Życie, zachwyt i co jest normą

sobota, czerwca 27, 2020


- Popatrz jakie piękne pomidory twoja mama wyhodowała! - mówię do Mikołaja, kiedy czekamy przed domem na Tomka, by iść razem na wieczorne lody. 
- Mhm... - mamrocze coś pod nosem i zdaje się zupełnie nie podzielać mojego entuzjazmu.
- Nie jesteś ze mnie dumny? W tym roku wszystko zrobiłam sama i zobacz jakie cuda - odchylam gałązki, by pokazać najdorodniejsze okazy.
- Szczerze? 
Kiwam głową, choć znam odpowiedź.
- Nie. 
- Jesteś bez serca. Nie wzruszają cię moje pomidory?
- A ciebie wzrusza, że nauczyłem się na pamięć hymnu Kazachstanu?  
Absurd i abstrakcja wymykają się czasem spod kontroli.


Sama z siebie jestem dumna. Pomidory w tym roku wyrosły na schwał! I ja naprawdę wszystko sama... Choć nie! Przecież grządki to Mikołaj przekopał... Ale widać kopanie bawi, jedzenie też, a już zachwyty pomiędzy jednym, a drugim wcale nie są mu potrzebne. 
A może to ja ich rozbestwiłam za bardzo? Czasem mam wrażenie, że mają zaburzone postrzeganie rzeczywistości, że nie mają świadomości, że tu w Marradi świat jaki nas otacza, to co jemy, powietrze jakim oddychamy, natura i sztuka jaką mamy na wyciągnięcie ręki,  wcale nie są tak zwaną normą! Tak naprawdę w dzisiejszym świecie to wszystko co mamy jest już rzadkością na wagę złota. Powtarzam im to często i niby wiedzą, ale czy naprawdę wiedzą? Jak mają wiedzieć, skoro nie mają skali porównawczej... Dawny świat, dawne warszawskie życie rozmywają się coraz bardziej w niepamięci. A i to co w pamięci zostaje często jest nieco wyidealizowane.

Wieczorny spacer jest piękny. Rozmawiamy znów o przyszłości, o liceum, o tym jak to się wszystko poukłada, choć dziś wrzesień wydaje mi się tak odległą przyszłością, że sama wolę skupić się na tym co dziś. 

I dziś mam zamiar odpocząć. Mam zamiar znów kulinarnie poczarować. Może pójdę z chłopcami nad rzekę. Dziś miało być "inne", ale nie ma tego złego. To co miało być dziś będzie jutro, a dziś tak czy inaczej będzie piękne. 


Żar w ciągu dnia spływa z nieba. Nawet ranek jest już dobrze ciepły, tak słodko pachnący, że znów w głowie wiruje od tej całej czerwcowej ekstazy... 
To przez ten zapach z jednej strony chciałoby się zrobić tak wiele, wyruszyć w drogę, działać, tworzyć, a z drugiej pozostać w zawieszeniu, w nicnierobieniu tu i teraz, by celebrować w leniwym zamyśleniu te niezwykłe, czerwcowe chwile.

NIECH OSTATNI CZERWCOWY WEEKEND DOBRY MA POCZĄTEK!

KRĘCI SIĘ W GŁOWIE to po włosku GIRA LA TESTA (wym. dżira la testa)

Bianca po całym dniu - foto Tomek
Na www.kuchniawkamiennymdomu.blogspot.com - kolejny apetyczny przepis!

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

3 komentarze

  1. Pani Kasiu czytam panią już jakiś czas. Zawsze przenoszę się wyobraźnia do Pani wspaniałego bajecznego życia. Daje mi to pozytywnego kopa na cały dzień!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego Pani izoluje dzieci od świata przez tyle lat? Czy to tak wielki problem zapakować się w samolot i przelecieć na wakacje do polski chociaż raz przez tyle lat??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że w Pani pojęciu świat = Polska? Zdaje się, że mamy zupełnie inne jego wyobrażenie - to po pierwsze. Świat, w którym chłopcy żyją jest piękny, spokojny, dużo zdrowszy, życzliwszy i nijak nie nazwałabym tego życia izolacją. Po drugie jeżeli dla Pani zapakować się w samolot i polecieć na wakacje nie jest problemem to bardzo się cieszę, ale nie wszyscy droga Pani mogą sobie na to pozwolić i proszę mi wierzyć nie jestem wyjątkiem. Zdaje się, że ma Pani nieco zatarty obraz rzeczywistości. Od kiedy mieszkamy w Italii w Polsce byliśmy cztery razy, ale na szczęscie bliskie nam osoby odwiedzają nas dosyć często, więc niczego nam w tej kwestii nie brak. Od pięciu lat nie jeździmy ani do Polski ani nigdzie indziej. Jeśli śledzi Pani bloga dosyć uważnie, to wie, że mimo obiecanek nawet na dwa dni nie udało mi się chłopców nigdzie zabrać, więc co dopiero zagraniczne wojaże. Kiedy samemu dźwiga się odpowiedzialność za rodzinę, czasem trudno związać koniec z końcem..., ale widać takie problemy są Pani obce. I przyznam, że trzeba mieć tupet, żeby zaglądać komuś do kieszeni i wytykać czy jeździ na wakacje i gdzie jeździ. Nie miałabym do czegoś podobnego śmiałości - to gdzie kto jeździ na wakacje to chyba każdego indywidualna sprawa. Po trzecie jeśli jutro, za tydzień za rok stać mnie będzie na takie wakacje - Polska będzie jednym z ostatnich celów - jest na świecie dużo piękniejszych miejsc, których jeszcze nie widzieliśmy. Chłopcy chcieliby zwiedzać świat. Na szczęście oni mimo mieszkania na "zabitej dechami" prowincji czują się jego obywatelami. Pozdrawiam, życzę dobrej niedzieli.

      Usuń