Florencja - tym razem śmiech do rozpuku!

środa, czerwca 03, 2020


Wtorkowy poranek był pełen obaw. Forma opuściła mnie na dobre. Może to nakładające się problemy, może stare sprawy, może nie wiedzieć czemu noc nieprzespana, może seria leciusieńkich, nawet nieodczuwalnych wstrząsów, które zanotowały u nas sejsmografy, może to, może tamto, może siamto. W każdym razie we wtorek rano czułam się jak zombie, a przecież zaraz po moich lekcjach miał przyjechać Mario i mieliśmy ruszać razem do Florencji. 


Na szczęście te "czarne chmury" nad moją głową zaczęły się rozwiewać już w drodze i z każdym mijanym kilometrem myśli były coraz jaśniejsze. Za Mugello opanowała mnie już całkowita radość z wyprawy, ze słońca, z opowiadanych sobie historyjek z młodości, z zapachu jaśminu, który przez otwarte szyby wypełniał całego Rangera. Mario był wyjątkowo w formie i sypał ciekawymi opowieściami jak z rękawa. W ogóle to byłam mu wdzięczna za tę wspólną wyprawę i jednocześnie przejęta, bo Mario do Florencji to przecież niekoniecznie. Nawet jeśli przeżył w niej wiele lat, teraz po latach dusza bardziej "montanara" (górska) i małomiejska.  



Florencja przywitała nas cudowną, letnią pogodą, spokojem, ciszą i zapachem, od którego aż ścisnęło mnie w gardle ze wzruszenia. We Florencji już zakwitły lipy! 
Przeszliśmy przez uliczki San Frediano, przez Santo Spirito, przed Palazzo Pitti, przez Ponte Vecchio, przez Piazza della Signoria i pod Duomo postaliśmy i pogapiliśmy się wspólnie na jego wielkość, na piękno, na majestat... 

W niewielkim barze przy Santa Trinita zatrzymaliśmy się na kanapkę i kieliszek wina. Ileż się przez ten cały dzień nagadaliśmy, nachichotaliśmy, jak bardzo nacieszyłam się tym dniem bajkowym to się w głowie nie mieści. 
Kiedy wracaliśmy już przez zielone pagórki Mugello wyliczaliśmy wspólnie wszystko co tego dnia było dobre, a lista zdawała się nieskończona. Pogoda była dobra i Florencja łaskawa dla Mario, niemęcząca i wino zacne i kanapka dobra i barman bardzo miły i zdjęcia pięknie wyszły i śmiechu tyle, że pod wieczór bolały mnie nie tylko stopy od chodzenia, ale też wszystkie mięśnie twarzy... 


To co nas zaskoczyło, to tłum na piazzale. O ile centrum Florencji była swojskie i spokojne, tak jak ostatnio, to na piazzale chyba przybyła cała Toskania. Ale pal sześć piazzale i panoramę! Samo dotarcie na plac  Rangerem okazało się hitem wyprawy. Jeśli chcecie się z nami pośmiać i posłuchać Mario włoskiego bajdurzenia zapraszam Was tutaj: 


Dla nieznających języka podpowiedź - Mario zapewniał, że piazzale to przesunęli, czy coś, że wszystko się w tej Florencji przez ostatnie pięćdziesiąt lat kompletnie pozmieniało!


I na deser jeszcze scenka spod Uffizi. 
- Popatrz! - pokazuję Mario na rozciągnięte plandeki z reprodukcjami - wiesz co to za dzieło?
- Boh... - pada klasyczna odpowiedź. 
- To słynne tondo di Michelangelo. 
- Acha... - wydaje się przez chwilę nawet zainteresowany, ale kiedy ja silę się na pogadankę kulturalną, Mario zatrzymuje się kilka kroków dalej i mówi - ty tu lepiej popatrz!!! 


I resztę pozostawię bez komentarza... Powyżej zdjęcie, które przykuło uwagę Mario. Musiałam oczywiście wytłumaczyć, że to nie to co myśli, że to raczej tylko podparcie ręki...

Jutro będzie już bardziej na poważnie. Jutro zamiast "śmiechów - chechów"   i nieprzyzwoitości, opowiem Wam ciekawą legendę związaną z jednym z florenckich mostów.

CO ZA UBAW! - CHE RIDERE  (wym. ke ridere)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

1 komentarze

  1. Alez to jest kapitalny , wesoły wpis Kasiu !! Maria

    OdpowiedzUsuń