Podróż NIEZWYKŁA, pełna uprzejmości - EPILOG

sobota, czerwca 29, 2019


Nasza krótka podróż trwała zaledwie mgnienie oka, ale za to obfitowała w wiele pozytywnych emocji. Zobaczyliśmy zobaczyliśmy dużo wspaniałych miejsc, wiele się nowego nauczyliśmy, posmakowaliśmy prawdziwych rarytasów, ale tak naprawdę, to co sprawia, że uśmiecham się na wspomnienie tych dwóch dni, to ludzie, którzy przewinęli się w tle. Właściciele b&b w Trebiano, kelner w trattorii w Le Grazie, bileterka w Portovenere, starsza pani w Pietrasanta, przechodzień z psem w Livorno... 
Ludzie.

Czym byłaby podróż, gdyby nie spotkania z ludźmi? Przecież to właśnie osoby napotkane po drodze, osoby napotkane przypadkiem mogą uczynić z naszej podróży wyjątkową przygodę. My Polacy jesteśmy zamkniętym narodem. Oczywiście generalizuję, bo nie wszyscy są tacy sami, ale...  
Nie wdajemy się spontanicznie w pogawędki. Żeby zaczepić kogoś obcego i zapytać o drogę, musimy najpierw porządnie pobłądzić. Nie lubimy rozmawiać z nieznajomymi, nie zagadujemy barmana w barze, ani staruszka siedzącego samotnie na ławce. Może ze strachu, może z nieśmiałości, a może ze zwyczajnego braku potrzeby bycia z drugim człowiekiem... 
Mnie - dawniej osobę chorobliwie nieśmiałą, zamkniętą hermetycznie w swoim własnym świecie - otwartości nauczyli Włosi. 
Teraz uwielbiam i czasem sama prowokuję krótkie rozmowy z nieznajomymi czy to w barze, czy w pociągu, czy na ulicy, a Włosi reagują bardzo serdecznie, bo jak mało kto lubią być z drugim człowiekiem. 
Ta wylewność Włochów w czasie naszej podróży, ta radość z krótkiej, przypadkowej konwersacji dały mi wiele do myślenia. 

A teraz basta! To była chyba najdłuższa relacja w historii  bloga odnosząca się do jednego wydarzenia. Niektórzy z Was myśleli, że nasze wakacje trwały dłużej, ale tak wcale nie było. To naprawdę tylko dwa dni. Dwa niezapomniane dni. 
Zapraszam Was do obejrzenia fotograficznych wspomnień Mikołaja na jego profilu na instagramie.

***
Przez te wszystkie dni, kiedy zajęta byłam opowiadaniem o podróży, wiele się działo. Już jutro opowiem wam o "intruzie", który zabezpieczał nasze pranie, o wodzie świętego Jana, z magii której wszyscy domownicy w tym roku postanowili skorzystać, o nowych Gościach, którzy cieszą się od kilku dni urokiem Marradi i okolic i o tym jak to moje skromne nazwisko pojawiło się na łamach głównego toskańskiego dziennika...  

ZAMKNIĘTA to po włosku CHIUSA (wym. kiuza)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

7 komentarze

  1. Dzis od rana usiadła na duszy paskuda i ani myślała zlezć. Przeczytałam Kasiny post z zachwytem i żalem , że tak rzadko spotykamy otwartych , optymistycznych rodaków i żeby tak u nas... Wyszliśmy z mężem na spacer przepiękną nadmorską aleją . Paskuda wciąż trzymala a ja myślami bylam w Toskanii . Raptem , młody mężczyzna siedzący na ławeczce z żoną i dwiema coreczkami podniósł się i pożyczył ''państwu'' najlepszego i dobrego zdrowia. Myślałam ,że śnię. Pogawędziliśmy kilka chwil , przedstawił nam dziewczynki , żonę a mnie cmoknął w rękę / no , mógł sobie darować/ . Żona usiłowała go przystopować a ja jej na to , że to jakiś cud , że spotkaliśmy kogoś tak spontanicznie życzliwego i w skrócie opowiedziałam jej Kasiu o Twoich wspaniałych spotkaniach z nieznajomymi Wlochami , o prowadzonym blogu. Okazło się , że uroczy pan byl jakiś czas w Weronie ... Po tym krótkim spotkaniu z życzliwymi ludżmi paskuda się ulotniła i już nie zatruwała duszy ! Jak my wszyscy zależymy jeden od drugiego , jak powinniśmy byc na siebie uwazni , serdeczni. Proszę wybaczyc tę długą opowieść , ale to było wielkie , pozytywne przeżycie i a`propos Twojego ,Kasiu, wpisu. serdecznie pozdrawiam i baardzo dziękuję za piękną ,wakacyjną opowieść Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudowne!!! Dziekuje, cudownie to czytac:) dobrego dnia i niech paskuda nie wraca:)

      Usuń
    2. Uściski Kasiu ! marta

      Usuń
  2. Czytaj twojego bloga właśnie uderzyła mnie wręcz ta opisywana przez Ciebie (w tle) otwartość Włochów. Niby piszesz o czymś innym ale nie da się tu czy tam nie wspomnieć, nie dodać bo jest częścią opowieści, chwili... Niesamowity naród, a może to po prostu my Polacy jesteśmy inaczej wychowywani. Obecnie jest bardzo duży nacisk aby uczyć dzieci nie rozmawiania z obcymi, wręcz nie podchodzenia do nich, osobom dorosłym nie wolno zbliżać się do dzieci bo opiekun może natychmiast wezwać policję. ,,OStrożności nigdy nie za wiele" sama doświadczyłam jak dziecko kilka razy w jesieni wróciło do domu z informacją, że jakaś osoba ,,kazała mu wsiąść do samochodu" Policja powiadomiona ale... Z drugiej strony wydaje mi się, że można to jakoś rozwiązać kiedy są obok rodzicie, kiedy dwoje przypadkowych ludzi zamieni kilka słów ze sobą... nie wiem. Gubię się w tym współczesnym świecie wśród natłoku złych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to prawda. Ogolnie zyjemy w trudnym swiecie.

      Usuń
  3. To jest tylko moja zaduma nad Polaków i Włochów różnicą do pewnych spraw :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja mam od dłuższego już czasu w Polsce podobne doświadczenia z ludźmi jak Kasia :-) Coraz więcej życzliwości, uśmiechów na ulicy, spontanicznych rozmów, bezwarunkowej pomocy. Nie tylko w pociągach, w długiej podróży, jakie miałam ostatnio ;-) ale właśnie gdzieś podczas spaceru, podczas cieszenia się przyrodą i tym wszystkim co nas otacza. Jednak faktycznie… Muszę być szczera… Więcej tej życzliwości i „zatrzymania” w mniejszych miejscowościach i na wsiach niż w dużych miastach. A może tego nie dostrzegam? Nie widzę, bo z takich miast zawsze sama szybko uciekam, a jak już muszę być, to w szybkim tempie „przebiegam” by załatwić to, co konieczne, bo zatłoczone miejsca męczą mnie bardziej niż praca fizyczna?

    OdpowiedzUsuń