Kolejny świąteczny cud i finał historycznych potyczek Mikołaja

piątek, grudnia 18, 2020


Zacznijmy od tego, że Mikołaj zaliczył tę historię, ale wcale świętowania nie było, bo zaliczył na odpowiednik oceny dostatecznej z plusem. Świętowania nie było, bo zły był i rozżalony jak nie wiem co. Rozżalony mimo moich pocieszeń, że może w przyszłym roku nauczyciel się zmieni i żeby do historii w żadnym wypadku się nie zniechęcał. 
Żal Mikołaja wynikał z tego, że choć nauczycielka zawsze zapewniała: "jeśli ktoś powie wszystko  dostaje 10", on oceniony został ledwie na dostateczny i pół. I nie żeby Mikołaj miał parcie na oceny. Co to to nie! On ma parcie na uczciwość i prawość dookoła i takie sytuacje są dla niego nie do pojęcia. 
- Może czegoś nie wiedziałeś? Może jednak nie powiedziałeś wszystkiego?
- Wszystko powiedziałem! Wszystko! 
- A prof jak skomentowała twoje odpytywanie - zapytałam.
- "Pfffff maaah... va bene..." - Mikołaj teatralnie odtworzył przewracanie oczami nauczycielki. 

Miał rację. W dzienniku elektronicznym przy ocenach ważnych jest adnotacja za co i dlaczego. Tym razem napisane było: wiedza wyczerpująca, dobra znajomość tematu, momentami trochę chaotyczna wypowiedź...
No cóż jeśli za to aż tak obniża się ocenę, to naprawdę gratulacje dla tej pani za metody nauczania. Ma ucznia - pasjonata historii, ucznia, który jako jedyny w klasie dobrowolnie prosi, by mógł poprawić ocenę i po jego stresach, dwóch tygodniach zaciętej nauki - tak go za trud i zaangażowanie wynagradza. Grunt to być docenionym. Żal mi tego mojego "Wołoszańskiego". Dla Mikołaja sprawą honorową są dwa przedmioty: historia i angielski. Na szczęście z tym drugim takich przebojów nie ma. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku będzie przetasowanie nauczycieli.


Pogoda w Marradi nadal - można powiedzieć - nas rozpieszcza. Nie było wprawdzie w czwartek wielkiego słońca, ale "przydymione" niebo wyglądało ładnie i co ważniejsze temperatura była przyjemna. Teoretycznie czwartek mógł pogodowo odpowiadać za kwiecień. 
W gaju kasztanowym znalazłam jeszcze całkiem dobre kasztany, a tuż obok młode zalążki prymulek. 


W czwartek miał miejsce drugi bożonarodzeniowy cud. Cud, na który czekałam odkąd tu jestem. Cud, po którym powinnam otworzyć wczoraj prosecco i odstawić jakiś taniec radości. W końcu po tylu latach zostałam pełnoprawnym rezydentem Marradi. Muszę wprawdzie jeszcze donieść kwit od ubezpieczenia i kilka innych świstków, ale rezydentem już jestem. I ja i chłopcy. 
- Mamy rezydencję - powiedziałam do Tomka, który czekał przed urzędem, a potwierdzający kwit wcisnęłam do torby, bez roztkliwiania się nad nim. Powiedziałam to tonem tak obojętnym, że aż się dopytał:
- Mamy rezydencję?
- Tak. 
Chyba był zdziwiony brakiem entuzjazmu, tak jak i ja sama byłam tym zdziwiona, ale to wszystko chyba przez te lata bezsensownego oczekiwania, które nawiasem mówiąc wynikało z niekompetencji urzędniczej. 
- A czy zdążę mieć obywatelstwo zanim wyjadę?
- Wątpię. Jeśli na rezydencję czekałam tyle lat... W każdym razie będę robić wszystko, by w świat wypuścić cię z włoskim paszportem!

Chyba wszystko w życiu dzieje się w swoim czasie, niekoniecznie tak jak byśmy chcieli i w takim momencie jakbyśmy sobie tego życzyli. Wszystko ma swój czas, choć czasem trudno nam w tym wszystkim znaleźć sens i logikę.

O pozostałych czwartkowych wydarzeniach, o stresach, które przyprawiły o upiorny ból głowy nie będę już pisać. Mam tylko cichą nadzieję, że nie wyczerpałam jeszcze limitu na świąteczne cuda. 

DOBREGO DNIA 

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

6 komentarze

  1. Kasia strasznie się cieszymy :) może dzięki temu będzie trochę łatwiej. A co do historii no cóż niesprawiedliwość boli to fakt i rozumiem jego frustrację z tego powodu ale ... "co nie zabije to wzmocni" tylko że to do nas dociera po jakimś czasie jak emocje opadną
    A zupełnie innej beczki jak zaglądam na zakładkę kuchnia to wydaje mi się że jest Wielki Post a przecież mamy adwent dopiero :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) :)) Obiecuję poprawę! Tylko się muszę ogarnąć:)

      Usuń
  2. Gratuluję rezydencji :D
    A nauczycielka wrrr, nie lubimy jej ;) Byle się nie zniechęcać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mikus, bardzo mi przykro ze spotkales na swojej drodze edukacji taka osobe. Ale nigdy , przenigdy nie daj tej osobie satysfakcji ze zrezygnujesz ze swojej wielkiej pasji, jaka jest historia.W realnym zyciu jest tak, ze czesto spotykamy sie , czy potykamy sie o osoby ktore nie sa z " naszej bajki". Mozemy je ignorowac, dyskutowac z nimi lub stanac na pozycji " ja wiem ze mam racje". Wiesz co jest wazne? Wazne jest mycie zebow. Jak rankiem stoisz prze lustrem, myjac zeby i usmiechasz sie do wlasnej facjaty, wiesz ze zrobiles wszystko dobrze i jestes zadowolony.Niekiedy zadowolenie na dluzsza mete ma wieksze znaczenie niz szczescie na moment.
    Malgosia Neuss

    OdpowiedzUsuń