Trzy florenckie godziny

środa, grudnia 23, 2020


Minęły trzy miesiące. Trzy miesiące od mojej ostatniej bytności w najwspanialszym mieście świata. Po takiej przerwie trzy godziny to za mało. Trzy godziny to tyle, by zjeść najlepszą kanapkę z lampredotto, westchnąć do Duomo, przejść się wąskimi uliczkami, zaczepić wzrok na witrynach maleńkich sklepików, sfotografować choinkę... Choć w obecnej sytuacji trzy godziny - to może aż tyle?

Ludzi garstka. Żadnych turystów. Jakby ich tu w ogóle nigdy nie było. Przedziwne wrażenie. Całkiem inne niż wiosną, kiedy wróciłam do toskańskiej stolicy po pierwszej kwarantannie.  Wtedy wszystko było surrealistyczne. Teraz życie jakby tliło się gdzieś spokojnie, swojsko, bez żadnego chaosu i patosu, jakby wszystko było po staremu, ale bez turystów. Na ulicach widać tylko miejscowych, którzy też czasem przystają, by sfotografować Duomo, choinkę przed nim czy Palazzo Vecchio, bo na to piękno wszechobecne naprawdę trudno zobojętnieć nawet tym, którzy cieszą nim oczy każdego dnia. 
 

Wciąż odbieram to jako wielki przywilej. Zawsze tak to odbierałam i myślę, że tak już zostanie. W tym przedziwnym momencie ten przywilej nabrał jeszcze większego znaczenia, stał się przywilejem na miarę królowej. Idę ulicami Florencji jeszcze ten jeden raz, w momencie kiedy znów cały świat zamyka się w domach. 
Chciałabym iść dalej, na drugą stronę Arno, chciałabym jeszcze popatrzeć na nią z San Miniato albo z Bellosguardo, ale to musi poczekać na następny raz. Czas znów jest ograniczony, czas... wiecznie ten czas...


Mikołaj przyznał, że też tęsknił za Florencją. Że odkąd uczy się w Emilii Romanii brakuje mu nawet wśród nauczycieli toskańskiego poczucia humoru. Brakuje mu też barwy florenckiej mowy.  
Trzy godziny to za mało. Trzy godziny to tyle, by usłyszeć u Polliniego jak trippaio, zaprasza, żeby nalać sobie wina i skosztować aromatycznego guanciale w pomidorach. Trzy godziny to tyle, by zobaczyć jak na Sant'Ambrogio miejscowi przysiadają z jego kanapkami na kamiennych ławeczkach, a wróble i gołębie bezczelnie podskakują między nogami czekając aż coś im też się doleci. 
Trzy godziny to rzeczywiście mało, ale na jakiś czas muszą wystarczyć. Mam nadzieję, że nie miną znów długie miesiące. Czekają Sekrety czeka tyle opowieści. Wybaczcie mi, jeśli mimo zapowiedzi z kilku powodów zostawię je na następny raz. 

TRZY GODZINY to po włosku TRE ORE (wym. tre ore)


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

2 komentarze

  1. Bylam w Toskanii dwa razy ale nie ciagnelo mnie do Florencji (moze ze wzgledu na duza ilosc turystow)
    Teraz jednak nabralam ochoty kiedys znalezc sie tam, po sezonie turystycznym i juz bez maseczki.
    Nie wiedzialam za az tak sie roznia dwie sasiadujace ze soba regiony
    Milo ze mieliscie piekny dzien - u nas deszcz i mgla- tez fajnie.
    Aga T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem ogromne różnice są tu nawet między sąsiednimi miastami:))) A już regiony to w ogóle często jak osobne państwa:) Uściski serdeczne! A do Florencji zapraszam Cię kiedyś na wspólny spacer!

      Usuń