Dowody na istnienie wiosny, nowy szlak i Goście

czwartek, lutego 13, 2020


To co w środę wyprawiała pogoda, to była absolutna "meraviglia". Wiosna jak malowana, na którą dowodów wczoraj była cała masa. Że kwiatki, że motyle, to nic, że pierwsze jaskółki to też żadne halo, ale że Mario przez cały spacer miał czapkę w kieszeni... To w lutym czysta abstrakcja i ewidentnie ktoś tu zwariował: albo Mario albo pogoda.  

Zadzwonił przed południem i zaproponował spacer, bo przecież ta pogoda jak z bajki... 
Czasu nie było wprawdzie zbyt wiele, bo pociągiem o 13.00 mieli zawitać do Domu z Kamienia Goście, więc już miałam Mario odmówić, ale ostatecznie pomyślałam, że może warto przejść się choć kawałek asfaltem, tuż za progiem, bliziutko...


I pewnie bliziutko rzeczywiście by było, ale znów wszystko przez tego rudego kota!
Tego samego, przed którym uciekałam w czasie niedawnego spaceru z J. Wtedy też zamiast iść prosto skręciłyśmy przymusowo w bok, ale daleko w góry już się nie zapuszczałyśmy. 

Tym razem jednak...
- Zobaczmy dalej.
- Zobaczmy za zakrętem.
- Zobaczmy dokąd prowadzi ta droga.
- Zobaczmy co to za kamienny dom... Itd... Itp...


Wdrapaliśmy się całkiem wysoko, skąd widok był tak bajkowy, że chciało się iść dalej i dalej... Luty ciepłym wiatrem dmuchał w twarz. Kwiatów tyle, pąki na drzewach i te motyle nad głową...
- Wróćmy tu koniecznie. Chcę zobaczyć dokąd można dojść i gdzie zejść. To byłby już trzeci szlak spod domu, do którego niepotrzebny samochód. 

Wciąż myślę i głowię się nad tym, jak tu dla moich Gości rozbudowywać paletę atrakcji. Jestem już chyba przygotowana w pełni. Nowe szlaki, nowe atrakcje, nowe florenckie cuda...


Na tarasie rozłożyła się w słońcu pierwsza w tym roku "domowa" jaszczurka, w górach to już miesiąc temu umykały mi spod nóg. Tę na schodach natomiast prawie bym zdeptała, bo ani myślała umykać. Mało tego - zdążyłam wejść do domu, złapać aparat, wrócić na schody, a ta dalej wygrzewała się w tym samym miejscu. 


Goście dotarli do domu zgodnie z planem, ale niestety zamiast uraczyć się smakami marradyjskiej restauracji, która - o zgrozo - okazała się zamknięta, musieli zadowolić się skromnymi smakami Domu z Kamienia. Poszły w ruch domowe przeciery, czerwona świeża cebula z południa Włoch, którą rankiem kupiłam u Domenico, kapary i rach ciach najprostszy makaron wylądował na stole. I w imię zasady nieważne co na stole, ważne z kim przy stole, dzień upłynął nam cudnie i radośnie! M. i Chłopaki bardzo Wam dziękujemy i trzymamy oczywiście kciuki za różne pomyślne rozwiązania!

Czasem myślę sobie, że w Marradi, a może u nas w Domu z Kamienia jest coś miłego, co sprawia, że ta pajęczyna plecie się dalej, że za każdym pożegnaniem podążają kolejne powroty...

DOWODY to po włosku LE PROVE (wym. le prowe)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze