Smakowanie przyjemności

piątek, lipca 03, 2020


Po 18.00 zadzwonił Mario, by zapytać o kolacyjne plany. 
- Może przywiózłbym pizzę?
- Wspaniale!
Byłam wniebowzięta, bo po pierwsze czułam się rzeczywiście zmęczona jak koń po westernie, a po drugie dalej pod skórą miałam tę tęsknotę, która zalęgła się we wtorek i na samą myśl, że ktoś chce mi zrobić przyjemność, aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Pizza była pyszna, a nawet jakby taka obiektywnie nie była, to dla mnie by była - bo już samo to, że ktoś przywiózł i pod nos podstawił. W ogóle w kwestii jedzenia to ostatnio zajadamy same smakowitości. Poza pieczonymi nadziewanymi kwiatami cukinii, które są tegorocznym hitem przedwczoraj jedliśmy też jajka smażone z prawdziwkami i kurkami! Mario co jakiś czas jeździ na przeszpiegi i niby coś tam znajduje, ale nie żeby było tych grzybów całe kosze. Jeszcze trzeba chwilkę poczekać.


Wieczorem poszłam z chłopcami do Marradi na obiecane lody. Zapowiedziałam im to już dzień wcześniej, bo kiedy w środę po kolacji zaległam na kanapie, dopadło mnie nagle uczucie niedopuszczalnego marnotrastwa czasu, marnotrawstwa letnich, ciepłych wieczorów. Chłopcy na nowe zarządzenie przystali z radością. 
To jest najpiękniejsze co mam: nasz wspólny czas w Toskanii. Toskańska codzienność z chłopcami. Rozmowy bez końca, czułość i to wszystko co dookoła. Te letnie wieczory też i poranki i południa...


- Co byś wybrała: nas czy Włochy? - zapytał w pewnym momencie Mikołaj.
- Was - odpowiedziałam bez chwili namysłu. - Wy będziecie zawsze najważniejsi. Nie ma nic co w hierarchii ważności mogłoby kiedykolwiek stanąć przed wami.
- Nawet babcia? 
- Nawet babcia będzie za wami.
- Biedna babcia. 
- Nie biedna. Taki jest świat. Ja, wujek jeden i drugi też na pewno jesteśmy dla babci ponad wszystkim innym. 
- Czyli jak Tomek będzie miał syna - dedukował Mikołaj - to ten syn będzie dla niego ważniejszy niż ty?
- Oczywiście. 
- A dla ciebie? 
- Dziś wydaje mi się, że Tomek, ale ja nie jestem jeszcze babcią, więc nie wiem jak to jest. Czy wnuk w tej hierarchii przeskakuje na czoło? - sama się w myślach zaczęłam nad tym zastanawiać. - A tak w ogóle w kwestii miłości. Czy was naprawdę miłość nie interesuje?? 
- Nie.
- Ale nie możecie być tacy nieczuli i ostentacyjnie pokazywać, że miłość to NIE. Co to za życie bez miłości?!
- No dobrze, dobrze, ale to kiedyś - skapitulował Tomek.
- Najpierw to ja mam moje plany! Marzenia! - bronił się Mikołaj.
- Ale wiesz, życie jest nieprzewidywalne. Na przykład będziesz leciał do tych swoich Air Force, w drodze spotkasz miłość i nagle zamiast polecieć na Marsa zostaniesz rolnikiem w Mozambiku.
- Zwariowałaś Pusia? - Oburzył się Tomek. - To on chyba musiałby być nienormalny, żeby porzucić swoje marzenia! 
- Czego się nie robi dla miłości...
- Własnych marzeń dla nikogo się nie porzuca.

Jak życie się potoczy, to czas pokaże. Może ktoś powie, że to egoistyczne, ale mnie słowa chłopców ucieszyły. Choć zrobiłam to pewnie nieświadomie, to jednak gdzieś tam udało mi się przekazać im jedną ważną rzecz - żyjemy przede wszystkim dla siebie. A może to wcale nie ja im to przekazałam... Może to nauka, którą oni gdzieś tam przypadkiem sami z życia wyciągnęli.


- Bez niego to już nie to samo... - powiedział smutno Franco nakładając chłopcom lody. 
- Eeee... - westchnęłam w odpowiedzi, bo zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. Człowiek w takich sytuacjach nigdy nie wie co powiedzieć. Pewnie, że bez Alvaro to już nie to samo. Jeśli dla nas klientów jest inaczej, to co dopiero dla braci, którzy całe życie stali z nim razem za barem. 
- Nie mam semifreddo - powiedział Franco do Mikołaja, bo Mikołaj w barze Bianco zamiast klasycznych lodów zawsze brał słuszną porcję jedynego w swoim rodzaju semifreddo.
- To nic. Mogą być jagodowe.
- Wiecie, że Alvaro do jagodowych zawsze przywoził jagody z Abetone? 
- Serio?
- Zawsze. Jeździł tam na narty, był zapalonym narciarzem i wtedy właśnie zamawiał dzikie jagody. To jeszcze z jego zapasów. Semifreddo natomiast powstało przez przypadek...
- Tak jak wiele innych przysmaków! To ciekawe. I teraz już nikt tego nie powtórzy...
- Powtórzę! Alvaro zostawił swoje przepisy. Trochę się przy nim nauczyłem. - Cień uśmiechu przemknął po twarzy Franco. - Następnym razem jak przyjdziesz, będzie semifreddo - powiedział już do Mikołaja. 
- Tortów nie ma? - zapytałam patrząc na pustą lodówkę, którą zwykle wypełniały cuda Alvaro: moje ukochane meringhe i millefoglie
- Torty też jeszcze będą, tylko lodówka się zepsuła. Dla ciebie? 
- Dla mnie kieliszeczek wina bianco frizzante
Wieczór był gorący i spokojny. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Chłopcy zajadali lody, a ja znów sączyłam chwilę i chłodne wino...


Na mnie już czas i żeby przy piątku tak bardzo nostalgicznie nie było:

- Mikołaś czy możesz już wyrzucić te skarpety? - Powiedziałam patrząc na białe falbanki falujące wokół kostek Mikołaja i dziurkę na środkowym palcu. 
- Dlaczego? 
- Bo aż takiej biedy nie ma. Kupię nowe. 
- A po co? Przecież te jeszcze działają.
Kurtyna. 

Dobrego dnia!

JAGODY to po włosku MIRTILLI (wym. mirtilli)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

4 komentarze

  1. A ja myślę, że chłopcy i swoje marzenia spełnią i prawdziwej miłości doświadczą - tego im życzę.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Ola N.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moge p.zapewnic ze swojego doswiadczenia ze jak sie pojawia wnuki wszystko inne zejdzie na dalszy plan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ciekawa byłam czy się jakaś Babcia wypowie:) Dziękuję! Wszystko przede mną:)

      Usuń