Szczęśliwe zakończenie bolońskiej telenoweli i początek nowego rozdziału

piątek, października 06, 2023

Dom z Kamienia blog, wynajem mieszkania w Bolonii

Dziś, kiedy już emocje powoli opadają kompletnie nie wiem od czego zacząć. Może od końca? 

Uwaga! Uwaga! To jest wiadomość roku - Tomek ma już bolońskie lokum! 

Od poniedziałku będzie bolończykiem! Po miesiącach utrapienia sama jeszcze do końca w to nie wierzę. O tym, że ktoś kogoś zna, że może ten ktoś wynajmuje studentom mieszkanie i MOŻE jest jeszcze miejsce dowiedzieliśmy się pod koniec sierpnia. Nie miałam odwagi łudzić się na poważnie, bo w tym wszystkim za często pojawiało się słowo "może". Czekaliśmy na wyjaśnienie się sytuacji do pierwszego tygodnia września, kiedy ten "ktoś" wracał z wakacji. 

Pamiętam dokładnie ten moment, to był dzień, kiedy pojechałam z Mario do Florencji. Ledwie ruszyliśmy z florenckiego parkingu, na moim telefonie wyświetliła się wiadomość od naszej wybawicielki - to jest ten numer, dzwoń szybko, są też inni chętni! Mario zaraz zatrzymał samochód na poboczu, a ja trzęsącą ręką wybrałam podany numer. 

Mieszkanie z opisu wydawało się wymarzone, a moja rozmówczyni bardzo miła, jednak na koniec, kiedy już moja nadzieja zdążyła poszybować w górę, dodała, że potrzebne będą jakieś gwarancje na papierze, umowy o pracę itp... Tak szybko jak się ucieszyłam, tak szybko też znów zjechałam w dół. Zaraz jednak sama siebie pocieszyłam - powoli, powoli, najpierw niech nas wybiorą, a potem będę udowadniać, że nie jestem nikim. 

Już następnego dnia przyszła wiadomość od właścicielki z numerem telefonu do chłopca zajmującego drugi pokój - mieszkanie było dla dwóch osób. Umówiliśmy się na środek następnego tygodnia. Żeby było jeszcze bardziej nerwowo, żeby przydać tamtym wydarzeniom pikanterii, przypomnę, że to był ten tydzień, kiedy Marradi żyło traumatycznymi doświadczeniami trzęsienia ziemi. 

Pojechaliśmy z Tomkiem do Bolonii, a tak naprawdę na jej obrzeża, bo mieszkanie jest już na peryferiach - tych od najładniejszej, pagórkowatej strony, skąd można podziwiać panoramę miasta. Pojechaliśmy i zakochaliśmy się w tym miejscu bez pamięci! Wszystko było idealne! Duży pokój na wyłączność, cicha okolica, szlak trekkingowy przebiegający tuż obok, wygodne połączenie z uniwersytetem i do tego sympatyczny współlokator - również student historii! 

Pomyślałam, że jeśli nam się nie uda, to obydwoje przypłacimy to załamaniem nerwowym. 

Wyszliśmy z mieszkania i zaraz zadzwoniłam do właścicielki, że my jesteśmy na tak i jeśli oni Tomka akceptują, to możemy podpisać umowę nawet zaraz. I tu znów jak bumerang powrócił temat gwarancji... Na nasze szczęście sprawą podpisania umowy zajęła się wyjątkowo życzliwa agentka nieruchomości. Nomen omen Silvia! Czy pamiętacie jeszcze mój wpis o Silviach

Następne dni to była wymiana wiadomości, rozmowy i w końcu mój desperacki mail, w którym przesłałam całe dossier moje i Tomka. Pokazałam książki, opowiedziałam szczegółowo czym się zajmuję, jak prężnie Tomek działa w wolontariacie, zapewniłam, że każdy w Marradi może zaświadczyć o naszej prawości i uczciwości. 

Dwa dni później zadzwoniła Silvia i uspokoiła, że pracuje nad tym, żeby to się udało, ewentualnie skorzystamy z poręczenia "dobrej duszy", która z takowym sama się zaoferowała. Takie rozwiązanie bardzo było mi nie w smak. Odbierałam je jako matczyną porażkę. To ja sama chciałam za nas ręczyć. Dla mnie było to kwestią honorową. 

W końcu w zeszłym tygodniu znów na wyświetlaczu telefonu zamigał numer z Bolonii, dokładnie godzinę po tym, jak dobrą wieść w sprawie swojego lokum usłyszał Mario

- Udało nam się! - powiedziała Silvia - przyjedźcie w czwartek 5 października na podpisanie umowy. 
 
https://www.domzkamienia.com/2023/09/bolonski-dzban-ma-moc.html

A zatem wczoraj o umówionej porze stawiliśmy się w biurze agencji i podpisaliśmy wymarzony kontrakt - Tomek jako lokator, ja - jako jego gwarant. Kiedy wyszliśmy znów na skąpaną w letnim słońcu ulicę i żegnaliśmy się z Tomka nowym współlokatorem, poczułam jak powoli rozluźniają mi się mięśnie ramion, jako powolutku wszystko odpuszcza. Tak długo, żyliśmy w stresie, że już nawet zapomniałam jak to jest.

Wieczorem, po skończonej kolacji doszło też do głosu zmęczenie i to trzyma mnie do tej pory. Potrzeba będzie kilku chwil, żeby po tych wszystkich przebojach ostatniego półrocza wrócić do równowagi.   

Sfinalizowanie wszystkiego i negocjacje zajęły nam blisko miesiąc, ale szczęśliwie się udało i dziś mam tylko nadzieję, że rozklekotany Ranger dowiezie nas bezpiecznie z klamotami pod nowy adres Tomka - swoją drogą nawet adres ma piękno w nazwie. Tomek wyfrunie z domu w poniedziałek, po tym jak nacieszy się i popracuje na pierwszej w tym roku kasztanowej sagrze. 

Na koniec kilka podziękowań. 

Naszej marradyjskiej Wybawicielce podziękowałam już osobiście i zrobię to jeszcze raz. Gdyby nie ona, aż boję się myśleć co by było. Dziękuję agentce Silvi za serce na dłoni i sprawność czy też "sprawczość" w działaniu. Dziękuję wielu z Was, którzy wtajemniczeni w szczegóły trzymali wczoraj za nas kciuki i zasypywali wiadomościami czy już coś wiadomo! Byłam i jestem naprawdę wzruszona!

Między jednymi i drugimi podziękowaniami otworzyłam też Facebooka i jedna po drugiej zaczęłam z satysfakcją kasować moje bycie w różnych grupach: studenci... Bolonia... affitto... od miesięcy było to dobre 90% wszystkich treści jakie widziałam na fb. 

I tak oto kończy się bolońsko poszukująca telenowela, a zaczyna boloński rozdział w życiu Tomka. Mam nadzieję, że będzie to dla niego piękny czas i że nowe miejsce, nowe lokum ciepło go "przytuli".

Ja jeszcze nie płaczę po pustym gnieździe. Dziś za bardzo cieszę się z tego, że nam się udało, poza tym najbliższe dni zapowiadają się tak intensywnie, że na refleksje będę miała czas pewnie dopiero w listopadzie. Poza tym nie jest przecież powiedziane, że w ogóle muszę płakać. Mam w sobie pewną zdolność, cechę, sama nie wiem jak to nazwać - coś takiego, co nie raz opisywałam już przy okazji spotkań z turystami. Jestem "złodziejką entuzjazmu" - a jeśli chodzi o bliskie mi osoby, jestem nią jeszcze bardziej. Teraz cieszę się, że Tomek może mieć coś, co dla mnie było tylko pogrzebanym marzeniem... 

Pięknego weekendu!

WSPÓŁLOKATOR to po włosku COINQUILINO 

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

11 komentarze

  1. Szczerze się cieszę i gratuluję, jako matka studenta doskonale Panią rozumię.

    OdpowiedzUsuń
  2. To brzmi zupełnie jak wymarzone lokum! Widoki, trasy spacerowe, łatwy dojazd. I ten coinquilino też historyk? No po prostu bajka! Pozdrawiam i przytulam. Halina

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sie cieszę Kasiu !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu bardzo się cieszę że się wszystko tak fantastycznie ułożyło. Wspaniale.Gratuluję bo przecież zaczyna się dla Was nowy rozdział w życiu. Spadł Ci ciężar z ramion. Nowe lokum i jeszcze w tak pięknym miejscu. Super. Tomasz wszystkiego najlepszego w Bolonii. Pozdrawiam Waszą trójeczkę. Jola

    OdpowiedzUsuń
  5. Krótko: super, bardzo się cieszę nowym etapem w życiu Tomka (i Twoim Szczęściaro :) ! Pozdrawiam. Hanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też:) tak, jestem szczęściarą:)) pozdrawiamy 🫶

      Usuń
  6. Pani Kasiu. Nie m Pani pojęcia jak mnie ucieszył Wasz happy and. Aż się popłakałam że szczęścia. Wszego szczęścia. Jaka ulga...kibicowałam od początku. Bardzo się cieszę. Tomkowi życzę aby mieszkanie było dla niego spokojną przystanią a życie studenckie pełne radości i spełnienia. Pozdrawiam serdecznie Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi miło! Dziękuję bardzo za ciepłe słowa 🫶

      Usuń