O śmierci bez tabu

czwartek, listopada 18, 2021

Dom z Kamienia, rozmowy o śmierci

Już rok temu napisałam, że zapanował we mnie spokój. Że nie mam już potrzeby rozdrapywania starych dramatów. Teraz ten spokój się ugruntował. Potrzeba było trzydziestu czterech lat. Wczoraj szykując kolację, usiadłam przy stole pod moją lampą cebulą i spisałam wszystkie te emocje w Toskańskim Notesie.  

Kiedy małemu, ale już bardzo świadomemu dziecku - dziecku zakochanemu w rodzicu, ten rodzic umiera, zostaje tak potężna wyrwa, że nic na świecie nie jest w stanie jej zalepić. Zostaje nie tylko wyrwa, ale ale też milion lęków, z którymi najpierw dziecku, a potem dorosłemu człowiekowi ciężko sobie w życiu poradzić. Piszę to jeszcze raz, ku przestrodze. Niech śmierć nie będzie tematem tabu.

Ileż ja razy w nocy się budziłam ze strachem czy Mama żyje, bo jak Mamie coś by się stało to co z nami? Ileż razy listopad napawał mnie lękiem, bo przez tyle czasu był dla mnie miesiącem, w którym umierają ludzie i choćby tysiąc miluśnych kocyków, herbatek, bzdetów, nie mogło tej wizji zmienić. Ileż razy kładłam się spać w Biforco sama będąc mamą i to sama-sama z chłopcami i paraliżował mnie strach, że gdyby coś mi się stało, to co wtedy z nimi. Tak wiele lęków, że nie sposób je wszystkie spisać. Tak silne te lęki, że czasem brakowało tchu. 

Kiedyś ktoś mi powiedział, że może wyjazd z Polski był dla mnie ucieczką. I pewnie w jakimś stopniu tak, być może tak było. Ucieczką przed tą i wieloma innymi traumami. Poradzenie sobie z nimi, przepracowanie ich było łatwiejsze z dystansu, w otoczeniu milszym, cieplejszym, bardziej przyjaznym. 

Kilka lat temu napisała do mnie mama dwóch dziewczynek, która musiała przygotować córki na śmierć taty. Zapytała co robić, jak pomóc, jak rozmawiać? Właśnie - rozmawiać - napisałam. Rozmowa to podstawa, nie zostawiać dziecka samego z ogromnym bólem...

Nadal pamiętam niektóre sceny, drobiazgi, uczucia jakby to było wczoraj. Pamiętam co było napisane na kartce zeszytu, na którą kapały mi łzy i że rozpuściłam wtedy włosy, robiąc z nich zasłonkę, żeby nikt nie widział, bo to przecież wstyd płakać między ludźmi. Pamiętam dzieci z klasy, które zaciekawione pytały się czy teraz jestem półsierotą i czarną opaskę na kurtce, którą musiałam nosić przez całą zimę i której nienawidziłam z całego serca, bo była jak tragiczne piętno. 

Wszystko pamiętam, lęki gdzieś się pewnie delikatnie jeszcze tlą, ale już jest dobrze, już odczarowałam znienawidzony listopad. Najdroższe wspomnienia - te dobre, zanim zło się wydarzyło - będę pielęgnować i przekazywać w opowieściach chłopcom, żeby pozostały jak najdłużej i w moich Notesach i w ich pamięci. 

<3 

Dom z Kamienia, rozmowy o śmierci


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

2 komentarze

  1. Tak bardzo mi przykro, mokre mam oczy bardzo. I życzè, zeby jeszcze wiecej dobrych, zyczliwych ludzi otaczalo pania i bliskich.
    A tak byc powinno, bo dobro przyciaga dobro.
    Mocno przytulam tà mala dziewczynke ze lzami schowanymi za zaslona..

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu jak ważne co piszesz, rozmawiać nie chować, nie umiemy, niestety. Czytając ten wpis czuję, że zapanował u Ciebie spokój. Tak ciepło i pięknie napisałaś. Przytulam tą mała Kasię ze zdjęcia, tą małą Kasię w Tobie i tą dorosłą. Pozdrawiam Ela

    OdpowiedzUsuń