Powrót na szlak

piątek, kwietnia 17, 2015



- Przepraszam, jak możemy dojechać do groty pustelnika? - zatrzymuje mnie para rowerzystów, jak tylko wychodzę z domu. 
- Musicie tu skręcić w lewo i za jakieś dwa kilometry znowu w lewo. Droga prowadzi gwałtownie w dół. Potem zakręt za zakrętem pnie się w górę. Przy drodze stoją drogowskazy, zatem nie można nie trafić. Dojedziecie do szlabanu i dalej kontynuujecie żwirową drogą.
- To daleko w sumie będzie?
- Jakieś 10 kilometrów.
- Oooo na rowerach nie dacie rady - nagle pojawia się Giorgio. Dziś już nie ma białego kapelusza, tylko zwykły, codzienny. - Ostro pod górę trzeba się wspiąć. 
- Nie przesadzajmy! - uspokajam. - Na pewno do samej groty na rowerach nie dojedziecie, bo droga w pewnym momencie przeradza się w górską ścieżkę - rzucam przy okazji okiem na rowery, szczerze mówiąc na takich pewnie wjechaliby i na Monte Bianco -  ale nie róbmy z tego jakiegoś wyzwania. Ja tam weszłam z dziećmi. 
- Stromo jest! Bardzo - znów wtrąca się Giorgio, a turyści to patrzą na mnie, to łypią okiem na mojego sąsiada. 
Udzielam im jeszcze kilku dokładnych wskazówek i życzę miłej wyprawy. Kiedy oddalają się machając mi na pożegnanie, podchodzi znów Giorgio. 
- Ja tam kiedyś byłem. Stromo!! Nigdy więcej.
- A daj spokój, jakie stromo? Ja też tam byłam, całkiem nie dawno i na pewno jeszcze nie raz będę. - Giorgio wraca na swój fotel przed domem, a ja przyspieszam kroku, bo robi się późno. Po chwili słyszę wołanie:
- Caterina nie chodź tak środkiem drogi. Tu jeżdżą jak wariaci.
Odwracam się jeszcze, z uśmiechem macham do Misia i posłusznie schodzę na bok. 




Turyści powrócili do Marradi. Znów widać ich z plecakami jak przysiadają na placu i wpatrują się w mapki zajadając lody. Oczywiście mam na myśli turystów nie w klasycznym tego słowa rozumieniu, chodzi mi o szczególny jego typ - z plecakiem, z kijami, z mapami, kompasami, gps-ami, w buciorach porządnych, którym szlaki długie nie straszne. Tutaj warunki do górskich wędrówek są wymarzone.


Wszędzie dookoła wiją się ścieżki, krótsze i dłuższe, niektóre nawet po kilkadziesiąt kilometrów. Ludzie czasem przemieszczają się tak z jednego miasta do drugiego. Maszerują przez kilka dni. Na szlakach są szałasy, a w większości z nich prycze, kominek, często kawa, cukier, alkohol i "dziennik pokładowy". Kiedy zawitacie do takiego szałasu pamiętajcie, żeby też coś od siebie zostawić dla następnych gości i zapisać swoją bytność w zeszycie. W górach poza szałasami, można czasem napotkać fragmenty starych rzymskich dróg, można przejść szlakami, którymi wędrowali antyczni. Ukryte pośród gór ścieżki prowadzą często do kamiennych kościołów, opuszczonych osad, pełne są niespodzianek i bajkowych krajobrazów. 

Mnie też już nosi. Tak jest teraz pięknie, bo wzgórza pokryły się świeżą zielenią, z której co  i rusz wybija biała czapa dzikich czereśni. Gdzieś bym powędrowała.... Już za chwilę, jak tylko uporam się z obowiązkami.

TUTAJ to po włosku QUI (wym. kłi)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

4 komentarze

  1. Kasia mimo Twoich 18 lat, to z Ciebie to stary wyjadacz górski, TOSKAŃSKI. Strome podejścia, długie wycieczki, węże, ujadające psy i Bóg wie co jeszcze - to błahostka :) A wszystko to musi być opatrzone zdjęciami i wpisami. Po prostu SZACUN !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 18 i pół:)
      Czy ten obfity w pochlebstwa komentarz to przygotowanie gruntu na wtorek?:) Doceniam!:)

      Usuń
    2. Następnym razem spróbuję w języku Dantego :)

      Usuń
  2. Fascynują mnie, te opisywane przez Ciebie szałasy. W którymś wpisie opisywałaś, jak korzystaliście z takowego. Już wyobrażam sobie, a raczej nie wyobrażam sobie, egzystencję takich przybytków w Polsce :) :)
    Pozdrawiam Ewa zgór

    OdpowiedzUsuń