Gamogna w ciszy ukryta, retrospekcje i dziś

piątek, marca 17, 2017


- Kiedy ja tu byłam ostatni raz?
- Nie wiem, ale zdaje się, że minęło trochę czasu.
- Nie przypominam sobie, żebym tu zawitała od kiedy mieszkam w Biforco… Minęły prawie cztery lata… Czy to możliwe??? 
Próbowałam w głowie odkopać jakieś najnowsze wspomnienie. Trudno mi było uwierzyć, że na tak długo porzuciłam miejsce, które od pierwszego wejrzenia stało się jednym z moich ulubionych. 
Przecież wystarczą mocne nogi i trochę czasu… Jak mogłam...?


Eremo di Gamogna … Opactwo, które liczy sobie już blisko tysiąc lat! Tysiąc lat istnienia kamiennych murów w ciszy Apeninów… Tysiąc lat historii, zupełnie na uboczu, zupełnie poza turystycznym szlakiem.
O położonym u szczytu wzgórza Gamogna opactwie i okolicach już kiedyś pisałam i to nawet nie raz, ale było to już tak dawno, że choć kilka słów przypomnę, bo jest to przecież jedna z naszych marradyjskich perełek, którą nie można się nie zachwycić i której nie można pominąć.




Kościół pod wezwaniem świętego Barnaby założył w 1053 roku San Pier Damiani, jeden z największych włoskich teologów i reformatorów Kościoła, który pod koniec XIX wieku został ogłoszony jego doktorem. Opactwo zostało przeznaczone dla mnichów kamedułów, którzy byli tu do połowy tysiąclecia. Około 1500 roku zostało jednak opuszczone i przekształcone w kościół parafialny, który znalazł się pod skrzydłami kościoła San Lorenzo we Florencji. Dopiero pod koniec XIX wieku, kiedy to utworzona została diecezja Modigliany, eremo di Gamogna stało się jej częścią.




Po drugiej wojnie światowej, kiedy okoliczne wzgórza opustoszały, bowiem ludzie w poszukiwaniu łatwiejszego życia zaczęli przenosić się w doliny porzucając swe kamienne domostwa, eremo zaczęło popadać w ruinę. Dopiero w 1991 roku z inicjatywy księdza Antonio Samorì rozpoczęto prace renowacyjne i dziś możemy oglądać kościół i jego przyległości w oryginalnej formie. Z dawnego kompleksu zakonnego przetrwały dziedziniec z arkadami, cele mnichów, piec, suszarnie i stajnia.








Opactwo znajduje się na wysokości 803 m nad poziomem morza. Prowadzi tu kilka malowniczych szlaków. Jeden z nich wyrusza z centrum Marradi. Nie znalazłam, żadnych wzmianek o tym czy i tam Dante zawitał, ale zakładam, że tak. Nie sądzę, żeby akurat on mógł je w swych wyprawach pominąć. To miejsce mistyczne, niezwykłe, koi skołatane nerwy, każe się zatrzymać, wyciszyć, odciąć na chwilę od nowoczesnego świata, który jak szalony pędzi na łeb, na szyję...
Tu czas wyznacza słońce, tu czas odmierza meridiana, o mijanych godzinach opowiadają okolicznym wzgórzom dzwony eremo…  
W niedzielne południe rozchodzi się dookoła chóralny śpiew sióstr zakonnych, które od kiedy opactwo podniosło się z upadku, przyjeżdżają tu na kilka miesięcy w roku. Jedynie zima spowija to miejsce w absolutną ciszę.




Podobno kiedy ruszyły prace remontowe mur na poniższym zdjęciu runął i odsłonił składowisko ludzkich czaszek, w większości dziecięcych. Można przypuszczać, że to jakaś epidemia, zebrała kiedyś swoje pokłosie. Daje to też wyobrażenie o tym, jak były zaludnione wzgórza w dawnych czasach. 
Jeszcze jedno "podobno" - mówią, że woda która wybija nieopodal ma cudowne działanie. Niektórzy wręcz twierdzą, że zamienia się w wino.




Kiedy przyjechałam na Gamognę pierwszy raz zachwyciłam się wszystkim dookoła. Był lipiec 2010 roku. Wtedy też zrobione zostało to zdjęcie, na którym zapisała się moja przyszłość. W tle zupełnie przypadkiem uchwycona została posiadłość Casaluccio, która kilka tygodni później stała się moim domem na następne lata, pierwszy poważnym przystankiem włoskim. 


W tamtym czasie byłam oczywiście stałym bywalcem tych terenów i na Gamognę zaglądałam regularnie. Uwielbialiśmy zwłaszcza zimą pikniki na sąsiedniej grani, gdzie Mario wybudował kiedyś myśliwski szałas. Widać stąd i eremo i "mój" kamienny dom. A potem kalejdoskop znów się obrócił przesypując kolorowe szkiełka i zamieszkaliśmy w Biforco … Gamogna została w innej dolinie. I choć wysyłałam tam innych samej mi jakoś było nie po drodze. Aż do minionej niedzieli...


Siedem lat. Szmat czasu. Siedziałam i patrzyłam na moją przyszłość, która dziś jest już przeszłością. Ileż wspomnień ...


- Widzisz tamten szczyt? 
Skinął głową.
- To ty tu stój, a ja tam wejdę i zrobisz mi zdjęcie, dobrze?
- Jak sobie życzysz, tylko nie biegnij, tam jest stromo. 
- Dai!


- Nie wbiegaj? - myślę sobie na głos - a właśnie, że wbiegnę! W formie przecież jestem, co to dla mnie! Muszę się zmęczyć, muszę głowę przewietrzyć.
Dobiegam do ostatniego podejścia i zamieram ze strachu. Dwie pionowe ściany opadają w dół, z daleka nie wyglądało to tak groźnie. Zerkam na moje śliczne tenisówki w kwiatki, zerkam znów na szczyt przede mną. Szczyt cały z galestro, jak człowiek zacznie lecieć w dół to już się nie zatrzyma. Nie ma się nawet czegoś chwycić. Jak się poślizgnę to znajdą mnie w Lutirano. Dzieci mam, życie mi miłe. Z żalem, bo nie lubię się poddawać, odwracam się na pięcie i wracam na dół. Mario z daleka fotografuje cierpliwie moje kroki.


- I co? 
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że tam jest tak stromo.
- Sama się przekonałaś. Gdybym ci powiedział, to byś nie poszła?
- Nie odważyłam się dojść do samego szczytu.
- To było do przewidzenia.
- Nie w tych butach! Taka chciałam być super! Volevo fare la sborona! 
- Innym razem.

Miałam dziś nie pisać, bo głowa zajęta czym innym, ale jednak to pisanie bardzo mi pomaga... 
Życie się poplątało. Pomyślcie proszę ciepło o moje Mamie.

DO PRZEWIDZENIA - DA PREVEDERE (wym. da prewedere)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

10 komentarze

  1. Pani Kasiu, przede wszystkim przesyłam dużo ciepłych myśli i pozytywnej energii w stronę Pani mamy. A poza tym ja się chyba znowu pogubiłam i zaraz wyjdzie że jakoś pobieżnie czytam Pani bloga 🤓. Czyli Pani już nie mieszka w tym kamiennym domu zaszytym gdzieś w dolinie marradyjskiej, domu który widać tu na zdjęciach ? Teraz jest dom w Biforco - ten z którego widać kawałek ulicy i bar ? Może to dziwne, ale jak czytam, to muszę sobie wszystko 'lokalizować', bo inaczej mam w głowie chaos 😎. Pozdrawiam serdecznie AnetaG

    OdpowiedzUsuń
  2. Już tłumaczę: )To prawda można się pogubić.
    Najpierw było wakacyjne Pianorosso przez 4 lata, potem właśnie dom widoczny na zdjęciu Casaluccio, kiedy zaczynaliśmy być coraz bardziej "tu" i już nie tylko na wakacje. Kiedy w wakacje 2013 zapadła decyzja że nie znajdziemy zaczęliśmy szukać domu bliżej cywilizacji. Mieszkać na odludziu przy dzieciach które chodzą do szkoły mają przyjaciół i zajęcia dodatkowe, byłoby zbyt dużym poświęceniem dla wszystkich. W listopadzie tego samego roku przenieśliśmy się więc do Biforco "przed barem" i niedługo miną 4 lata odkąd tu mieszkamy.
    Za myśli ciepłe dziękuję, bardzo potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. że nie wracamy oczywiście, a nie że nie znajdziemy, ciężko dziś z koncentracją

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za objaśnienia, spokojnego weekendu AG

      Usuń
    3. Wysyłam cały worek dobrych myśli i pozytywnej energii.😊

      Usuń
  3. Pozytywne fluidy i moc cieplych mysli dla Mamy!
    pozdrawiam Agatta

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Kasiu... domyślam się myśli rozbieganych, szalejących po głowie... Będzie dobrze. Nie może być inaczej:) Pozdrawiam, Sąsiadka z Pragi

    OdpowiedzUsuń
  5. Powodzenia dla Mamy! Pozdrawiam Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech wszystkie dobre Duszki i Anioły , włoskie i polskie otoczą Mamę swoimi ramionami .
    Marta

    OdpowiedzUsuń