Nim listopad wybije południe

niedziela, listopada 11, 2018


Choć w sobotę po południu temperatura pozwalała siedzieć na tarasie przed domem w lekkiej koszulce, to jednak nie można się łudzić, że tak będzie w nieskończoność...  Nieuchronnie idzie ku zimnemu. Kwiaty w donicach zmizerniały i nadszedł czas, by tak jak krowy z pastwisk, i one powędrowały pod bezpieczny dach. Ściągałam kolejne donice i wracałam myślami do minionych chwil, do Gości, którzy przewinęli się przez nasze "salony"... 
Te podarowała Inna. Były takie piękne aksamitne, purpurowe... Tamte M. obskubywał z suchych listków za każdym razem, kiedy stawał obok nich. Ten malutki to prezent od Z. dla Tomka. Hortensja i wysoki z malinowymi kwiatkami, którego nazwy nie znam to też prezent, dla mnie od N., kiedy przyjechała na przedślubne formalności. 

Nawet kwiaty są wspomnieniem bywalców Kamiennego Domu...  


Jeśli w tym roku nie będzie żadnych pogodowych zawirowań, to może już za trzy i pół miesiąca znów zacznę wszystko na tarasie urządzać od nowa...

Tymczasem przed nami niedziela do zapisania... Może pokusimy się o wypad na sagrę do Brisighelli - wszak to druga listopadowa niedziela, a zatem "świętowana" będzie gruszka volpina i ser! Może spacer? Może kulinarne eksperymenty? Może sama nie wiem co, a może wszystko na raz...

Następny tydzień zapowiada się intensywnie i towarzysko. Odwiedzą nas na chwilę stali Goście, a przed moim obiektywem znów staną nowożeńcy. Dużo rzeczy do zrobienia, do przemyślenia, do spisania. 

W szkołach zaczynają się indywidualne spotkania z nauczycielami, muszę to teraz ogarnąć na dwa miasta i na samą myśl kręci mi się w głowie. 

Listopad za chwilę wybije południe... Góry pomagają nie dawać się smutkom. 

***
- Mikoooołaj!!! - wołam z tarasu.
- Cooo? Dopiero usiadłem i już słyszę "Mikołaaaaj".
- Chciałam, żebyś tylko zabrał suche rzeczy, bo mam nowe w pralce do powieszenia i już ci głowy nie zawracam, do obiadu możesz zbijać bąki. 
- To daj mi je, szybko.  
Zaczynam na wyciągniętych rękach Mikołaja układać upraną, suchą bieliznę udzielając przy tym szczegółowych instrukcji:
- To od razu włóż do szafki, bo tego się nie prasuje, skarpetki do szuflady ze skarpetkami, te dwie koszulki do szuflady z piżamami, ręczniczka też nie prasuję - do szuflady ze ściereczkami w kuchni, to do mojej szuflady z bielizną, to na deskę do prasowania, bo trzeba uprasować... 
Mikołaj patrzy się na mnie szeroko otwartymi oczami aż w końcu wybucha śmiechem. Śmieje się głośno, do rozpuku tak jak tylko on potrafi, aż muszę mu cały ten stos przytrzymać, żeby się nie rozsypał. 
- I ja mam to wszystko zapamiętać?

DOBREGO DNIA!

ŚMIAĆ SIĘ DO ROZPUKU to RIDERE A CREPAPELLE (wym. ridere a krepapelle)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze