Topór i radość Mikołaja

środa, kwietnia 27, 2022

Dom z Kamienia codzienne życie w Toskanii

Kwiecień już się prawie dokuśtykał do mety. Mam w tym roku przykre poczucie ogromnej straty czasu. Zimowe zawirowanie ze zdrowiem, które na szczęście skończyło się tylko na strachu (przynajmniej na ten moment), tak wybiło mnie z rytmu, wywiało z głowy wenę, chęci, że mam wrażenie, jakby ktoś okradł mnie z jakiś dwóch miesięcy, które miały być czasem wyciszenia odpoczynku, tworzenia. 

We wtorkowy wieczór, kiedy po lekcjach poszłam do kuchni, żeby przygotować kolację, nagle poczułam jakby ktoś wbił mi włócznię pod łopatkę. Albo nie, nie włócznię! Topór! Przydajmy scenie dramatyzmu! Topór jak we Władcy pierścieni! Aż mi zabrakło tchu. Szlag! Zaraz przypomniała mi się J. ze swoimi dolegliwościami i jej określenie "chodzić jak postrzelona kaczka". Przygarbiłam się próbując odzyskać oddech i czekając aż przejdzie, ale włócznia vel topór ani myślała opuścić moje plecy. 

- Co się Matce stało - do kuchni wszedł Mikołaj i zaraz się oczywiście zaniepokoił. 
- Taki mi straszny ból wszedł, że nie wyrabiam, ale spokojnie to nic złego, nie żaden zawał, to pewnie jakiś zakichany nerwoból. 
- To niech Matka coś weźmie. 
- Niby co? 

W życiu mnie taka dolegliwość nie dopadła. Myślałam, że będę wyć na głos. 
Usiadłam przy stole sztywno jakbym kij połknęła, a Tomek dokończył mieszanie w garnku. Przy każdym ruchu czułam jak znów mnie "zatyka". 

Choć przy kolacji rozmowa była wyjątkowo interesująca, ja nie mogłam się doczekać, by wyciągnąć się w łóżku. Dziś rano już chodzę normalnie, ale ból pod łopatką, albo raczej jego resztki jak "zakwasy" po zbyt intensywnym treningu, zostały.

Mikołaj we wtorek wrócił wyjątkowo zadowolony. Tym razem na moje pytanie "jak minął dzień?" albo "co było w szkole?" zamiast odpowiedzieć kpiąco - jak ma czasem w zwyczaju - powiedział zagadkowo: "niech Matka poczeka" i zaraz zjawił się z kartką do podpisania. 

Kartka była zgodą na uczestnictwo w szkolnej wycieczce. Wycieczka ma być do miasta, w którym Mikołaj jeszcze nigdy nie był, więc bardzo go ta wizja podekscytowała.  

Tymczasem kwitną bzy i lipy przy Via Francini już takie zielone, a ja po cichu coś tam sobie planuję na weekend, o ile oczywiście znów ktoś mi topora w plecy nie wbije. 

Miłego dnia!

WŁÓCZNIA to po włosku LANCIA (wym.lanczia)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze