Przyspieszenie, oburzenie i koniec "ottobraty"

piątek, października 23, 2020

Dom z Kamienia blog o życiu w Toskanii 

Po raz pierwszy poczułam za rzeką optymistycznego ducha. Nagle, kiedy wszystkie dziury i wąwozy w ścianach zostały zamurowane, kiedy w łazience pojawiły się zmiany, których nawet się nie spodziewałam, kiedy kable znalazły się na swoich miejscach, a Ricky - murarz uspokoił, że on się malowaniem zajmie, na duszy poczułam tak upragnioną i wyczekaną od dawna lekkość. Jakby nagle ktoś ujął mi ciężaru. 

I chyba właśnie ta lekkość i powiew optymizmu popchnęły mnie wczoraj do tego, by nabrać przyspieszenia z pudlami i pakowaniem. 
Chłopców też zaangażowałam w przenoszenie na trochę dłużej niż zwykle, bo w pewnym momencie już w obecnym domu nie było jak przejść, przez tą całą kartonową barykadę.
Tomek nosił pudła, a Mikołaj przeprowadzał z jednej cantiny do drugiej rowery.

Wieść o tym, że się przeprowadzam zatoczyła już szerokie kręgi. 
- Pakujesz się? - zapytała znajoma kobieta w barze.
- Eeee... tak, ale jeszcze jest trochę pracy!
- To dobrze! Przynajmniej będziesz miała nowy dach nad głową.

To prawda. Nowy dach nad głową, to tylko jeden z pozytywów przeprowadzki.

Po południu postanowiłam iść za ciosem i zamówić też internet. Rachu ciachu aktywowanie zamówienia poszło szybko, miło i bez komplikacji, ale lekko mnie zmroziło, kiedy operatorka powiedziała, że realizacja instalacji może trwać do dwóch tygodni. Po cichu mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu się uda, a jeśli nie to chyba kilka dni opóźnienia nie będzie żadną tragedią. Nauczyłam się cierpliwości i pokory. Trzeba poczekać, to trudno. 

Dziś rano, żeby nie wybijać się z rytmu wrzuciłam do koszyka sklepu internetowego lodówkę i kuchenkę. Tylko jeszcze muszę kliknąć "kup", a chwilowo ręce nieprzyzwyczajone do takich zakupów lekko mi drżą.

Wszystko nabrało przyspieszenia. Chłopcy cieszą się bardzo. Cieszą na myśl o nowych łóżkach, nowej lodówce, własnych pokojach...


Nim ruszę do pracy i dalszego pakowania, a czeka mnie dziś dzień wypełniony zajęciami po brzegi, muszę podzielić się kilkoma refleksjami. Niby na blogu nigdy nie wypowiadam się na pewne tematy - nie poruszam kwestii polityki, czy religii i pewnie jeszcze kilku innych, ale... Tu już nawet nie o politykę chodzi. Ostatnie wieści z Polski po prostu mną wstrząsnęły. Myślę o tym wszystkim od rana i tylko powtarzam sobie w myślach: jak dobrze, że ponad siedem lat temu podjęłam taką, a nie inną decyzję. 
Zwyczajnie nie mieści mi się to wszystko w głowie. Choć zdrowiej byłoby się od tego odciąć, to jednak krew zagotowała mi się w żyłach, bo nawet jeśli żyję w innym kraju i z różnych względów pewne tematy mnie nie dotyczą, to przecież nadal jestem Polką, Kobietą. Nie umiem na pewne sprawy być obojętna. 

Czas już na mnie. 
Zdaje się, że nasza piękna ottobrata właśnie dobiega końca. Ranek przywitał nas bardzo ciepły, a to oznacza, że raczej na pogodne niebo nie będzie można dziś liczyć.

DOBREGO DNIA! SIŁY i ZDROWIA!


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

10 komentarze

  1. Pani Kasiu, to o czym Pani wspomniała w kontekście Polski jest potworne, ale to skutek wyników wyborów - tak głosują Polacy, także - w znacznej większości - kobiety. I niczego nie zmieni fakt, ze Pani, ja, i wiele innych osób tego nie pojmuje. To się dzieje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - trzeba głosować, jeśli chce się oceniać. Jeśli nie głosujemy, to mamy to, co mamy.

      Usuń
  2. Kasiu, a ja szczerze żałuję, że wtedy, gdy byłam młoda, nie było takich (legalnych) możliwości osiedlania się na świecie. Jedyne pocieszenie to to, że moje dzieci były mądrzejsze, odważniejsze i skorzystały z możliwości, jakie daje im świat. A może ja nie miałam tej odwagi? Żałuję, żałuję, jestem wściekła, rozczarowana, zawiedziona i oszukana!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieje się i w kwestiach covid, bo niestety lawinowo wzrastają słupki zachorowań, dziś już prawie 14000 nowych, moja szkoła działa zdalnie od poniedziałku, mamy 7 nauczycieli chorych, kilku czeka na wynik... Oficjalnie w całej Polsce po weekendzie już zdalne nauczanie i wszędzie czerwona strefa.Covid zbliżył się do nas i to już nie to samo co wiosną i latem, gdzie bez mrugnięcia okiem można było do Ciebie Kasiu przyjechać... Teraz pojawił się lęk i obawy i chyba rodzaj dziwnych marzeń, żeby znowu wróciły takie zwykłe problemy, choćby takie jak przeprowadzki... Ciekawa jestem jak będziemy to znosić , bo ja mimo dużej odporności psychicznej zaczynam się czuć coraz bardziej nieswojo:(
    Pozdrawiam Cię Kasiu i życzę szybkiego finału przeprowadzkowego <3 Aneta (mama)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu, wyobrazasz sobie zycie bez Mikolaja i Tomka, tylko dlatego ze ktorys z nich bylby niepelnosprawny? Moja przyjaciolka ma syna z syndromen Downa. W okresie ciazy miala przeprowadzona diagnostyke penatralna. Wiedziala wiec na co sie decyduje. Nigdy nie zalowala. Ja wiem dlaczego:) Ten maly "terrorysta" trzyma nas wszystkich w takim szachu. Jest wspanialym czlowiekiem, wiemy wszyscy ze nie osiagnie przecietnej zycia czlowieka.Rozumiem kobiety ktore nie chca takiego dziecka,ale jest mnostwo ludzi ktorzy zaadoptuja takiego malego niewinnego niczemu "Misia." Dzis mlodzi ludzie decydujac sie na dziecko, oczekuja pieknego Baby, kilka lat pozniej chca zeby wszyscy znajomi podziwiali ich pocieche jak pieknie gra na pianinie czy w tenisa. Kogo obchodza rodzice, ktorzy ciesza sie ze ich syn w wieku 14 lat potrafi policzyc do 10-ciu? Nikomu nie przyszlo do glowy ze ludzie niepelnosprawni tez potrafia byc szczesliwi?I ze maja do tego prawo?
    Malgosia Neuss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, ale tu nie chodzi o to czy ja jestem za aborcją czy nie. Ja pewnie (tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono) nigdy na taki krok bym się nie zdecydowała, ale tu chodzi o WOLNOŚĆ wyboru! O to żeby mieć ten wybór. Jak dobrze, że rodzenie dzieci już za mną i ja nigdy nie będę musiała znosić cierpienia, bo jakiś chory na władzę polityk tak zdecydował - zdecydował o moim ciele, o moim życiu.
      Poza tym wszyscy zawsze piszą o syndromie Downa, a przecież jest wiele innych bardzo poważnych schorzeń, deformacji, które skazują dziecko na śmierć w czasie porodu lub zaraz po nim. To kobieta powinna wtedy decydować o sobie. I w takim wypadku ja nie wiem co bym zrobiła.
      Są też inne kwestie. Znam z mojego otoczenia, rodziny z bardzo chorymi, przykutymi do łóżka dziećmi. Chciałabym, żeby się tu wypowiedziały na temat tego, jak to państwo "pro life" bardzo o te dzieci dba po narodzinach. To jest DRAMAT! To jest dramat tych rodzin, dramat rodzeństwa takich dzieci. To jest wiele dramatów, bo jakiś polityk tak postanowił.
      Mierzi mnie hipokryzja ludzi będących obecnie u władzy, hipokryzja, która zdaje się nie mieć granic. Tak ważne jest dla nich życie ludzkie? Szkoda tylko, że ludzie teraz umierają w karetkach, bo zamiast przygotować się do szczytu pandemii lepiej było wywalić pieniądze na przykład na wybory...
      Małgosiu to jest bardzo złożony problem, ale to co mnie przeraża najbardziej to konsekwentne ograniczanie wolności. To będzie szło dalej. Za jakiś czas kobiety będą musiały rodzić dzieci z gwałtów, bo tak i już! W imię zasad! I tak dalej i tak dalej... Historia pięknie pokazuje do czego prowadzi ograniczanie tej wolności, historia znów zatacza koło. Dzięki Bogu i ja i chłopcy żyjemy już w innym kraju.

      Usuń
  5. https://stacja7.pl/rozmowy/to-nie-ja-wyznaczylam-granice-zycia-mojej-corki-rozmowa/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czytałam ten artykuł i do mnie to kompletnie nie przemawia. Mnie duch katolicki jaki w nim pobrzmiewa bardzo zirytował. To, że ktoś ma takie podejście, nie znaczy, że inny musi zrobić to samo. Jesteśmy różni. O to się przecież rozchodzi o WOLNY WYBÓR. Chciałabym zrozumieć, jak jeden "mały" człowiek i nie mam tu na myśli wzrostu, który sam nawet nigdy nie był ojcem i pewnie już nie będzie, może decydować o losie kobiet i ich dzieci.
      Ja podkleję te słowa, z którymi w pełni się utożsamiam:
      S. Małgorzata Chmielewska:
      Jestem przeciwna zabijaniu dzieci nienarodzonych, w tym niepełnosprawnych. Sama, jak wiadomo, wychowuję niepełnosprawnego, przybranego syna. Jednak są sytuacje, w których trzeba zostawić sumieniu kobiety-rodziców wybór. Do heroizmu nie można zmuszać. Walkę o życie trzeba zacząć od wsparcie tych, którzy ciężar takiego trudnego życia mają nieść. Wtedy wybór życia będzie łatwiejszy. Los osób niepełnosprawnych i rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi jest większości społeczeństwa i rządzącym obojętny. Pokazał to strajk w sejmie. Pokazuje milczenie przywódców Kościoła, którzy powinni od dawna wskazywać na ewangeliczną drogę w polityce- najpierw najsłabsi! Pokazują hejty pod wpisami ludzi proszących o pomoc w leczeniu ich dzieci: "jak se kalekę urodziłaś, to twój problem". To podsumowanie tych hejtów. Orzeczenie Trybunału nie jest troską, jest chwytem politycznym. Tak to oceniam. Zmieni się władza, aborcja będzie na życzenie. Troska o starców, dorosłych niepełnosprawnych, dzieci nie tylko niepełnosprawne, lecz z trudnych warunków, chore psychicznie, chore na raka- to także działalność pro-life. Tu, jako państwo dajemy ciała. Kruchy kompromis właśnie runął. Cynicznie - w momencie epidemii. To w skrócie. Jestem smutna. Kolejna wojna i podziały, kiedy wróg-wirus- siedzi w chałupie.
      Wpis pochodzi z jej profilu fejsbukowego: https://www.facebook.com/Chleb.Zycia

      Usuń