknąć Florencji. 

Stolica Toskanii, przez kilka lat nawet stolica Włoch, miejsce które wydało na świat i uformowało tylu najznamienitszych artystów, kolebka włoskiego renesansu... Wymieniać mogłabym długo - wymieniam tak naprawdę litanię atrakcji w dwóch książkach, o których w tym miejscu przypominam... Nie bez krztyny brawury mówię o  Florencji - moje miasto, MOJA UKOCHANA, ale chyba po tych latach mogę sobie na taką poufałość pozwolić. 


Przypominam znów i pewnie jesienią będę trochę spamować, w czym mam nadzieję pomoże nowa strona, która - nawiasem mówiąc - jest już gotowa, ale o stronie za chwilę.  

Niestety przy promocji drugiej części Sekretów - "Nowych Sekretów Florencji i okolic" - mój wydawca pokpił sprawę. Tak naprawdę żadnej sensownej promocji książki nigdy nie było. Jest we mnie o to wielki żal, bo mam wrażenie, że ogrom mojej pracy poszedł na marne. W słowie ogrom nie ma przesady. W każdym z opisanych miejsc byłam, każde fotografowałam, niektóre nawet po kilka razy, bo nie zawsze zdjęcia wyjdą tak, jak byśmy chcieli, nie zawsze to jest ten moment. Przeszłam setki kilometrów pieszo, wydałam pewnie budżet niejednych wakacji na wstępy do muzeów, willi, ogrodów... Tu wielki ukłon w stronę moich Patronów - z serca dziękuję za wsparcie, które jest w takiej pracy nieocenione!

Dom z Kamienia, Sekrety Florencji blog Kasi Nowackiej

Nie raz już prostowałam - choć nadal chyba bezskutecznie - że Nowe Sekrety nie są poprawioną wersją starych, tylko porcją zupełnie nowych treści i - jeśli chodzi o moje prywatne zdanie - chyba najciekawszą z moich publikacji, bo właśnie tam zebrałam dużo opowieści o miejscach, o których nie wspominałam wcześniej na blogu czy też w ogóle nikt w polskim internecie jeszcze nie napisał. 

Oprócz tytułowych sekretów Florencji, również sekrety jej okolic, zarówno tych zupełnie bliskich w zasięgu nóg, jak i odrobinę dalszych - idealnych na jednodniową wycieczkę "fuori porta". Poza tym spis polecanych lokali gastronomicznych, kilka szlaków spacerowych i trekkingowych, opowieści o znanych osobach związanych z miastem i garść ciekawostek z samej historii miasta. 

Dom z Kamienia, Sekrety Florencji blog Kasi Nowackiej

Na dziś jeszcze jeden żal związany z książką. Okazało się, że w wielu egzemplarzach pierwszych Sekretów Florencji brakuje 30 stron! I teraz moja uprzejma prośba do Was: jeśli macie Sekrety Florencji i moglibyście poświęcić kilka minut, żeby sprawdzić jak wygląda Wasz egzemplarz, a w przypadku wadliwego wydania zgłosić reklamację Pascalowi - byłabym bardzo wdzięczna! 

Dom z Kamienia, Sekrety Florencji blog Kasi Nowackiej

Na koniec kilka słów o nowej stronie. Strona już jest i działa testowo pod innym adresem, więc jeszcze chwilę pozostanie w ukryciu, a ja w tym czasie postaram się przenieść jak najwięcej treści, przeniesienie wszystkiego zajmie mi niestety całe wieki - to w końcu dwanaście lat codziennych wpisów, prawie cztery i pół tysiąca artykułów. Blog nadal będzie, mam nadzieję, że nawet bardziej czytelny i z większą wygodą dodawania komentarzy. Stroną zajęli się w końcu specjaliści! 
Wiem jednak, że większość z nas nie lubi zmian i oczy już się przyzwyczaiły do dawnego widoku, ale w tym miejscu proszę o wyrozumiałość - stara strona to dreptanie w miejscu i uprawianie sztuki dla sztuki, bez możliwości rozwoju. Mam nadzieję, że nowa strona otworzy w końcu drzwi na nowe możliwości i wcześniej czy później małymi kroczkami przyczyni się również do zrealizowania marzenia o Domu z Kamienia.  

Dom z Kamienia, Sekrety Florencji blog Kasi Nowackiej
Dom z Kamienia, Sekrety Florencji blog Kasi Nowackiej
Dom z Kamienia, Sekrety Florencji blog Kasi Nowackiej

Pozostając w temacie reklamacji - ostatnia uwaga i zaproszenie. Wczoraj Facebook dwa razy usunął mój wpis, który rzekomo naruszał zasady... Nie mam pojęcia co było w nim takiego nieodpowiedniego. Jeśli więc na social mediach wpis się nie pojawia, zapraszam Was bezpośrednio tutaj. Najlepiej do Domu z Kamienia wchodzić głównym wejściem.

Dziś zapowiada się piękny dzień, jeszcze nieco letni i mam zamiar wolną chwilkę pomiędzy lekcjami wykorzystać w bardzo przyjemny sposób. Tymczasem jeszcze raz dziękuję moim wczorajszym Towarzyszom florenckiego spaceru, a wszystkim życzę pięknej wrześniowej środy!

REKLAMACJA - to po włosku RECLAMO 

Sekrety Florencji Kasia Nowacka
Zdjęcie opublikowane za zgodą Gości.


Mikołaj

Wiking wraca do domu i wrzesień pierwszej dekady

wtorek, września 10, 2024

Dom z Kamienia blog

Równo z zakończeniem moich porannych lekcji i z "dzwonkiem" na obiad, do domu wrócił Mikołaj. Nie było go prawie miesiąc... Wrócił pełen tęsknoty za tym, co przeżył i żalu, że już się skończyło. Wyciągnął pamiątki, album ze zdjęciami, które już zdążył wywołać i opisać i długo opowiadał... 
Teraz już mogę zdradzić kierunek jaki wybrał na swoją podróż, a kto go zna, choćby z blogowych opowieści, ten pewnie bez trudu domyślił się, że Mikołaj pojechał na północ, do kraju Wikingów!

Wyruszył rankiem z Bolonii, dojechał do Monachium i w Monachium przesiadł się w pociąg do Hamburga. Tam dotarł późno wieczorem i zatrzymał się na nocleg, ale już około 6 rano wsiadł do następnego pociągu, tym razem do Kopenhagi. W Kopenhadze był krótko, bo czekał już kolejny pociąg - do Goteborga w Szwecji. W Goteborgu miał więcej czasu na przesiadkę, więc znalazł czas, żeby na spokojnie po mieście się powłóczyć. Po kilku godzinach wsiadł do przedostatniego pociągu - i to był chyba najbardziej nerwowy moment podróży, bowiem pociąg ten wyruszył z dużym opóźnieniem, a w Oslo późno wieczorem Mikołaj miał się przesiąść w ostatni już pociąg - nocny i docelowy do Bergen. 

Problemem było nie tylko to, że jeśli na ten pociąg by nie zdążył, to pozostałoby mu spanie na stacji albo szukanie na szybko noclegu w Oslo, co na pewno o północy nie byłoby ani łatwe ani  "niskobudżetowe", ale przede wszystko to, że na drugi dzień zostały tylko najdroższe bilety i to dopiero po południu, podczas gdy według pierwotnego planu o poranku w Bergen do Mikołaja mieli dołączyć przyjaciele z Polski i wszyscy razem ruszali na pieszy tour - survival z plecakami. 

Kiedy przeżywałam ten nerwowy moment i wspomniałam o tym na blogu wylał się na mnie nawet hejt, że się nad "tym moim Mikołajkiem" roztkliwiam. Ktoś widocznie nie umie wczuć się w zatroskanie o ukochaną osobę albo zwyczajnie nie ma krztyny empatii i przede wszystkim poczucia humoru, bo o zdarzeniach pisałam już z dystansu, ale celowo - dla hecy z przerysowaną manierą przejętej matki. 

Na szczęście tamtego wieczora wszystko się dobrze potoczyło. Po interwencji u capotreno okazało się, że nie tylko jeden Mikołaj na ten pociąg musi zdążyć, więc koniec końców połączenia się spięły i każdy dojechał tam, dokąd zmierzał. 

Rankiem, tak jak było zaplanowane mój podróżnik wysiadł w Bergen i niedługo potem dołączyła do niego reszta brygady. Tak oto wielka przygoda miała swój ciąg dalszy. 

Po Bergen przyszedł czas na Polskę, Litwę i Słowację. W kwestii podróży w tym roku można powiedzieć, że Mikołaj rozbił bank. Teraz pewnie chwilę to zajmie, zanim osiądzie w codziennym, biforkojwym klimacie. Zew przygody raz w człowieku obudzony, potem już nigdy nie ginie... Coś o tym wiem. 

Przy okazji rada dla tych, którzy planują swój "interrail" albo dla Waszych dzieciaków - warto na przesiadkę mieć minimum godzinę. Wszyscy śmieją się z "punktualności" włoskich kolei, ale paradoksalnie tym razem pociąg z Bolonii odjechał punktualnie, czego natomiast nie można było powiedzieć ani o pociągu niemieckim, ani o szwedzkim. 

Dom z Kamienia blog

Tymczasem wrzesień odbębnił pierwszą dekadę. Po niedzielnych perturbacjach pogodowych zrobił się... właśnie wrzesień, do soboty bowiem mieliśmy jeszcze upalne lato. Od pomidorów w ogródku aż czerwono, nie mam już siły ich zbierać, ani skakać wokół nich. Zrobiłam chyba 120 słoików przecieru i pomidorków w solance. W kuchni stoi skrzynka gruszek - dar od sąsiada, które też mam jeszcze zamiar przerobić. Poza tym Mario zebrał już dynie i pikantne papryczki, a ziemniaki stoją w skrzynkach w piwnicy. Ponadto zamroziłam kilka woreczków cukinii i jeżyn, więc można powiedzieć, że trochę zapasów na zimę udało się nazbierać. 

Do szczęścia brakuje nam jeszcze trochę grzybów, które po tych deszczach - kto wie...

Dziś po raz pierwszy nie zostawiłam na noc otwartego na oścież okna. Myślę też, że powoli w wolnej chwili można zacząć przepakowywać garderobę. Potem nie będzie na to czasu, bo druga połowa września oraz cały październik zapowiadają się jako jedna wielka karuzela ludzi i zdarzeń. 

Dobrego dnia! 

PRZESIADKA, POŁĄCZENIE w tym znaczeniu to po włosku COINCIDENZA

 

Mugello

Mugello i wojażowanie na zakończenie lata, a w nim stare smaki i nowe odkrycia

poniedziałek, września 09, 2024

Dom z Kamienia, Kasia Nowacka

Do pełni letniego szczęścia, nim front złej pogody zmiecie wakacyjne ostatki, potrzebowałam jeszcze jednej eskapady. Nie jakiejś tam byle jakiej, tylko właśnie TEJ eskapady, TAKIEJ eskapady. Rozochocona zeszłorocznym wspomnieniem, które dla mnie pozostanie na zawsze jednym z najmilszych, marzyłam o tym, żeby powtórzyć mugellański, niezobowiązujący tour. 

W tym roku możemy do wspomnień dopisać też jego wiosenną wersję, ale tak czy inaczej trzeba uczciwie przyznać, że lato, to jednak lato... 

Jak tylko zjechałam na biforkowe łono z mojej samotnej wyprawy, zasugerowałam Mario, że miło byłoby do Mugello wrócić, znów zjeść w La Casa del Prosciutto, a potem powłóczyć się bez celu w nadziei na kolejne spontaniczne znaleziska. 

Mario na mój pomysł przyklasnął, więc pozostało tylko zaciskać kciuki, żeby w sobotę obudził się w formie i w tej formie pozostał do wieczora. 

Dom z Kamienia, Kasia Nowacka
Dom z Kamienia, Kasia Nowacka

La Casa del Prosciutto... Niby nic, a zwariowaliśmy na punkcie tego miejsca już dawno i wracamy tu regularnie. Trudno mi nawet opowiedzieć jego fenomen... Najczęściej sami wybieramy, których wędlin chcielibyśmy spróbować, których serów, prosimy o najlepszą na świecie schiacciatę, o kilka crostini i o domowe wino. Potem siadamy pod pergolą i piejemy peany na dwa głosy.   

Dom z Kamienia, Kasia Nowacka

W sobotę, kiedy już usatysfakcjonowaliśmy nasze kubki smakowe, trzeba było zdecydować co dalej, bo na dalej nie mieliśmy tym razem żadnego planu. Oczywiście znów cytując kwestię ze znanego filmu: "było wiele możliwości, mogliśmy jechać tam albo tam..." 

Spontanicznie przyszło mi do głowy, że moglibyśmy skoczyć nad Bilancino, ale nim zdążyłam wypowiedzieć moje myśli, Mario zapytał: 
- A gdybyśmy tak objechali Bilancino?
- Czytasz mi w myślach? Właśnie miałam zaproponować to samo.

Dom z Kamienia, Kasia Nowacka
Dom z Kamienia, Kasia Nowacka

O sztucznym jeziorze Bilancino, jak i o całym Mugello pisałam w Nieznane Toskania i Romania. Gdzie Dante mówi dobranoc i jak zawsze w takiej sytuacji skorzystam z okazji i ponownie zaproszę do lektury. 
Pomysł, żeby utworzyć sztuczny zbiornik na rzece Sieve powstał tuż po słynnej powodzi z 1966 roku, prace przy jego budowie zostały jednak ukończone dopiero 30 lat później. Dziś ogromny zalew jest dla mieszkańców, ale też turystów namiastką morza. Można tu żeglować, plażować, wędkować, spacerować, kempingować, a wieczorami bawić się jak na riwierze! 

W minioną sobotę po raz pierwszy zjechaliśmy na zagospodarowaną plażę i było tylko och i ach oraz żal, że w tym roku już z niej nie skorzystamy, bo przecież "l'estate sta finendo"... 

Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka

Posiedzieliśmy na mięciutkich pufach dłuższą chwilę sącząc "czerwone małe co nieco", aż w końcu z ruszyliśmy znów w drogę, żeby dalej eksplorować wybrzeże. 

- Dokąd prowadzi tamta droga? - zapytał Mario kiedy niemal na trzy cztery odwróciliśmy się za nieznanym nam drogowskazem. 
- Boh...
- Mi ispira! (inspiruje mnie, ciekawi)
- A jeśli ispira, to sprawdźmy! 

Wąska droga szybko zaczęła piąć się w górę, a po kilkuset metrach zza zakrętu wyłoniła się toskańska kamienna rudera.

- Ja chcę taki DOM Z KAMIENIA!!! Bardzo chcę!!!! - uderzyłam w dramatyczny ton niby pół żartem, ale jednak z nutą całkiem serio. 
Mario tylko się zaśmiał. 
Choć znamy się jak łyse konie, to on chyba nie do końca zdaje sobie sprawę... To znaczy chyba nie ma pojęcia jak bardzo to marzenie jest we mnie silne. 

Pojechaliśmy jeszcze kawalątek dalej, a za kamiennym podere wyłoniła się fasada kościoła z dzwonnicą. 
- Co to było???

Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka

Moje zdziwienie nowym jest całkiem uzasadnione. W tych latach przejechaliśmy już Mugello i Toskanię - Romanię wszerz i wzdłuż, z każdym rokiem coraz trudniej zatem zaskoczyć nas czymś nieznanym. A tu proszę! 

Przeszliśmy przez bramę nie do końca zamkniętą, Mario odchylił kratę nie do końca zablokowaną i ponieważ żadna tablica nie zakazywała oficjalnie wstępu ani nic na oko nie groziło zawaleniem, chwilę później znaleźliśmy się we wnętrzu opuszczonej świątyni.

Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka

Oczywiście takie znalezisko popchnęło mnie do poszukiwań i tak naprawdę bez trudu znalazłam mnóstwo arcyciekawych informacji. 

Pieve di San Giovanni in Petroio kilka lat temu objęta została nawet opieką FAI, ale na ten moment niestety nic się tu nie dzieje. Kościół należy dziś do gminy Barberino di Mugello i usytuowany jest w miejscu niezwykle panoramicznym. Rozciąga się stąd widok na całe Bilancino! 

Pierwsze wzmianki o świątyni pochodzą z 1097 roku, więc z pewnością liczy sobie około 1000 lat, a może więcej! Oczywiście w czasach jej powstania nikt nie myślał jeszcze o żadnym jeziorze, ale przebiegała tędy ważna droga łącząca Bolonię i Florencję. 

Mugello to oczywiście ziemia Medyceuszy i okoliczne tereny już w XIV wieku należały do zacnego rodu, a kilkadziesiąt lat później objęli oficjalnym patronatem również pieve San Giovanni. Patronat ten dzierżyli przez blisko dwa stulecia, aż w 1617 roku przeszedł w ręce rodziny Portinari, by potem znów znaleźć się pod opieką Medici.

Od roku 1907 kościołem opiekował się proboszcz z Vicchio Don Gino Cuciti. Jednak to, że kościół przetrwał do naszych czasów to przede wszystkim zasługa Albertiny - siostrzenicy księdza, którą przygarnął przed wojną, kiedy została osierocona przez obydwoje rodziców. 

Don Gino zmarł w 1996 roku, a jego siostrzenica zamieszkała w domku z szarymi okiennicami tuż obok pieve i opiekowała się kościołem do ostatnich dni swojego życia. Zmarła w 2006 roku. Od tamtej pory tysiącletnia świątynia zaczęła popadać w ruinę. 

Wnętrze nosi jeszcze ślady renesansowej świetności - prawdopodobnie w XV wieku kościół został odnowiony i przebudowany. Do dziś zachowały się herby wspomnianych wcześniej rodów. 

Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka

Uradowana byłam tym znaleziskiem podwójnie. Po pierwsze było to miejsce zupełnie nowe, czyli kolejna cegiełka do stania się ekspertem od mojego ukochanego regionu, a po drugie zupełnie przypadkiem znaleźliśmy najlepszy punkt widokowy, z którego można wygodnie w sielskich okolicznościach przyrody podziwiać panoramę całego Bilancino. 

Dom z Kamienia, Kasi Nowacka

Do kamiennej rudery załkałam jeszcze kilka razy. Dom z Kamienia to marzenie, ale bycie sąsiadką Medyceuszy, to już marzenie z innej planety. 
Myślę sobie jednak, że jeśli życie serwuje mi takie "plot twisty" jak w tym roku, to równie dobrze może mi zaserwować spełnienie marzenia z najodleglejszej nawet galaktyki. Kto wie, co jeszcze ma w zanadrzu.   

Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka
Dom z Kamienia, Kasi Nowacka

A nawet jeśli nie, to dalej będę tańczyć na apenińskich i mugellańskich łąkach, a dzieci kiedyś będą sobie mnie pokazywać palcami - "O! To ta wariatka od Domu z Kamienia! Wariatka jeszcze tańczy..."

Przed nami nowy tydzień - ostatni tydzień włoskich wakacji. Mam nadzieję, że za chwilę moje dziecko bezpiecznie wystartuje i bezpiecznie wyląduje na bolońskim lotnisku. Stęskniłam się jak głupia, a w tym tygodniu czeka nas tyle pracy i działania, że będę słuchać opowieści pewnie w odcinkach jak radiowe słuchowisko, czy też teraz to może bardziej podcast. Kiedy dostanę oficjalną zgodę zdradzę, gdzie wojażował w tych dniach Mikołaj. 

Dobrego poniedziałku!

DALEJ TAŃCZYĆ to po włosku CONTINUARE A BALLARE 

Dom z Kamienia, Kasi Nowacka

Termoli

Molisańska podróż solo z wyspiarskim akcentem - gdzie rodzi się słońce i termoleski epilog

niedziela, września 08, 2024

Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Kiedy siedziałam na molo czekając na prom, w oddali ołowianą kurtynę, która ukryła horyzont zaczęły przecinać pioruny. Zapowiadana na wieczór burza planowała zjawić się punktualnie. Na telefonie wyświetliło się nieodebrane połączenie, a zaraz potem powiadomienie o wiadomości i mailu - to przewoźnik próbował za wszelką cenę skontaktować się ze mną, żeby powiadomić o przyspieszonym boardingu z powodu zbliżającego się załamania pogody. 

Ostatecznie cali, zdrowi i bez kropli deszczu dotarliśmy do portu, dokładnie w momencie, kiedy burza wyprowadziła się z Termoli. Doskonała synchronizacja. 

Resztki chmur upstrzyły niebo malując tym samym zachód słońca nieprzeciętnej urody. Żeby uchwycić go w kadrze wyskoczyłam z mojej dimory boso i z mokrymi włosami, niemal wprost spod prysznica. Jeśli kiedyś wrócę do Termoli, a bardzo bym chciała, na pewno wybiorę to samo lokum.

Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Burza orzeźwiła nieco powietrze, ale nadal było przyjemnie ciepło, więc ruszyłam na wieczorny spacer i kolację. Niestety lokal, w którym jadłam dzień wcześniej, mimo zapewnień, że we wtorek również jest otwarty, zastałam zamknięty. Być może burza zmusiła ich do zmiany planów. 

Wyszłam zatem za mury miasta w stronę Corso Nazionale, wokół którego tętni nocne życie. Bary, pizzerie, gelaterie, restauracje, sklepy, muzyka, nawet jakiś teatrzyk dla dzieci na głównym placu.

Corso Nazionale to główny deptak, wzdłuż którego nie brakuje ławeczek - za ławeczki w każdym możliwym miejscu to w ogóle dałabym złoty medal i Termoli i wyspom Tremiti! Niezwykła wygoda i przychylność wobec turystów i oczywiście mieszkańców. 

Wzdłuż Corso ustawiono też trzy figury z brązu naturalnych rozmiarów, które przedstawiają znanych mieszkańców. Są to: Carlo Cappella, Benito Jacovitti i Gennaro Perrotta.  
 
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Tuż poza murami Borgo Antico, obok castello znajduje się jeszcze jedno ciekawe i bardzo fotogeniczne miejsce, które latem jest sceną dla tradycyjnych fest. Scalinata del Folklore została zaprojektowana w latach trzydziestych zeszłego wieku, wykorzystując naturalne ukształtowanie terenu. To tutaj latem odbywają się główne imprezy muzyczne, przede wszystkim te, które są promowaniem i celebracją lokalnego folkloru - od tańców zaczynając na strojach ludowych kończąc.  

Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

W podróżowaniu w pojedynkę najpiękniejsze jest to, że jest się jedynym i niekwestionowanym władcą w Królestwie Własnego Czasu. Kiedy ostatniego poranka obudziłam się i spojrzałam na zegarek była 5.30. Za oknem panowała jeszcze ciemność. Poleżałam chwilę, żeby nacieszyć się wygodnym łóżkiem, a potem założyłam najwygodniejszą sukienkę jaką miałam, wzięłam Nikona i wyszłam aby powitać słońce. 

Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Najpierw obeszłam cały taras wznoszący się na murach miasta, a potem zeszłam na plażę. Niebo jakby miało eksplodować mieszanką błękitu, różu, fioletu i pomarańczu. 

Pomyślałam, że to pewnie już ostatni raz w tym sezonie, kiedy mam okazję brodzić w morzu, więc niewiele myśląc ściągnęłam buty i ruszyłam przed siebie. Miałam wrażenie, że ciepła, spokojna woda z czułością dotyka moich stóp, jakby to była najbardziej intymna pieszczota. Szłam i szłam odwracając się co chwilę za siebie w oczekiwaniu na narodziny słońca. 

W końcu zza horyzontu wychylił się malinowo - różowy czubeczek, jak mały niepozorny rogalik. A potem dosłownie w oczach ten rogalik zaczął rosnąć, aż zmienił się w rozżarzoną, ognistą kulę, a na morzu rozlała się lawa żarzącego światła... 

Znów poczułam się jak akuszerka słońca, asystowałam w każdej sekundzie jego narodzin. Pomyślałam, że matką włoskiego słońca jest właśnie Adriatyk. Każdego dnia to z jego wód wyłania się dla nas słońce. Tamten świt był dla mnie niemal mistycznym przeżyciem...

Rozejrzałam się dookoła. Poza mną na plaży były tylko trzy osoby - staruszek i jakaś zakochana para. Nikogo więcej. Popatrzyłam też na przeszklone balkony najzacniejszego apartamentowca i przypomniał mi się Edward z Pretty Woman, który zawsze wybierał "penthousy", bo były najlepsze, nawet jeśli cierpiał na lęk wysokości. Pomyślałam, że to taki paradoks - ludzie płacą na pewno krocie za lokum z widokiem na morze, za elegancki taras, ale zupełnie nie korzystają z ich przywilejów. Miałam ochotę zawołać ich - "obudźcie się, popatrzcie co wyczynia dla was słońce!"

Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Szłam i szłam, aż dotarłam do miejsca, w którym kończyły się parasole. Zeszłam z plaży do pierwszego napotkanego baru i rozsiadłam się na śniadanie. Znów wyciągnęłam notes. 

4 września, bar na Lungomare, z "Notesu Artysty":

Najpierw pomyślałam, że słońce było jak największa - nomen omen - super star, bo jakoś wyjątkowo długo kazało na siebie czekać. A potem zaczął się spektakl narodzin, z którego nie straciłam nawet sekundy. Kiedy już urosło i dojrzało, żeby rozproszyć ciemność, uśmiechnęłam się do niego jak do dziecka. Miałam wrażenie, że kiedy widzimy słońce od świtu jego narodzin, to potem w ciągu dnia patrzymy na nie z nutą spoufalenia, tak jak patrzymy na dorosłego człowieka, którego poznaliśmy, gdy był jeszcze w powijakach. To słońce jest nam wtedy bardzo bliskie.

Skończę śniadanie i jeszcze chwilę pospaceruję. Żal mi żegnać się z Termoli, już teraz czuję tęsknotę. Na pewno zostawię kawałek serca w tym molisańskim mieście, które dało mi siłę, które ukoiło, podniosło na duchu, znów sprowadziło na twarz uśmiech...

Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Kiedy kończyłam spacer, po malinowym poranku nie było już śladu i pierwsi plażowicze zaczęli układać się pod parasolami. Nagle poczułam jak bardzo mam przebodźcowaną głowę - przebodźcowaną tym razem w pozytywnym znaczeniu. Oczy rejestrowały wszystko i wszystko wydawało mi się artyzmem - porzucony na plaży kapelusz, rdza na łodzi, nawet rysunki na chodniku tworzyły gotowe obrazy. A do tego słowa, wszędzie słowa, przez cały ten mój króciutki trip i Termoli i Tremiti "mówiły" do mnie. 

Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Wróciłam do dimory, doprowadziłam się do ładu, spakowałam plecak i około 10.00 ruszyłam w stronę Corso Nazionale. Do odjazdu pociągu zostały dwie godziny. Nim się oddaliłam, na pamiątkę sfotografowałam jeszcze wejście do mojego lokum, które było dla mnie trzydniowym, molisańskim azylem. Potem jeszcze raz popatrzyłam na plażę niżej, która taplała się już w jaskrawym słońcu. Żałowałam, że nie mogę zostać... Po tych wrażeniach chętnie spędziłabym pół dnia na plaży, żeby w głowie wszystko na spokojnie się ułożyło...

Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Jakiś bar na głównym placu na rogu z via XX settembre, godzina 10.30, z "Notesu Artysty":

A niby dlaczego miałabym sobie odmówić drugiego śniadania? I dlaczego tym śniadaniem nie mogłoby być prosecco i oliwki? Tylko dlatego, że nie ma jeszcze 12.00? Na świecie zawsze gdzieś jest już południe! 

Posiedzę tu sobie jeszcze chwilę, pocelebruję mój czas. Teraz kiedy i Nico wyfrunie z gniazda mam zamiar podarowywać sobie takie podróże zdecydowanie częściej... 
Och co to była za podróż! Podróż - katharsis. Podróż - kroplówka. Podróż jak butla z tlenem dla tonącego. 
I pomyśleć, że jutro o tej porze będę już siedzieć przed komputerem i zamęczać ludzi zaimkami i congiuntivo. 
(...)
- Viaggi con lo zaino? (Podróżujesz z plecakiem?) - usłyszałam i dopiero po chwili zarejestrowałam, że to pytanie skierowane było do mnie. 
Przy stoliku siedziały dwie kobiety, najprawdopodobniej matka i córka. Młodsza wskazując na plecak "siedzący" na krzesełku obok mnie ponowiła pytanie:
- Podróżujesz z plecakiem? Jeździsz po całej Italii? 
- Chciałabym! Teraz jestem tylko kilka dni tu w Termoli i na wyspach, a przyjechałam z toskańskich Apeninów. 
- I sama tak podróżujesz? I piszesz? - kobieta nie kryła zadziwienia. 
- Właśnie tak. 
- Impressionante! Bellissimo! - patrzyła na mnie jak urzeczona swoimi mocno wytuszowanymi oczami. - Potrzeba odwagi! - dodała na koniec.
- Odwagi? Bo ja wiem... 
- Sì, cara! Odwagi! Bardzo inspirujące...
- Grazie - odpowiedziałam z uśmiechem i wróciłam do pisania, a kobieta do rozmowy z matką. Starsza pani była już bardzo wiekowa, ale paliła papierosa w tak dystyngowany sposób, że tym razem to ja nie mogłam oderwać od niej wzroku...  

I tak oto napisał się epilog do mojej małej molisańsko - puglieskiej wyprawy. To była niezwykła podróż "na dwa" - dwie nogi, dwie pary butów, dwa regiony, dwa pociągi, dwie noce, dwie ręce do pisania i fotografowania...

Kiedy przypomniałam sobie jak niewiele brakowało, żebym zrezygnowała z tej podróży, obiecałam sobie, że kiedy znów najdą mnie wątpliwości, otworzę Notes Artysty i będę czytać, czytać i czytać, by nigdy nie ustawać w podróży i nie rezygnować z samej siebie.

Pięknej niedzieli!
Ps. O tym dlaczego wczorajszy wpis ukazał się niemal nocą opowiem już jutro. 

Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Termoli Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej