Plac, kosz i optymizm

sobota, czerwca 20, 2020


W Marradi zaszły zmiany. Plac główny nie jest już miejskim parkingiem. Po ostatnich renowacjach zamiast samochodów stanęły tu kwiaty i ławeczka, tylko dawne barowe ogródki pozostały tak jak dawniej. Mam nadzieję, że na plac wróci wkrótce trochę więcej życia, że latem zostanie też przywrócona choć odrobina lokalnych atrakcji. 
Nie wiem jak jest w innych częściach Italii, ale w naszym miasteczku, nawet jeśli jesteśmy szczęściarzami, bo wirus nas oszczędził, życie tak czy inaczej nie do końca wróciło na stare tory i im więcej mija czasu, tym bardziej zastanawiam się czy kiedyś wróci? Widzę to po barach, po ostrożności w zachowaniu, nie "skupianiu się", maseczki wciąż są na porządku dziennym... Czas pokaże. 
Plac marradyjski wygląda w każdym razie bardzo stylowo. Kiedy poszłam z chłopcami na popołudniowe, piątkowe lody (niestety nie te od Alvaro), zatrzymałam się z aparatem, by uchwycić kilka kadrów i pomyślałam, że nasz plac byłby piękną scenerią do jakiegoś filmu...   


Chłopcy zjedli lody, ja nawąchałam się lip po drodze, które pachną tak, że zwariować można. Oprócz lip kwitnie też lawenda, nad którą jak w ekstazie krążą roje pszczół i motyli. 

- Zobacz Pusia, trawę skosili. Ja to wolę jednak jak jest taka zielona, soczysta, wybujała...
- Ja też, ale czujesz ten zapach siana? Pachnie latem... Takie niemal literackie siano. To nie jest tylko skoszona trawa, to mieszanka kwiatów i ziół. Dlaczego nikt nie zrobi takich perfum?


Wieczorem na kolację przyjechał Mario. Przywiózł cały kosz ogródkowych darów: ogórki, szalotkę, czosnek, kilka pomidorów, kilka różnych odmian cukinii i wielki pęk bietole. Taki widok to balsam na duszę! Prawdziwe rarytasy! Co może być lepszego? 

Część tych darów powędrowała już do piknikowego koszyka, bo jak tylko uporam się z porannymi lekcjami, zaraz ruszamy znów "za granicę". Bardzo potrzeba mi po tym całym łamaniu głowy prawdziwego relaksu. Mam nadzieję, że to będzie piękny dzień, że jutro będę mogła pokazać Wam dawno niewidziany krajobraz...


Tymczasem jeszcze zanim powiem Wam dobrego dnia - WIELKIE DZIĘKUJĘ. 

Dziękuję za wszystkie wczorajsze wiadomości, rozmowy. Tyle osób się tym naszym przenoszeniem i brakiem mebli przejęło, że aż szczerze mówiąc wieczorem to było mi zwyczajnie głupio. Każdy z Was ma przecież swoje własne problemy... 
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie pomysły, sugestie, za troskę. Przekopałam wczoraj pinterest w poszukiwaniu inspiracji "boho-folk-to co znajdę w lesie". Wizualizowałam pozytywne, ciepłe, rustykalne wnętrza.

Sklepów i lokalnych portali z używanymi rzeczami jest wiele oczywiście, wszystko można znaleźć, ale też nie wszystko warto kupować z drugiej ręki, a poza tym nawet na to z drugiej ręki trzeba po prostu mieć. 

Cieszy mnie duża kuchnia, która na nas czeka w nowym domu, tylko tę kuchnię też trzeba wyposażyć. Mamy piękny stół i krzesła - to już coś. Resztę jakoś zorganizujemy.

Wierzę, że to wszystko się poukłada. 
Może uda się zrobić jakieś sesje zdjęciowe latem, może jednak garstka turystów przyjedzie, może skończę wreszcie drugą część Sekretów, może upchnę jeszcze więcej lekcji...
Jeśli macie chwilkę czasu poproszę tylko o jedno: udostępniajcie co jakiś czas na fejsbukach, instagramach czy gdzie tam jeszcze można to co daje Dom z Kamienia - wspomniany e-book, lekcje, sam blog, profil Patronite, trekking po Apeninach, wakacje w Marradi, spacery po Florencji, sesje zdjęciowe... To bardzo pomoże, będę Wam bardzo, ale to bardzo wdzięczna. 

Nie mam za bardzo głowy do tego, by martwić się dzień w dzień na zapas - na taki odległy zapas. Wieczorna "wymiana myśli" z A. uświadomiła mi, że ja naprawdę żyję z dnia na dzień. Nie planuję nawet na dwa tygodnie w przód. Wiem to co będzie jutro i przez najbliższe dni, a dalej? A czy to ktoś w ogóle może wiedzieć? 
Oczywiście planuję przeprowadzkę, bo z tym wiążą się też sprawy urzędowe, wypowiedzenie i tak dalej, ale nie umiem myśleć o tym co za rok. 
Mimo smutków, które czasem gdzieś tam lęgną się pod skórą, bo z tą przeprowadzką to przecież nie takie hop siup, wciąż wewnętrzną walkę we mnie wygrywa absurdalny optymizm. Absurdalny i przeczący zdrowemu rozsądkowi. Ale wciąż jest ten optymizm i dobrze, że jest!

PIĘKNEJ SOBOTY!

ABSURDALNY to po włosku ASSURDO (wym. assurdo)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze