Nieśmiałość cyklamenów i wrześniowe pieszczoty

środa, września 13, 2023

Jesień w Toskanii Dom z kamienia blog

Bardzo nieśmiałe w tym roku cyklameny, zupełnie jakby siły nie miały albo jakby je upalny schyłek lata onieśmielił. Zwykle już pod koniec sierpnia pomiędzy lipami przy via Francini migały ich lila łebki, a ja przygnieciona końcem najukochańszej pory roku, udawałam, że ich nie widzę. Teraz jest odwrotnie - jestem jak pies na trufle z nosem przy ziemi, nawet kiedy idę po zakupy. Wzrok wyostrzony, cyklamenowy radar wyczulony i dopiero dziś o poranku - pierwszym od tygodni pochmurnym poranku, udało mi się wpaść na ich trop. 

Niewiele ich... Jeden, dwa trzy... Policzyć można na palcach jednej ręki. W tym roku przyroda jest wyjątkowo zmęczona upałem. Rok temu długo wszystko było zielone, choć upał zaczął się dużo wcześniej. Teraz dopiero zbliżamy się do połowy września, a lipy powoli przebierają się już w październikowy strój. 

Trzeba pomyśleć powoli o jesiennym zdjęciu na okładkę bloga. Przecież nowa dekoracja powinna być gotowa za kilka dni, a tu nawet ani cienia pomysłu. Pewnie znowu skończy się jedną wielką improwizacją. Ja już nawet nie pamiętam zeszłorocznej tapety!

***

Dziś o poranku korzystając z wolnego okienka popędziłam do Marradi. Dobrze, że w ostatniej chwili przypomniało mi się, że na jutrzejszy ważny dzień czegoś mi brakuje, a że dziś, czyli w środę, sklepy po południu w Marradi są zamknięte to byłby klops. Może nie wielki klops, bo jeszcze na organizację czegokolwiek mam cały czwartkowy ranek, jednak ja wolę mieć wszystko gotowe już wcześniej. Cieszę się na ten wrześniowy czwartek i mam nadzieję, że uda mi się dobrze spełnić moje zadanie. Cieszę się, bo będę robić to, co lubię, będę w pięknym miejscu i spotkam ludzi, których uwielbiam! Wdzięczność!

A zatem kiedy dziś rano pędziłam do Marradi wypatrując jednocześnie cyklamenów, nad Marradi nadciągnęły siwe chmury. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu, niebo zdradziło lazur. Kiedy byłam na placu zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu. Ktoś nawet krzyknął za mną, że chyba zmoknę. Wpadłam więc na szybko do piekarza po kawałek Tomka ulubionej schiacciata dell'uva i przyspieszając jeszcze bardziej kroku pognałam w stronę domu. 

W połowie drogi krople się zagęściły. Przez chwilę starałam się iść jak najbardziej w cieniu lip, ale potem, kiedy poczułam na twarzy orzeźwiające krople, pomyślałam, że niby dlaczego mam odmawiać sobie takiej przyjemności? To przecież jak czuła, wrześniowa pieszczota!

- Chcesz parasolkę? - zapytała żona listonosza, która sprzątała akurat coś z balkonu. 
- Nie, dziękuję! Mica mi fa male! ("przecież nic mi złego nie robi") - i zaraz na potwierdzenie moich słów wystawiłam twarz w kierunku siwizny nieba. 

Sto metrów dalej zatrzymał się obok mnie znajomy, który swoją ape jechał do pracy. 
- Podwieźć cię? 
- Nie, nie! Jest dobrze! 
Uśmiechnął się tylko i poterkotał swoim autkiem dalej. 

- Jak miło - pomyślałam w duchu - taka niby prosta rzecz. Życzliwość. 
Dużo tej życzliwości spływa na mnie w ostatnich dniach. Tak wiele osób martwi się Tomka lokum i stara się ze wszystkich sił pomóc, każdy jak umie. To naprawdę niezwykłe. Jeszcze raz dziś napiszę to ważne słowo - WDZIĘCZNOŚĆ. 

Po porannym deszczu nie ma już śladu, choć niebo jakieś niewyraźne. Mam jeszcze chwilę do popołudniowych lekcji. Może znów pójdę poszukać cyklamenów...

Dobrego popołudnia!

FA MALE może znaczyć: BOLI, SZKODZI, ROBI KRZYWDĘ

Dziś na koniec przypominajka kulinarna. Pamiętacie co takiego gotowałam dla mojego kochanego Frania? 


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze