Trzeci bieg i mugellańska forteca Medyceuszy

niedziela, lutego 07, 2021

Kasia z Domu z Kamienia

- Szlag trafił skrzynię biegów - powiedział Mario szarpiąc bezskutecznie wajchę.
- Chyba żartujesz?
- Nie. Jest zablokowana i nawet nie jestem teraz pewien na którym biegu. 
Chwilę wcześniej minęliśmy Borgo i Rontę i staliśmy właśnie przed semaforem, który ustawili na początku wspinaczki na passo, gdzie akurat trwały jakieś roboty i ruch był wahadłowy. Przed nami było jeszcze prawie trzydzieści kilometrów do domu z czego połowa baaardzo pod górę. 

Nie wiem jak Mario, bo przynajmniej na zewnątrz zdawał się zachowywać zimną krew, ale mnie oblał zimny pot.

Jeszcze kilka razy mocno szarpnął wajchę, ale bezskutecznie. Drążek praktycznie latał sobie jak wolny elektron we wszystkich kierunkach. 
- To jak my teraz ruszymy?
- Panda ma "ciasno" biegi... - światło zmieniło się na zielone i powoli, z wielkim trudem, z naszymi zaciśniętymi zębami i nie powiem czym, w końcu Ranger ruszył z miejsca. 
Trochę mi ulżyło, ale zastanawiałam się - nawet jeśli marny ze mnie specjalista w tej materii - jak my się wdrapiemy na passo - ponad 900 metrów wysokości - na trójce, bo Mario po pierwszym kilometrze ocenił, że właśnie na tym biegu musiało się zablokować. 
Na trójce??? Jeśli tam droga gnie się pierońskimi zakrętami ostro pod górę!! Jak?

Już miałam wizję czekania do nocy na pomoc, już widziałam się schodzącą w dół ciemną drogą, żeby w ogóle złapać sygnał, bo przecież przez cały odcinek przełęczy nie łapie żadna sieć, ale na szczęście jakimś cudem - cudem nie cudem, ot panda! - udało nam się na te ponad 900 metrów wdrapać i potem w jednym kawałku z nich zjechać. 

A wszystko to, bo zachciało mi się obejrzeć z bliska fortecę Medyceuszy w San Piero a Sieve!

Kasia z Domu z Kamienia
Kasia z Domu z Kamienia

Forteca w San Piero a Sieve była jednym z tych "zabytków", który pamiętam jeszcze z naszych pierwszych wakacji w Marradi. Paradoksalnie jednak choć przez mugellańskie miasteczko w ostatnich latach przejeżdżaliśmy dziesiątki, jeśli nie setki razy, to nigdy nie pokusiłam się, by potężnym murom górującym na wzgórzu ponad miastem poświęcić ciut więcej uwagi. 
Dopiero wczoraj, kiedy kręciliśmy się po Mugello w poszukiwaniu wrażeń pomyślałam, że może to jest ten moment, by "zbadać" obiekt i dowiedzieć się o nim czegoś więcej. 

Forteca San Piero a Sieve

Fortezza di San Martino powstała w XVI wieku na życzenie Cosimo I jako warownia strzegąca Florencję przed najazdami z północy. Końcowe prace, które przypadły na ostatnie dziesięciolecie szesnastego stulecia i pierwsze lata kolejnego wieku odbywały się pod okiem Bernardo Buontalenti - w tamtym czasie jednego z ulubionych architektów słynnego rodu. 

Budowla imponuje rozmiarami - szacuje się, że jest to trzecia co do wielkości tego typu forteca w całej Europie. Wprawdzie nigdy nie odegrała ważnej historycznej roli, ale pełniła swoją funkcję do końca XVIII wieku, kiedy to Leopoldo I ocenił ją jako bezużyteczną. Wojska wyprowadziły się z fortecy i z sąsiadujących koszar, a ich lokale powoli zaczęli zajmować mieszkańcy osady.  


Dziś mury zamknięte są na głucho, ale o dziwo mimo porzucenia wciąż pozostają w dobrym stanie. To świadczy tylko o tym, jak porządnie forteca została wybudowana. Prawdziwy popis architektoniczno budowlanych umiejętności ludzi sprzed pół tysiąca lat. 

Trudno jest obejrzeć i dobrze sfotografować warownię ze względu na jej rozmiary. Tu przydałby się dron! Praktycznie jest to całe ufortyfikowane wzgórze.

Kasia z Domu z Kamienia - San Piero a Sieve

Wewnątrz murów znajdowały się między innymi apartamenty kasztelana - podobno do dziś w jednej z komnat zachował się szesnastowieczny kominek z herbem Medyceuszy. Poza kasztelanem mieszkali tu też inni wysocy stopniem, była tu również kaplica oraz co zdaje się nieprawdopodobne ciąg podziemnych przejść i korytarzy, którymi można było na koniu dotrzeć do magazynów broni i amunicji, do cystern, a nawet nad rzekę do młynów!


Podobno kilka lat temu ruszyły w obrębie murów prace przy odnowie fortecy, jednak odkąd pamiętam dźwig znajduje się wiecznie w tej samej pozycji. Nie wiem zatem jak wygląda obecna sytuacja, ale mam nadzieję, że takie miejsce nie zostanie zapomniane i z czasem stanie się też obiektem zainteresowań turystów. To kolejna perełka przemawiająca za tym, że nasze Mugello to niewyczerpana skarbnica! 


Jeśli będziecie w okolicy i zapragniecie przejść się wzdłuż murów fortecy świętego Marcina, w cieniu drzewek oliwnych rosnących dookoła pamiętajcie, że samochód lepiej porzucić zaraz jak kończy się asfalt, potem zostaje do przejścia kilometr kostropatą drogą. 
Oczywiście jeśli macie pandę - Rangera albo inny prawdziwy samochód, który kocha "off road" śmiało możecie podjechać pod samą bramę. 
Pamiętajcie jednak, że nawet macchina do zadań specjalnych na takiej drodze może ucierpieć, co widać po załączonej historii, a gdybyście nie wierzyli zerknijcie na nagranie poniżej.  

Kasia z Domu z Kamienia
Kasia z Domu z Kamienia
San Piero a Sieve - Dom z Kamienia blog



Nim zwiedziliśmy okolice fortecy, byliśmy jeszcze gdzieś, ale na kolejne opowieści będzie czas już jutro. Dobrej niedzieli!

Ps. Ranger jest już naprawiony i ma się dobrze. Gotowy do kolejnych przygód.

MACCHINA - to SAMOCHÓD (wym. makkina)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze