Barowe życie, włoskie życie...

niedziela, września 06, 2020

spritz - włoskie aperitivo

Poza lekcjami, zakupami, gotowaniem, bezczelnym leżeniem z książką, sobota upłynęła mi w klimatach barowych. Nie mam tu oczywiście na myśli pogody i jak się tak zastanowić to polskie powiedzenie "pogoda barowa" nijak się ma do włoskiej rzeczywistości - ludzie w barze są zawsze, a kiedy pogoda jest piękna ludzi tym więcej, jednym słowem zawsze jest dobra pogoda, by iść do baru. 

Ledwie dotelepaliśmy się z zakupami do domu, zadźwięczał telefon i zaraz na wyświetlaczu wyskoczyła wiadomość od Ellen, która proponowała popołudniowego spritz'a. Na takie propozycje odpowiedź jest zawsze tylko jedna. 

Siedziałyśmy przy stoliku oblanym palącym słońcem całe późne popołudnie aż do wieczora paplając o tym i o tamtym. W międzyczasie ktoś wchodził, ktoś wychodził, ktoś pozdrawiał serdecznie, ktoś rzucał jakiś żarcik, ktoś dosiadał się do innych, ktoś jeszcze brał gazetę i siadał sam w kącie.... Barowe życie, o którym w Italii można byłoby napisać książkę.

Po kolacji, na którą po raz pierwszy po wielu dniach wpadł też Mario, znów wylądowałam w barze. Tym razem to właśnie Mario wyciągną mnie na wieczorne pogaduszki, bo jakoś tak się składa, że od długich już tygodni widzimy się w locie, albo przy pracy, albo bez słowa, kiedy Mario wpada i zostawia ogródkowe plony. 
Od dawna nie było czasu na rozmowy mniej czy bardziej poważne. 

I znów siedziałam i paplałam o tym i o tamtym tylko w innym towarzystwie i przy ciemniejszym niebie. Ja przynudzałam jak zdarta płyta o Florencji i jej sekretach, a w międzyczasie ktoś wchodził, ktoś wychodził, jeden na kawę drugi na wieczorne digestivo. Jeden pozdrawiał, drugi przystawał na chwilę rozmowy, rzucał żarcik i życzył dobrej nocy...

Choć sama nie mam zwyczaju przesiadywać w barze codziennie, to lubię obserwować to barowe życie, które toczy się przecież dosłownie przed moim domem i cieszę się, że będę mogła robić to dalej z okien nowego domu. Okna kuchni i mojej sypialni "patrzą" w stronę ulubionego baru Biforco - ulubionego nie tylko dla mnie, ale też dla większości bywalców Domu z Kamienia i Marradi. Włoskie życie toczy się przecież wokół baru...

Przed nami piękna wrześniowa niedziela do zapisania nowymi opowieściami, nowymi obrazami, nowymi wrażeniami. Klują się jakieś nieśmiałe plany, a co się z nich urodzi to już dzień pokaże. 

Rodzą się też plany na jesień, rodzą się na najbliższe tygodnie i to chyba właśnie te plany... -choć oczywiście mam świadomość nadchodzącej "znielubianej" pory roku, świadomość ubywających dni, świadomość tego, że gorąc i zieleń nie będą trwały w nieskończoność - sprawiają, że jednak jakimś cudem nie popadam w tak typową dla mnie rozpacz po lecie. 

Wypełniam głowę planami na kolejne górskie wyprawy z Ellen, na wypad do Florencji z Tiną, która ma dla mnie kolejne sekrety, na wojażowanie z Mario śladami Michała Anioła. Wypełniam głowę drobiazgami - jak kasztany, pieczarki, grzyby, cyklameny i wielkimi zmianami, jakie nas czekają... Może rozpacz z tęsknoty za latem jeszcze przyjdzie, ale na pewno nie dziś.

WYPEŁNIĆ to po włosku RIEMPIRE (wym. riempire)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze