Mądrości ludowe i znów pod górkę...

czwartek, stycznia 30, 2020


Środa była pierwszym z dni kosa. I teraz nie wiadomo czy cieszyć się z tego ciepła, jakie na nas spłynęło czy już zacząć martwić. Przysłowie mówi bowiem: 

I giorni della merla...
se sono freddi
la primavera sarà bella
se sono caldi
la primavera arriverà tardi.

W dosłownym tłumaczeniu: dni kosa - jeśli są zimne, wiosna będzie piękna, jeśli są ciepłe wiosna przyjdzie późno. Wczoraj było na termometrze ładne kilkanaście stopni, dziś ma być podobnie, a jutro niewiele inaczej. A zatem... ten, tego... 

Łudzę się, że mądrości ludowe nie zawsze się sprawdzają.

Przypomnę o co chodzi z dniami kosa, bo zdaje się, że w Domu z Kamienia przybyło Czytelników i raczej nie wszyscy przekopywali się przez kilka lat archiwum.

Dni Kosa 
Legenda o kosie znana jest w całych Włoszech. Może się nieco różnić w zależności od regionu. W Romanii mówi się o białym kosie, a dokładnie o samicy, która to w styczniu poczuła już pierwsze ciepło i myśląc, że nadeszła wiosna, wyfrunęła z gniazda. A wtedy złośliwa zima skuła świat lodem. Przestraszony ptak, szukając ratunku schronił się w dymiącym kominie. Po trzech dniach zima odpuściła. Kiedy kos wyfrunął z komina był cały czarny - żółty został tylko dzióbek. Mówi się, że od tego dnia wszystkie kosy są ciemne, a ostatnie trzy dni stycznia są uznane za najzimniejsze dni w roku. 29, 30 i 31 stycznia nazywane są - i giorni della merla - dniami kosa.
No cóż... Nie ma co wróżyć, będzie co będzie. 

***
We wtorek złapałam za pędzel, wałek i farby i uwijałam się jak w ukropie. Kuchnia była ostatnio w coraz bardziej opłakanym stanie, a teraz po moich poczynaniach wygląda całkiem do rzeczy. Wymyłam, wyszorowałam, wybieliłam, umordowałam się przy tym jak wariat, ale efekt jest przyjemny dla oka, a do tego chłopcy nie szczędzili słów uznania.
Jeszcze kilka lżejszych prac czeka, żeby wszystko było jak należy zanim zawitają pierwsi w tym roku Goście, ale to już - powiedzmy - drobiazgi. 

Dopadło mnie znów zmęczenie, bo znów zrobiło się pod górę. Pod górę całkiem stromo... 
A już myślałam w swojej dziecięcej naiwności, że najtrudniejsze jest za mną. 
Kolejny raz łamię sobie głowę - co ja jeszcze mogę, jak to wszystko poukładać, co zrobić, żeby było choć ciut łatwiej? Mimo smutków, które mnie ostatnio przytłaczają, staram się wierzyć, że to się jakoś poukłada, że kiedyś będę z siebie dumna, że kiedyś - co najważniejsze - dzieci będą mogły być ze mnie dumne. 

Na początek muszę w końcu wypuścić z rąk ten mój e-book, który powinien mieć podtytuł - "Niekończąca się opowieść". To tak niestety jest. Już wszystko mam, jeszcze tylko poprawki, zdjęcia, enta korekta, a potem bah! Okazuje się, że jest jakiś dziedziniec, jeszcze jedno cenacolo, kaplica, freski, więc znów jadę, znów dopisuję i tak bez końca... Oczywiście głowa skołtuniona problemami, też gorzej pracuje i te problemy, to wszystko razem wzięte przekłada się na to, że proszę Was o jeszcze odrobinę cierpliwości.

Za kilka dni znów będę się zachwycać kwiatkami, motylkami, czy innym dobrodziejstwem natury, ale dziś jest ciężko, dziś jest bardzo pod górkę. 
Dobrze, że już zaraz luty. Z lutym w kalendarzu jest lepiej, bo zaraz za nim - przynajmniej formalnie idzie upragniona wiosna.

DOBREGO DRUGIEGO DNIA KOSA!

POD GÓRĘ to po włosku IN SALITA (wym. in salita)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze