Znaki, spotkanie, Dom Wiatru i pierwsze motyle!

środa, lutego 13, 2019


- Pusia dlaczego pomalowałaś paznokcie na niebiesko? To znaczy na jagodowo - niebiesko?
- To gołębi niebieski. 
- Acha! A ja chciałem zabłysnąć...
- Nie podoba ci się?
- Nie, nie podoba!
- Jadę na spotkanie, więc chcę wyglądać jak człowiek. To był jedyny lakier jaki miałam, który jeszcze nie zgęstniał. Trochę letni, ale trudno.
Tomek wzruszył ramionami, nie bardzo zadowolony z mojego wizerunku.

***
We wtorek rano ciut przed czasem czekałam na Mario, który miał odwieźć mnie na spotkanie do Borgo S. Lorenzo. Przy okazji pomyślałam, że jadąc przez "Collę" uzupełnimy zapas wody, więc jak tylko podjechała biała panda, otworzyłam bagażnik i wrzuciłam do niego puste baniaki, zapominając z pośpiechu i przejęcia o wadliwej klapie, która opada z całym impetem. Mario nie zdążył zareagować, spóźnił się o jakieś dwie sekundy i moja łepetyna zaliczyła niemiłe spotkanie z kawałkiem ciężkiego metalu. Klapa przydzwoniła w czubek głowy z całą mocą, a ja zobaczyłam nie tylko gwiazdy, ale i najbardziej odległe galaktyki i na kilka chwil zabrakło mi tchu. Z przestrachem dotknęłam bolącego miejsca, by sprawdzić czy przed ważnym spotkaniem nie będę musiała pofatygować się na pronto soccorso. Głowa bolała jak nie wiem co, ale na szczęście była cała. Wierzę w znaki, zawsze się ich dopatruję jak ta hrabina, właścicielka willi w "Pod słońcem Toskanii" - "Znak! Znak!". Tylko, że po tym zajściu zaczęłam się zastanawiać czy to był dobry znak czy raczej zły?


W każdym razie spotkanie się udało i wygląda na to, że czeka mnie zupełnie nowe zadanie, nowa przygoda, nowa rola, ale pozwólcie, że ze szczegółami zaczekam. Za wcześnie jeszcze, by szeroko się o tym rozpisywać. 

***
Dotarliśmy do domu niemal równo z Tomkiem, a że pogoda była bajeczna - wiosna wypisz wymaluj - to zaraz po obiedzie Mario zaproponował kolejny górski spacer. Do wyjścia Mikołaja ze szkoły brakowały niecałe dwie godziny, więc nawet nie wkładałam górskich buciorów, tylko wystartowałam z marszu tak jak stałam "całkiem miastowa". 


I tak oto odkryłam kolejny piękny szlak. Szlak, który zaczyna się panoramą całej doliny Marradi. Gdybym miała lornetkę zobaczyłabym stąd nawet dach własnego domu. Droga wspinała się łagodnie częstując bajecznymi widokami, nad głowami latały pierwsze motyle, a słońce szybko kazało zrzucić wierzchnie okrycia.  


Szlak, który początek bierze w J'um Mare (Dolnym Marradi), prowadzi do Palazzuolo. Nie mogę się doczekać, by przejść nim do końca. My tym razem dotarliśmy tylko na porośniętą dziką różą, wielką polanę, na końcu której majaczyła kamienna rudera.
- Oto ona! - powiedział Mario - La Casa del Vento! 
- Dom wiatru - powtórzyłam pod nosem - czy to nie piękna nazwa?


Moje dzielne towarzyszki górskich wypraw! Która pisze się na wyprawę? 
Pomyślałam oczywiście zaraz o Ellen. Tak! Koniecznie muszę tu wrócić z Ellen i chyba ściągnęłam ją tymi myślami, bo jakieś dwie godziny później Ellen zapukała do moich drzwi i tak wreszcie po długich tygodniach niewidzenia się usiadłyśmy razem przy stole i jak zawsze nagadać się nie mogłyśmy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo mi Ellen i Lexa brakowało. 

Przede mną kolejne ważne dni. Mam nadzieję, że luty wyprostuje kilka spraw. Mam nadzieję, że w ogóle wszystko przybierze lepszy obrót. 

GŁOWA to po włosku TESTA (wym. testa)


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze