O robieniu i nierobieniu i kwiatkach i zarazach...

niedziela, listopada 10, 2019


Na okiennicy przysiadł konik polny. Biedak pewnie szukał odrobiny domowego ciepła. Choć mówiąc szczerze bardzo zimno to jeszcze nie jest. Raptem kilka razy zdarzyło się, że w nocy było pięć stopni, jednak zwykle jest około dziesięciu. Miałam nawet nadzieję, że choć jednej nocy złapie przymrozek, bo może niska temperatura wytłukłaby całe "wesołe towarzystwo, które bezczelnie zżera moje kapusty w ogródku. Wśród nich są malutkie ślimaki, takie bez skorupek, gąsienice zielone, typowe kapuściane i jeszcze czarne wstrętne lichy. Tak sobie teraz myślę, czyżby te czarne przylazły z czarnej kapusty? 
Tak czy inaczej rozpanoszyło się to dziadostwo na taką skalę, że o ribollicie z własnych plonów będę musiała chyba zapomnieć. Wszystko pewnie przez tą ciepłą jesień. Może gdyby choć na chwilę przymroziło, to wybiłoby tę kapuścianą "zarazę"...


Patrzyłam na prognozy długoterminowe i przymrozków na horyzoncie nie widać. Pogoda w kratkę, ale jak na - już prawie - połowę listopada całkiem ciepło. 

Tak ciepło, że łąka postanowiła ożyć świeżą zielenią i kwiatkami tu i tam. Nie żeby pokryła się połaciami kolorowych kwiatów, ale jednak tu jakiś fiolecik, tam rumianek i mlecz... 
Glicine przy domu też zielone, nic sobie z jesieni nie robi. Raptem pięć listków zżółkło, pięć innych opadło i te co opadły odsłoniły ciekawskim oczom letnią rezydencję kosa. 


Sobota była bardzo produktywna. Już nie pierwszy raz zauważyłam, że im więcej mam na głowie, tym bardziej jestem efektywna w działaniu. Czasem trafia się jakiś wolny dzień i wieczorem okazuje się, że mimo ambitnych planów nic, tylko snułam się jak zombie, kompletnie bezproduktywnie. 
A zatem w minioną sobotę, nie dość że pracowałam, to jeszcze dwa kulinarne eksperymenty uskuteczniłam - co ważne dwa udane i pierwszym już się z Wami w kuchni dzielę. Zdążyłam też coś napisać i wyjść na spacer, że o innych domowych obowiązkach nawet nie wspomnę. 

Dziś pauza - pas z pracą i z obowiązkami i jakimkolwiek "muszeniem". Dziś mamy w planie wojażowanie, tym bardziej, że pogoda zapowiada się cudowna. Wprawdzie dogadać się jeszcze nie możemy co do celu, ale jeśli o mnie chodzi sama wizja wojażowanie jest miła dla duszy. Na ten moment wiemy na pewno, że będzie to Toskania. 

Kiedyś w podobnej sytuacji rozważaliśmy: Nieborów, Kazimierz, Janowiec? Dziś zmieniła się geografia tych samych dylematów... Florencja, Siena, a może małe miasteczka w Chianti?   

Mam nadzieję, że przywiozę z tej mikro podróży worek nowych opowieści. Tymczasem mówię Wam DOBREGO DNIA i zostawiam  mądre słowa, których autorem jest podobno Giorgio Falletti i na które to trafiłam wczoraj: 

"Pewnego dnia się obudzisz i zrozumiesz, że już nie ma czasu, by zrealizować to, o czym zawsze marzyłeś. Zrób to teraz!" 


ZRÓB TO TERAZ to po włosku FALLO ADESSO! (wym. fallo adesso)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

1 komentarze

  1. Wlasnie wrocilismy z Nieborowa :) z Nieborowa i szeroko rozciagnietych przyległosci. Jakże to odmienna kraina od Malopolski!
    A Kazimierz i Janowiec wybralismy na listopadowy dluuugi weekend kilka lat temu. Takze z przyleglosciami :)
    Miłego!
    czeko

    OdpowiedzUsuń