O tym jak zaczęłam refleksyjnie, a potem żołądek zawiązał się na supeł

poniedziałek, lutego 06, 2023

Dom z Kamienia blog o życiu w Toskanii

Franco Zeffirelli powiedział kiedyś:
Quando sento che mi prende la depressione, torno a Firenze a guardare la cupola del Brunelleschi: se il genio dell'uomo è arrivato a tanto, allora anche io posso e devo provare a creare, agire, vivere. 

Cały mój weekend był bezproduktywny w kwestii twórczego działania i tak mnie ta bezproduktywność dziś uwiera, że słów brak. Zaczynam odzyskiwać siły, ale przeziębienie przeczołgało mnie w lewo i w prawo bez grama litości. Tak sobie teraz myślę, że chyba czas wyskoczyć do Florencji i jak Zeffirelli znów zatrzymać wzrok na kopule. Okazja nadarza się wyjątkowa, bo oto w najbliższą niedzielę Florencja będzie obchodzić 100 lecie urodzin słynnego reżysera.

Potrzebuję bodźców, inspiracji, działania. Nie jestem zdecydowanie typem do leżenia na kanapie. Taka bezczynność mnie wykańcza "duchowo"...  

Dom z Kamienia blog o życiu w Toskanii

Tyle mniej więcej napisałam do południa i miałam po powrocie z Marradi ciągnąć mój wywód o kwiatkach i zimnych frontach, o Zeffirellim i poszukiwaniu weny, jednak moje wyjście do Marradi zakończyło się takimi nerwami, że szlag trafił nie tylko moje pisanie... 

Nerwy już teraz opadły, ale tak mnie całe zajście umęczyło, że nie tylko wenę diabli wzięli, ale również mój apetyt i święty spokój. Z przyzwoitości tylko dwa słowa napiszę, bo pewnie niektórych brak codziennego wpisu lekko by zaniepokoił.

W telegraficznym skrócie: w drodze powrotnej do Biforco zgubiłam torbę na zakupy z - o zgrozo! - portfelem w środku. Jeszcze jedno "o zgrozo" - wcześniej zdążyłam zatrzymać się przy bankomacie. 

Zorientowałam się dosyć szybko, że torba jakimś cudem musiała zsunąć mi się z ramienia, kiedy rozmawiałam przez telefon - w tym dzisiejszym wietrze nawet tego nie zauważyłam, więc w te pędy zrobiłam w tył zwrot, pocieszając się, że to droga nieuczęszczana przez obcych i do tego ruch tu w ogóle raczej słaby. Całą nadzieję pokładałem też w uczciwości marradyjczyków. 

Torbę rzeczywiście znalazłam za jakieś 300 metrów, ale portfela już w niej nie było... Płacz, rwanie włosów z głowy, ból brzucha, wściekłość taka, że słów brak, wściekłość na samą siebie... Oczywiście szybka wizyta u karabinierów, przeczesywanie śmietników, ganianie w kółko. Szkoda gadać. 

Po godzinie zadzwonił mój stary znajomy, zaalarmowany przez swojego przyjaciela, który prosił o jakiś kontakt do mnie, bo zguba się znalazła z nienaruszoną zawartością. Starszy, miły pan przywrócił mi wiarę w marradyjczyków. Portfel musiał wysunąć się z worka przy upadku, bo leżał osobno. Mężczyzna zabrał portfel, a szmacianą, zmizerowaną torbę zostawił. 

Taki to piękny start miał mój poniedziałek. Jedna z moich uczennic powiedziała, że jak na dzień dobry tak się dzieje, to potem może być tylko lepiej. Oby! Poza tym finał ostatecznie był szczęśliwy, a do tego jeszcze, kiedy wrócił Mikołaj ze szkoły, zaraz doniósł mi o tragicznych wieściach ze świata. Na tym tle ten mój portfel wydał się tak bardzo niczym. Żołądek jednak zawiązany na supeł pozostał do wieczora.

Dobrej nocy!

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

1 komentarze