Czerwcowe zaległości

niedziela, czerwca 30, 2019


Przez ostatnie dni wiele się działo. 
Paw przyjechał i pojechał, ale zanim pojechał udało mu się najpierw złowić kilka ryb, zjeść legendarną kolację w ogrodzie świętej Barbary, a wieczorem zagrać z nami w dixit.
I właśnie wtedy pojawił się "intruz". 
Siedzieliśmy na tarasie wymyślając hasła do kart, a Biforco spowijała już prawie noc. Nagle kątem oka, przez szparę w siatce maskującej, która oplata barierkę zobaczyłam, że ktoś wchodzi przez bramę. Mikołaj tak się przestraszył, że jak majtnął nogami próbując złapać równowagę na nowym leżaku, to wywrócił stolik i stłukł moje ulubione szklanki. Intruz wszedł pewnym krokiem jak do siebie i zniknął pod tarasem. Bałam się zareagować, żeby go nie spłoszyć. Kilka sekund wystarczyło mi, by rozpoznać, że to nasz starszawy sąsiad, mieszkający kilka domów dalej. Giorgio wszedł i zaraz wyszedł, zupełnie nieświadomy naszej obecności, bo w domu nie paliły się światła, a nas za barierką zwyczajnie nie było widać.
Zniknął mi z pola widzenia na krótką chwilę i zaraz zdecydowanym krokiem tak jak się pojawił tak też sobie poszedł... 
Po co przyszedł Giorgio?
Po to, żeby przestawić nam suszarkę z praniem pod dach... 
W czasie naszej nieobecności wszystko zostało na zewnątrz i kiedy w nocy przyszła burza, zmokło do reszty. Sąsiad widocznie przekonany był, że jeszcze nie wróciliśmy i by zapobiec podobnej sytuacji sam zadbał o nasze pranie, co też dzień później osobiście nam zakomunikował. Ot tak, żebyśmy nie martwili się, że ktoś nam po posesji spaceruje.
Uprzejmości ciąg dalszy... 


Po kolacji u Mario nazbierałam kwiatów i ziół i zostawiłam na noc przed drzwiami Domu z Kamienia, żeby wraz z poranną rosą zeszły do nas dobre moce. Wszyscy przemyli sobie twarz w moich "eliksirach", nawet Paw był zachwycony, choć takie "czary mary" to nie jego bajka. 


W poniedziałek wszystko wróciło do starego rytmu. W piekarni oprócz chleba dostałam coś więcej. Antonella piekarzowa, jak tylko zobaczyła mnie przestępującą próg jej sklepu, zaraz zniknęła na zapleczu i po kilku sekundach wróciła wymachując kartką z gazety. 
- Popatrz! Piszą o tobie!!! Nasza Caterina w La Nazione!
- Ale jak to?
Wzięłam od Antonelli fragment gazety i zaczęłam czytać. 
W La Nazione, czyli największym toskańskim dzienniku, wydanie z 21 czerwca 2019 można było przeczytać o mojej wiosennej podróży do Polski i o całej promocji regionu związanej z obchodami siedemsetlecia śmierci Dantego. Przyznam uczciwie, że moja duma została połechtana. Niby nic, ale jednak coś. Kto by kiedykolwiek przypuszczał, że moje nazwisko pojawi się w takim miejscu?  


Potem do Domu z Kamienia dotarli ostatni czerwcowi Goście. 
Czas gna i ich pobyt powoli powoli dobiega końca. Skromny tydzień wystarczył jednak, by w Marradi się rozkochać i planować, jak tu szybko powrócić. To dla mnie największa nagroda. 
Mario raczył piadiną, ja pokazałam dolinę z perspektywy Castellone, a dzieci do woli korzystały z dobrodziejstwa zwanego rzeką.
Dziś jeszcze czeka Florencja, a potem do podróży będą szykować się kolejni Goście...

Upał tymczasem ma się cudnie, temperatury biją rekordy. W domu przed wieczorem, kiedy przygotowuję kolację termometr pokazuje 30 stopni, strach myśleć ile jest na zewnątrz. Strach jak dla kogo, bo oczywiście mi osobiście w to graj!  

W tym wszystkim co się dzieje jest tylko jedna smutna rzecz: czerwiec mówi nam dziś "do widzenia"... Kończy się mój najukochańszy miesiąc w roku.
DOBREJ NIEDZIELI!

DZIENNIK to po włosku GIORNALE (wym. dżiornale) 



Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

7 komentarze

  1. Gratuluję :) Wcale się nie dziwię, że w końcu i notka w gazecie się pojawiła. Wydaje mi się, że kiedy ktoś z daleka tak bardzo zakocha się w danym miejscy, ba! W danym kraju to nie możne to być niewidoczne. Często rozmawiam z mężem o przemyśleniach jakie mam po przeczytaniu tego bloga, są ciepłe i miłe. Ostatnio próbowałam odwrócić sytuację i wyobrazić sobie, że obcokrajowiec zakochuje się w naszym kraju, przeprowadza się i na przykład do włosku opisuje nasze regionalne potrawy zachwycając się urokami miasta albo prowincji czy samej wsi... Padło na pierożki z serem, nie wiem dlaczego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obcokrajowcy, których znam i byli w Polsce, uwielbiają ... polskie zupy.
      Pozdrawiam Paw

      Usuń
    2. :)))) Dziękuję za informację, pozdrawiam

      Usuń
  2. Brawo Kasieńko! :-) Bądź z siebie dumna, tak jak nasza czwórka jest dumna z Ciebie już od dawna :-) Bravo, baci! :-) (mam nadzieję, że dobrze zapamiętałam ;-) )

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Kasiu serdeczne gratulacje proszę być z siebie dumną☺ pozdrawiam Beata z Reska

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu, serdeczne gratki:) I... kontynuowac, kontynuowac.
    Malgosia Neuss

    OdpowiedzUsuń