Nowe doświadczenie

sobota, października 13, 2018


Tik tak... tik tak... Czas w szpitalnej poczekalni biegnie zdecydowanie wolniej niż w innych miejscach. Tik tak... Tik tak ... 12.00, 13.00.... 
Kiedy przyjeżdża się na pronto soccorso trzeba - jak mówią Włosi - mettersi l'anima in pace, bo z góry wiadomo, że czas oczekiwania będzie liczony w godzinach. Dotarłam do szpitala o 11.00. Po debatach z różnymi osobami postanowiłam, mimo dwóch miesięcy jakie minęły od zdarzenia, pojechać na pogotowie, bo przynajmniej w ten sposób miałam szansę załatwić wszystko od ręki.    
Po ponad dwóch godzinach siedzenia i obserwowania przejętych twarzy, nareszcie ktoś mnie wywołał. 
- Nołaka!
Chwilę potem siedziałam przed lekarką, miłą i piękną kobietą. 
- Czyli to się stało dwa tygodnie temu?
- Nie, dwa miesiące. 
Popatrzyła na mnie wytrzeszczonymi oczami i zaraz potem z uwagą wysłuchała opowieści o wypadku i o tym jak to mnie z pogotowia odprawiono "z niczym", bo to tylko skręcona kostka. 
- Ale przynajmniej coś przeciwbólowego ci dali?
- Nie, nic. 
Pani doktor jeszcze szerzej otworzyła swoje piękne, brązowe oczy.
- A teraz chcesz coś?
- Nie, dziękuję, aż tak nie boli, poza tym zdążyłam się przyzwyczaić.
- Musimy zrobić prześwietlenie, żeby wykluczyć, czy nie było jakiegoś uszkodzenia kości. A potem pewnie i tak trzeba będzie zrobić USG, bo najprawdopodobniej są zerwane jakieś ścięgna. To nie wygląda dobrze. 

Znów poczekalnia, potem zdjęcie i znów poczekalnia i czekanie na konsultację z ortopedą. Minęła 14.00. 
Nieźle - pomyślałam. Dobry czas jak na pogotowie. Albańczyk, który siedział z kroplówką już wyszedł, zniknęła też śliczna Polka, która przyszła z intymnymi dolegliwościami i bardzo szczegółowo zdawała mamie relację przez telefon, przekonana zapewne, że nikt jej nie rozumie, przewinęło się też kilka osób z Marradi, w tym stary przyjaciel Mario, któremu serce się zbuntowało... 

- Oto dokumenty - zjawiła się nagle pielęgniarka. - Wytłumaczyli ci gdzie masz iść?
- Nie, nic nie wiem.
- Chodź ze mną. Zaprowadzę cię. 

Miałam zdecydowane szczęście do osób w całej tej mojej bytności na pogotowiu. Każdy miły i uczynny. 
Wizyta u ortopedy trwała długo, ale miałam poczucie, że wreszcie ogląda moją nogę ktoś kompetentny. Po wyginaniu, oglądaniu, różnych próbach. Lekarz stwierdził, że kontuzja była bardzo poważna i przede wszystkim wielkim błędem pogotowia w Marradi było wysłanie mnie do domu bez unieruchomienia kostki. Obecnie to już stan chroniczny i tylko rezonans pokaże jak poważnie są uszkodzone ścięgna. Dostałam skierowanie na badanie z oznaczeniem "priorità". W międzyczasie mam nogę oszczędzać. Za późno na jakieś ortezy. 
- Czyli co dalej? Jakie jest leczenie w najlepszym i w najgorszym przypadku?
- Zobaczymy co pokaże rezonans. W najlepszym fizjoterapia, w najgorszym operacja. 
- Świetnie. 

Pocieszam się, że może nie będzie najgorszej wersji. Poza tym to na pewno nie jest poważna operacja tylko bardziej zabieg. Tak sobie tłumaczę. Dobrze, że w końcu do lekarza dotarłam, bo konsekwencje pozostawienia nogi samej sobie mogłyby być bardzo nieprzyjemne. Oczywiście można było tego uniknąć, ale... Mleko już się wylało.
Rezonans wyznaczony na początek listopada. Kciuki mile widziane. 

Przy wyjściu ze szpitala spotkaliśmy jeszcze raz przyjaciela Mario, który też zbierał się do domu. 
- Wszystko dobrze? - zapytał Mario.
- Così, così - odpowiedziała żona starszego pana.
- Dobrze, dobrze! - Machnął ręką mężczyzna - najważniejsze, to wyjść z tego przybytku na własnych nogach. 
- To prawda. 

- Popatrz - zagadał Mario, kiedy siedzieliśmy w poczekalni - ludzie wciąż za czymś gonią, martwią się głupotami, kłócą, a potem trafiają tu z poważnymi problemami i nagle zdają sobie sprawę, że to wszystko wcześniej, te zmartwienia to były g...o warte. - I popatrz jaka brzydka potrafi być starość.... Jaka smutna. 
- Tak, starość się Panu Bogu zdecydowanie nie udała - potwierdziłam patrząc na zwijającą się z bólu staruszkę, pozostawioną na leżance w kącie korytarza...  
   
***

Muszę na koniec podziękować Magdzie, która przykazała - jedź, zbadaj nogę! Przykazywało wprawdzie wiele osób, ale ja wciąż odkładałam to na potem. Raz się nawet umówiłam, ale wyznaczonego dnia i tak odwołałam wizytę. Tym razem Magdy "jedź" było wyjątkowo stanowcze i przejęte. Oczywiście myśl o odłożeniu przemknęła mi też przez głowę w piątkowy poranek, ale zaraz pomyślałam - i co ja tej Magdzie powiem? Popatrzyłam na moją biedną kostkę i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
Dziękuję też Mario za zawiezienie, przywiezienie, siedzenie ze mną cztery godziny w przytłaczającym miejscu, za cierpliwość i walkę z moim upartym "zosiosamosiostwem" - bo ja sama, ja pociągiem, bo ja sobie poradzę. Grazie

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

16 komentarze

  1. Wazne,ze nareszcie jest diagnoza.I trzymajmy sie wersji,ze musi byc dobrze.Prosze trzymac sie zalecen lekarza i Odpoczywac!!!A to jest chyba najtrudniejsze,prawda.Serdeczne pozdrowienia-Milej soboty i niedzieli dla wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu trzymamy kciuki. Zyczymy Ci zdrowia. Kiedy ma sie przyjaciół, trzeba czasem ich posłuchać.
    Wszystkiego dobrego. Aga i Marcin

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakładam, że wystarczy DOBRA rehabilitacja, a znając Twoje szczęście - na pewno taka będzie.
    Czy mogłabyś wytłumaczyć różnicę między pogotowiem w Marradi sprzed 2 miesięcy, a tym aktualnym?? Z góry dziękuję!
    Kciuki oczywiście zapewnione :-)
    czeko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wczoraj to było pronto soccorso w Faenzie przy szpitalu. To w Marradi to raczej primo soccorso.

      Usuń
    2. Nie jestem włosko języczna, a tłumaczenie pokazuje, że jedno i drugie to "pierwsza pomoc".

      Usuń
    3. Zgadza się, ale primo soccorso to pierwsza pomoc. W Marradi nie ma szpitala, jest tylko zawsze dyżurujący lekarz, ratownicy i ambulanse w gotowości, więc w każdym poważniejszym wypadku wiozą do Faenzy na prawdziwe "pogotowie". W moim powinni mi usztywnić nogę i odwieźć właśnie do szpitala na dyżur ortopedyczny.

      Usuń
    4. O, teraz wszystko jasne :) Bardzo dziękuję! Mam nadzieje, ze jest chociaz ciut lepiej!!
      czeko

      Usuń
  4. Trzymam kcuiki niestety ale dobrego rehabilitanta to mamy w Warszawie choć może zabijemy dwa ptaki jednym kamieniem i namówie go na wakacje w Marradi :)....
    Piotrek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu też mam na szczęście i mam nadzieję, że to wystarczy:) Ja tu widzę nawet 3 ptaki;)

      Usuń
  5. Wiem, ze uwielbiasz lazikowac i to ci daje jeszcze wieksza energie ale ... co bys powiedziala na zaczecie pisania ksiazki o twoim zyciu we Wloszech. Moze wtedy z rozsadnym uzasadnieniem byloby ci latwiej przez to przejsc. Organizm zawsze potrzebuje czasu. Zycze aby sie skonczylo tylko na fizjo. Usciski. Watka
    P.S. Sprawdzilam skad my mamy kasztany w sklepach. Mamy duza wloska populacje wiec oczywiscie z Wloch. Niestety nie pisze z jakiej czesci. To jest ten sezon. I zycie w nowym swiecie oparte jest na korzeniach z przeszloscia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka się pisze:)) Ale może i racja, to uziemienie teraz czymś będę musiała wypełnić. To może być dobry moment, żeby ją skończyć. Dziękuję i dobrego dnia!

      Usuń
    2. Naprawdę z utęsknieniem czekam na książkę!
      czeko

      Usuń