O losach nieznanych, swędzących piętach i Tomek w roli ratownika

czwartek, maja 07, 2020


Mam wrażenie, że jeszcze na dobre nie wyszliśmy z domu, a mnie znów wciągnął jak wir intensywniejszy rytm. Znów zaczyna brakować czasu, a wieczorem głowę mam tak skołowaną, że zamiast pisać, przeglądam tylko głupoty na fejsbuku. Odgrażałam się, że zaraz po wyjściu z kwarantanny "pójdę w długą", a tymczasem ledwo znajduję czas, żeby iść w "krótką" - to znaczy po zakupy. Oczywiście to dobrze, bardzo dobrze, bo praca teraz ważna jak nie wiem co i całe szczęście, że jakoś na chleb udaje mi się zarobić. 
Tak czy inaczej wyjść z domu też muszę tak na serio, a nie tylko "po drobne", bo przecież ten maj dookoła tak piękny, że zwariować można...   


Jeśli chodzi o samo wychodzenie z kwarantanny - jestem dumna z Włochów. Nie było żadnych wariactw, nieodpowiedzialności, nie było łamania zasad - przynajmniej ja o takich nie słyszałam. Myślę, że Włosi zbyt dobrze wiedzą, co to znaczy przez prawie dwa miesiące siedzieć NAPRAWDĘ w domu i teraz zrobią wszystko, by nie zrujnować wypracowanego efektu kwarantanny i nie wrócić do zamknięcia. Oby tak było. Sytuacja poprawia się teraz znacząco z dnia na dzień.


Wracając do mojego "wielkiego wyjścia"... 
Coś tam na jutro w tej kwestii zaplanowałam... Nie wiem wprawdzie czy to będzie "na długo" czy "na krótko", ale kiedy ostatnio poczytałam o ciekawostkach szlaku na Lozzole, to aż mnie pięty zaswędziały i swędzą do dziś i szwędacz pod skórą tak się wierci, że albo gdzieś w końcu pójdę albo zeświruję. 

Przed tą całą kwarantanną dostałam od znajomego prawdziwy skarb. Bardzo starą mapę naszych okolic, narysowaną chyba odręcznie (oczywiście nie dostałam oryginału tylko jego zdjęcie), na której zaznaczone są i opisane z nazwy wszystkie kamienne domostwa, czy też ich resztki. 
Teraz kiedy wędrując natknę się na kamienne mury, będę mogła powiedzieć - oto "Dom Wiatru", albo ecco! posiadłość "Udającego Martwego"! Niektóre z tych poderi nazwy mają przedziwne...
Zawsze, kiedy zaglądam do tych starych, rozsypujących się domów, wyobrażam sobie jakie było w nich życie, jacy ludzie, jakie ich losy... 

Tak jak w Mulino della Frera - kto jadł chleb z tej mąki? Kto tu pracował, żył, kto chłodził stopy w kamiennych nieckach pełnych krystalicznie czystej wody?


***
- Na górze znów jakiś ptak wpadł w pułapkę! - powiedziałam do chłopców, po tym jak za drzwiami na strych usłyszałam trzepotanie skrzydełek. 
Tomek - można powiedzieć, że w tej kwestii już doświadczony ratownik - zaraz nałożył rękawiczki, wziął latarkę i ruszył na ratunek. Niestety często tak się dzieje, że ptaki, które wiją u nas pod dachem gniazda w jakiś sposób dostają się na strych i nie potrafią się potem wydostać na zewnątrz.
- Łap go! Łap! - usłyszałam chwilę potem na schodach. 
- Ja go nie wezmę ja się boję! 
- No bierz go! 
- Aaaa!
Ganiali jak wariaci, po tym jak ptaszek przedostał się ze strychu do naszego korytarza. W końcu po serii prób schwytania go i ocalenia, zasugerowałam, by wzięli torbę na zakupy i potraktowali ją jak siatkę na motyle. Tak oto udało się nieszczęsnego jerzyka złapać i zwrócić mu wolność, bez uszczerbku na jego zdrowiu! Ptaszek zatoczył kółko nad Lamone po czym natychmiast wrócił do swojego gniazdka pod dach "Domu z Kamienia". Mam nadzieję, że nie będzie już próbował myszkować na strychu. 


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze