W blasku księżyca
niedziela, lipca 09, 2017
- Luna gialla! Luna gialla! - wołały maluchy, które na chwilę wyprzedziły wszystkich piechurów. - Popatrzcie! Luna gialla!!
Zza góry rzeczywiście zaczął wyłaniać się księżyc. Żółty i wcale nie mały. Jakby specjalnie zestroił się na naszą stralunatę, troszcząc się tym samym o stronę wizualną przedsięwzięcia.
Nasza pierwsza w tym roku wyprawa księżycowa przypadła na najgorętszy - jak głosiły komunikaty pogodowe - wieczór tego lata. Rzeczywiście nawet wyżej w górach ciepło było imponujące i dopiero na szczycie, na gołych graniach ledwo, ledwo zaczął muskać nas lekki wietrzyk.
Trasa brała tym razem początek w S. Adriano, przez zagony pomidorów, przez strumyk, pod mostem, przez las, obok "madonniny" i resztek kamiennych domostw szliśmy dzielnie pod górę w stronę Cavallary. Dotarliśmy do domu Lorenzo i tam obraliśmy drogę w dół, która miała zaprowadzić nas znów do punktu wyjścia. Prawie trzy godziny marszu, według organizatorów blisko 7 km, choć zdaniem uczestników ciut więcej.
Aż dziw, że w tak upalną noc nie było świetlików. A może były, tylko rozmyły się w świetle latarek i księżyca? W każdym razie świetlikami byliśmy my, a atrakcją napotkaną na szlaku stado krów.
Przyznam, że gdybym była sama zrobiłabym natychmiastowy zwrot w tył, tym bardziej, że w stadzie zaprezentował się rosły byk, a i same krowy przeciskające się między drzewami po nocy nie budziły zaufania. Na szczęście mieliśmy naszą eskortę. Przewodnicy przystanęli, zaklaskali, zagwizdali i zaraz krowie towarzystwo się rozstąpiło i pozwoliło nam spokojnie maszerować dalej. Latarki przydały się podwójnie. Rozświetlały mrok i pokazywały gdzie NIE stawiać stóp. Krowy zostawiły po sobie sporo "aromatycznych" pamiątek.
Z żalem musieliśmy odpuścić pierwszą tegoroczną stralunatę, ale mam nadzieję, że kolejne będą już należały do nas. Za dwa tygodnie stralunata "ekstremalna", a w połowie sierpnia najbardziej spektakularna strastellata! Wczorajsza odbyła się w przemiłym towarzystwie. Goście po przebojach w podróży, nie dając się pokonać gorącu dotarli szczęśliwie na miejsce i zaraz odważnie ruszyli w góry. A zatem kto z Was dołączy do nas następnym razem?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcEWjTm726RZyHMO6HXbQHnUF6TkXWNXMe1jc9thdr_J2osBNGbGkGSy675_zCGEns_YMTA5wNhogL7ESMGAZrr_51Qy3wiyQvJGcl4xqw7rnZ-zXxoLL9DdwkhM1EnpQrp78iFQ6uues/s640/batch_thumb_ESP_0335_1024.jpg)
NASTĘPNYM RAZEM to po włosku LA PROSSIMA VOLTA (wym. la prossima volta)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Niezmiennie jestem pod wrażeniem, że grupa ludzi potrafi strzyknąć się na wspólne maszerowanie i biesiadowanie, a i jeszcze piesek dzielnie maszerował.
OdpowiedzUsuńCoś pięknego.Pozdrawiam Ela
Potwierdzam krowa biała z czerwonymi oczami a szczególnie byk na górskiej drodze w nocy coś strasznego br..... :)
OdpowiedzUsuń