Ostatnia sagra w domowych pieleszach

poniedziałek, października 29, 2018


Chyba po raz pierwszy w całej historii mojego bywania na sagrach muszę pochylić głowę i z bólem serca przyznać 1:0 dla aury pod psem. W południe Mario zaproponował nawet nieśmiało czy chcę się przejść, rzucić okiem na ostatnią w tym roku kasztanową niedzielę. Miał nawet gotowe rozwiązanie problemu wilgoci przeszywającej Nikona - "torebką foliową go opatulisz...", ale ja byłam nieugięta albo raczej leniwa, zupełnie jak ten od Brzechwy, co na tapczanie siedział. 

- Nieeee - powiedziałam z przekąsem - torebka nic nie da. Nikonowi taka wilgoć źle zrobi! - wszystko byle nie przyznać się, żę leń za skórą siedzi i ani myśli odpuścić.

Tomek i Mikołaj w piżamach siedzieli do południa. Ja natomiast zrobiłam pyszne czekoladowe ciasto, którego do wieczora ocalało kawalątek, ot tyle by chłopcy mieli  na poniedziałkowe słodkie śniadanie, upiekłam kasztany, pogimnastykowałam się dwa razy dłużej niż zwykle, nadgoniłam z lekcjami, do książki nie dopisałam nawet przecinka - znów szlag trafił moje postanowienie, ale za to powieść o Monecie prawie skończyłam i obejrzałam z chłopcami kolejny raz Interstellar

- Nie ma nic złego w takiej pogodzie od czasu do czasu - powiedziałam zadowolona, przynajmniej raz na jakiś czas można polenić się bezkarnie.
- Przeprowadź się do Londynu - podłapał Mikołaj - będziesz mogła prawie codziennie zbijać bąki!


Wiatr i deszcz zerwały lipom przed barem niemal wszystkie liście. W deszczu świat, choć jeszcze bardzo zielony i ciepły, zrobił się niemal listopadowy. Lało całą noc, rwąca rzeka płynie ulicą, a nad ranem przetoczyła się prawdziwa burza. Mam nadzieję, że zaraz odpuści, bo martwię się Tomkiem, który nim dojdzie na stację przemoknie do suchej nitki nawet pod parasolem.

Dzisiejszy poniedziałek nie taki straszny, jest przecież początkiem wyjątkowo krótkiego pracującego tygodnia. Od czwartku zaczynamy długi weekend. Październik powoli zbiera manatki i szykuje się do drogi. Aura od teraz ma być w kratkę, ale na szczęście przymrozków jeszcze na horyzoncie nie widać. Dobrego dnia!

POCHYLIĆ GŁOWĘ to po włosku CHINARE LA TESTA (wym. kinare la testa)   

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

2 komentarze

  1. Bardzo fajny blog ☺ Cieszę się że tu zajrzałam.Kasztanów nigdy nie jadłam.Mieszkam w Szwecji,niestety bywają już noce na minusie.Jesiennie ale dość przyjemnie.Pozdrawiam -Danka

    OdpowiedzUsuń