Bukiet florenckich zachwytów - a w nim Forte Belvedere - akt III

wtorek, lipca 14, 2020


Jedna z tras do Forte Belvedere prowadzi wzdłuż starych murów miasta. Droga pnie się uparcie w górę i przy lipcowym gorącu co jakiś czas musiałyśmy przystawać, by złapać oddech. Tak czy inaczej miejsce warte było każdego wysiłku. To zdecydowanie jedna z bardziej malowniczych dróg we Florencji. Tak naprawdę do Forte Belvedere prowadzą same piękne drogi...


Ta część renesansowej stolicy jest dowodem na to, że to wspaniałe, dumne miasto ma też swoją sielską, niemal wiejską twarz. Wystarczy odrobinkę zboczyć z głównego, turystycznego szlaku. Forte Belvedere nie jest pierwszym turystycznym celem, nawet jeśli chodzi o punkty widokowe turyści najczęściej wybierają słynny Piazzale i powiem egoistycznie: może to i lepiej... 

Madonnina, gaje oliwne, cyprysy, grzechotanie cykad, średniowieczne mury - tak można w skrócie opisać tę pocztówkową trasę, która początek bierze na San Niccolò. Zaraz za bramą trzeba skręcić w prawo i iść drogą wzdłuż murów. 


Doczłapałyśmy się na samą górę po około dziesięciu minutach i jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że fort jest zamknięty. Otwarty miał być od 15.00
Rozżalona byłam jak nie wiem co, bo specjalnie tym razem wszystkie informacje bardzo dokładnie sprawdziłam. Forte Belvedere odkąd przeczytałam, że w sobotę otwiera się znów po długich miesiącach przerwy, był przecież moim głównym celem. 
Na nic była rozpacz. Ruszyłyśmy znów w dół miasta, wybierając tym razem inną drogę, chyba jeszcze ładniejszą niż ta, którą się wdrapałyśmy, ale o tym skraweczku Florencji napiszę innym razem.


- Może teraz zjemy? - zaproponowałam.
S. spojrzała na zegarek i przytaknęła. Chciałam byśmy na obiad zatrzymały się w innym moim ulubionym miejscu - na Santo Spirito
Wprawdzie lokalik, w którym lubię się zatrzymywać, w czasach "post covid" zmienił nieco swoje menu, ale moja kanapka z finocchioną była pyszna. To samo powiedziała S. o swoim panino con lampredotto. A wino...
O winie to już pisałam. Albo było rzeczywiście wyborne, albo zwyczajnie byłyśmy nieziemsko spragnione. Zasiedziałyśmy się przy wspomnieniach i śmiechach i wzruszeniach i opowieściach całkiem długo, aż w karafce pokazało się dno...
- Popatrz! Pijemy wino przed kościołem! 
- Profanacja! Albo lepiej: sacrum i profanum! 


- Chodź! Pokażę ci co zrobił osiemnastoletni Michał Anioł. 
Weszłyśmy do kościoła Świętego Ducha. 
Wrzuciłyśmy monety, żeby przejść dalej na zakrystię i dziedziniec i chwilę potem jak Maria i Magdalena stałyśmy u stóp krzyża i kontemplowałyśmy swoje życiowe "dokonania", które nijak się miały do dzieła osiemnastoletniego artysty i wszystkiego co zrobił potem. 

- Popatrz na to! A ja jestem dumna, że wreszcie w wieku 43 lat spłodziłam moje Sekrety Florencji...
- A ja co mam powiedzieć? Że jabłka umiem obrabiać?
Zamilkłyśmy na chwilę uniżenie, po czym S., kiedy już kierowałyśmy się w stronę dziedzińca teatralnym szeptem dodała:
- Ale wiesz... ja naprawdę jestem dobra w tych jabłkach... 


O dziedzińcu zmarłych i trzech wieczerzach - czyli o tym, co kryje kościół Santo Spirito pisałam TUTAJ kilka miesięcy temu. 
To zdecydowanie jedno z bardziej sugestywnych miejsc po tej stronie Arno. Niektórzy traktują Santo Spirito, zniechęceni mało widowiskową fasadą kościoła, tylko jako przystanek na aperitivo, jeśli już w ogóle ktoś się tu pofatyguje, a to duża niesprawiedliwość. Ja zaglądam tu prawie za każdym razem dla panującego tu niezwykłego - nomen omen - ducha.  


 - To co teraz robimy? Wracamy na Forte Belvedere? - zapytała S. kiedy wyszłyśmy z bazyliki i za tę propozycję miałam ochotę ją uściskać. Sama nie miałam sumienia proponować jej kolejnej wspinaczki, żeby nie pomyślała, iż takimi wyczynami chcę ją - dziewczynę z niziny przy pierwszym razie zamęczyć, tak by już nie prosiła o następne. 

Ruszyłyśmy dziarsko wzmocnione pysznymi kanapkami i winem, tym razem tą samą drogą, którą schodziłyśmy przed obiadem. Forte był już na oścież otwarty i zaraz przy bramie przywitała nas pani z termometrem. 


Od początku drogi, od bramy, od samych schodów wiedziałam, że to będzie coś! I nie chodzi o sam budynek, bo w całym mieście jest dużo więcej ładniejszych i ciekawszych palazzi. Ale jest w tym miejscu coś niezwykłego, jakby otulała je przedziwna atmosfera spokoju i dominacji, panowania nad całym florenckim światem, potęgi, ale też niepokoju, atmosfera władzy i potrzeby dominacji, ale też atmosfera swojskości, sielskości i wyniosłości jednocześnie...

- Chcecie żebym wam coś opowiedziała? - zapytała kustoszka witająca nielicznych zwiedzających.
Zaznaczyłam, że czasu nie mamy bardzo dużo, ale chętnie się czegoś więcej o miejscu dowiemy...


Forte Belvedere zbudowany został pod koniec XVI wieku według projektu Bernardo Buontalenti na zlecenie Ferdinando I de' Medici. Od dawien dawna ta część murów miasta uważana była za jeden z najsłabszych punktów, jeden z najłatwiejszych do podejścia dla wroga.   
W latach 1534 - 1537, kiedy jeszcze Medyceusze rezydowali w Palazzo Medici, powstała pierwsza forteca dziś nazywana Fortezza da Basso, paradoksalnie jej głównym celem było nie schronienie przed wrogiem, który mógłby przybyć z zewnątrz, tylko ucieczka przed miejscowym ludem. Kiedy więc ród po latach przeniósł się do nowej rezydencji - do Palazzo Pitti, potrzebna była nowa forteca, która miałaby dać schronienie zarówno przed wrogiem z zewnątrz jak i przed przeciwnikami z samej Florencji. 


Nowa forteca musiała być zlokalizowana w bliskości Palazzo Pitti, tak by w razie zagrożenia ze strony miasta ród ze swoim dworem mógł się bezpiecznie ewakuować. Forte Belvedere powstał zatem, by trzymać gwardię nad bezpieczeństwem miasta, jak i nad bezpieczeństwem mieszkańców Palazzo Pitti. Miał być podobno ostatnim etapem Corridoio Vasariano.   


Forteca pełniła funkcję militarno obronną do połowy zeszłego stulecia. Następnie stała się budynkiem cywilnym, muzeum narodowym, które dziś gości najróżniejsze wystawy oraz bar i - co najważniejsze - można stąd w ciszy i spokoju bez tandety oblepionych souvenirami straganów podziwiać jeden z najpiękniejszych widoków na całą Florencję. 


Cieszyłyśmy się przestrzenią... S. korzystała z ochłody w zraszaczach trawników i nawet nie musiałam już mówić - uśmiechnij się, uśmiechnij się. S. śmiała się całym sercem. 
Jaki to był piękny dzień... 


To jeszcze nie koniec florenckiej, sobotniej opowieści. W drodze na stację czekała na nas jeszcze jedna perełka! Tymczasem czas na obiad. Smacznego i dobrego popołudnia. 

FORTE to po włosku FORT 




Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

4 komentarze

  1. Piękna relacja,z przyjemnością przeczytałam.
    Pozdrawiam Was serdecznie.
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Kasiu, jakbym tam była, zreszta jak zawsze pieknie, perfekcyjnie z uczuciem i czułoscia. I za to wieeeelkie dzieki. Sedecznie pozdrawiam zyczac pieknych chwil Pani i Pani Bliskim. I Pani ma skrupuły, ze 43 lata i tylko tyle? Bardzo prosze doceniac siebie zawsze, wszedzie i nieustajaco. Nasza siłaczka? chyba tak. B.przepraszam ale zrobiło mi sie jakos tak miekko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:))) Wzruszające słowa... Mi też cieplej na duszy teraz.

      Usuń