Kiedy krewny z Syberii zapowiada wizytę i dobra kolacja

wtorek, lutego 09, 2021

 

Chmury pędziły w przeciwnych kierunkach. Wyraźnie było widać jak różne miały trajektorie. Sprawiało to niezwykłe wrażenie. Kiedy przez chwilę zatrzymało się wzrok zadarty do góry, zaraz od tego chaosu niemal kręciło się w głowie. 
Marradi znalazło się dokładnie na granicy pogodowej. Od Romanii ciągnął się lazur, od Toskanii natomiast nasiąknięte deszczem szare chmury powoli pochłaniały wzgórza. Mimo słońca, co jakiś czas czuć było na twarzy kropelki wilgoci. To wiatr niósł od zachodu lutowy deszcz. 

Wiatr szalał jak opętany. Znów się kwiatki skuliły w sobie, dzióbki w ciup, łodyżki przygarbione, jakby chciały stawić mu opór. Na szczęście było ciepło i jeszcze bardziej ciepło ma być dziś i jutro a potem "z plaskacza", z otwartej ma nas sieknąć jakiś zakichany krewny Buriana, ziąb syberyjski, na myśl o którym już teraz mi zimno! I te kwiatki biedne... 


Znów wyciągnęłam Mario na spacer. Nie żadne daleko, nie w góry, żadna wyprawa, nawet aparatu nie zarzuciłam na szyję. Szliśmy asfaltówką w stronę Lutirnao przygarbieni przed wiatrem jak te biedne kwiatki... 
- Jak tylko się ustabilizuje pogoda, jak tylko będzie bardziej wiosennie idziemy na Ortacci - powiedział Mario. 
- Bosko!
- Ale tam to trzeba ruszyć rano, wziąć coś do jedzenia i iść powoli, bo to kawał drogi. 
Aż się rozpromieniłam na samą myśl, bo ta trasa chodzi za mną już od dawna. To miejsce ponad Crespino, skąd - jak twierdzi Mario - widać całą dolinę z Vicchio! Oczywiście rekompensuję sobie potrzebę wyprawy moimi codziennymi marszami, ale iść tak na serio, na długo, z plecakiem, poczuć w nogach wysiłek... Och już nie mogę się doczekać.  


Kiedy wracaliśmy Mario zaproponował, że on przygotuje kolację i to nie byle jaką. Kolejny dobry pomysł, bo często kiedy o 19.00 po ostatnich lekcjach odchodzę od komputera jestem tak wypompowana, że głowa nie ma nawet siły myśleć o gotowaniu. Miło kiedy od czasu do czasu ktoś wyręczy i poda pod nos.
Kończyłam wykładać teorię z "periodo ipotetico", a z kuchni dolatywał przyjemny zapach tagliolini z owocami morza. Poezja.


Dziś dzień mniej intensywny, więc mam zamiar znów wyjść jak tylko deszcz się uspokoi. Całą noc lało tak, że znów bure i wzburzone zrobiło się Lamone. Jedno jest pewne - susza nam w tym roku raczej nie grozi. 
A zatem mam zamiar w przerwach między lekcjami wyjść, popisać, poczytać, a może nawiedzi mnie i wena na gotowanie eksperymentalne. Kto wie!
Dobrego dnia!

KOLACJA to po włosku CENA (wym. czena)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

2 komentarze

  1. Czy przepis na tą / tę?/ pychotę ktorą przygotował Mario będzie w Kuchni Kasiu ? marysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie! Jeszcze chlebek Tomka czeka :( Nie wyrabiam się. Uściski!

      Usuń