Gamogna - wrześniowe milczenie cykad.

czwartek, września 06, 2018


Po lekcji z J., kiedy już stałam w progach startowych, by ruszać na Gamognę, zarządziłam:
- Trzeba mi zablokować nogę. Bandaż elastyczny masz? - tak właśnie przykazała J.
Mario u siebie ma chyba wszystko, na każdy wypadek i przypadek. Raz dwa noga została profesjonalnie usztywniona, a ja szłam całkiem spokojnie i bez bólu. Mowa tu oczywiście o zaledwie kilkuset metrach, bo prawie do samego celu przywiózł nas Ranger, któremu wyboje i górskie drogi niestraszne. 


- Idź, idź! - przepuszczałam Tomka przodem. - Ja się powoli dotelepię.
- Najpierw ty.
- Nie, nie. Ja chcę cię widzieć przede mną. Jesteś moim dzieckiem. 
- A ty jesteś moją Pusią. 
Przekomarzaliśmy się tak, bo ostatnie kilkadziesiąt metrów do szałasu to spacer po stoku łupkowym, gdzie trzeba trochę bardziej uważać. Anka się tam kiedyś nawet popłakała ze strachu, ale Anka ma lęki w takich miejscach. Tak czy inaczej kiedyś jeszcze ją tam zabiorę, bo jest tak pięknie, że oszaleć można!!!


- A pamiętacie jak urządziliśmy tu zawody?
- Nooo! 
- I w co graliśmy?
- W rzucanie suchą krowią kupą!
- To dopiero była zabawa. Pamiętam te nasze zimowe pikniki, kiedy mieszkaliśmy w Casalucio - te tutaj i te ponad domem. Pomarańcze, panettone, ser, wino, kiełbasa. Takie uczty, że świat nie widział!


- Patrzcie jakie to dziwne. Człowiek czasem idzie do restauracji, dobrze mu i wygodnie, a jednak zaczyna marudzić i krytykować, przez lupę patrzy na wszystko. Za słone, za mało słone, mięso za twarde, makaron rozgotowany, sos nijaki, ecc... A potem siada na pieńku, w niewygodach, w kurzu, upale, w chłodzie, wilgoci, łapie kromkę opieczonego chleba, pomidora, kiełbasę, winem swojskim popije i ucztę ma taką jakby go zabrali Bóg wie gdzie!! Czyż nie tak?
- Tak, tak... 
Tak właśnie jest. Jakby widok, atmosfera i towarzystwo też działały na kubki smakowe. 
Mario zrobił palenisko z dwóch kawałków żelastwa. Upiekł kiełbasę, kurczaka i wczorajszy chleb. Przegryzaliśmy to swojskim serem i warzywami z własnego ogródka, a wszystko było nieziemsko pyszne albo my byliśmy tacy głodni ....


 - Ale gorąc! Dlaczego ja nie założyłem krótkich spodenek. Jakbym nie wiedział, jak tu jest!!
- A ja mówiłam! Mówiłam, że będzie trzydzieści stopni! Mikołaj nie dał się przekonać, bo ma nowe dżinsy, więc choćby pocił się jak mops jest szczęśliwy, ale wy???


 - Po raz pierwszy przyjechałam tu osiem lat temu.
- Tak? 
- Tak! To było po tej imprezie na Bufalo. Zrobiłam tu sobie zdjęcie, a godzinę później wynajęłam dom, który majaczył w jego tle!
- I nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Dopiero ja skomentowałem to na fejsbuku. 
- Tak było! Dawne czasy!


- Zbudowałem ten szałas w latach osiemdziesiątych i obiecałem sobie, że kiedyś przyjdę tu pomieszkać. 
- Ja bym mogła! Potrzebuję dziczy i wyłączenia się.
- Mnie uprzedził Beniamino. Mieszkał tu przez rok.
- Szczęściarz...


Mały kamienny domek, przy którym w zeszłym roku zrobiliśmy letnie zdjęcie na bloga zastałam po raz pierwszy otwarty. W środku podana krótko i prosto historia San Pier Damiano. Kiedyś o tym opowiem, ale nie dziś. 
 Ruszyliśmy w górę, bo czekała na nas nowo odkryta kapliczka. Przyjaciel Mario uprzedzał, by zerknąć ponad kościół, bo nieoczekiwanie chaszcze odsłoniły kolejny sekret. 


 - Pusia nie dasz rady! 
- Dam, dam. A jak nie, to się cofnę. Chcę Gamognę sfotografować z góry. Na nogę uważam.



Na nogę uważałam, piknik udał nam się znakomicie. Gamogna zachwycała niezmiennie. Gorąc był nieprzyzwoity, tylko granie cykad niestety już umilkło. 

MILCZEĆ to po włosku TACERE (wym. taczere)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze