Relikty przeszłości

sobota, maja 16, 2020


- A to kto to jest? - Pyta Mikołaj i wyciąga w moją stronę czarno białe zdjęcie. 
- Twoja ciotka.
- Nie znam - przygląda się chwilę i zaraz zdjęcie odkłada na bok.
- Jak nie znasz. To "X". 
- Aaa... To ja jednak... nie znam.
- Jak nie znasz? 
- Znam? Nigdy nie widziałem. 
- Fakt. Nie, że nigdy, ale fakt - niewiele widziałeś. 
- Dlaczego?
- Bo tak to już czasem jest z rodziną.
- Oooo!!!! - woła za chwilę pełen entuzjazmu.
- Co?
- Książeczka wojskowa!!!! Łaaaał! - po czym zaraz pyta - to ojciec był kiedyś taki chudy?
- Kiedyś...
- A to ty? 
- Ja.
- Serio? - dziwi się nie wiedzieć czemu. Czy to się człowiek aż tak zmienia przez trzydzieści lat, żeby go nie poznać...
- Miałaś legitymację studencką! I kartę do biblioteki uniwersyteckiej! A to?
- Indeks.
- Historia filoooozoofii? Filozofię miałaś???
- Miałam.
- Logika? Poetyka? 
Przekłada wszystko na równe stosiki, segreguje co czyje, co do którego pudełka. 
- A to???? - wyciąga w moją stronę kolorową kartkę z powiększonym Bóg wie ile razy organizmem kilkukomórkowym.
- To prawdopodobnie Tomek. 
- ???
- A na tych dyskietkach jest cała dokumentacja z pierwszych chwil istnienia Tomka.
- Kupię sobie nowy komputer i pooglądam - odkłada na bok dyskietki.
- Teraz już chyba nie ma komputerów, na których można przeglądać dyskietki.
- Run Warsaw! 
Rozciąga moją koszulkę i jeszcze jedną i kolejną. Trzy lata ganiałam w warszawskich biegach i miałam maraton w planach, ale potem kolano załatwiłam na cacy i tyle z mojej kariery maratończyka.
- A to kto? 
- Mój tata, twój dziadek, przystojny jak nie wiem. 
- Wygląda tu jak Rick Astley. Szkoda, że nikt z nas go nie przypomina.
- Bo ja wiem... Wy też jesteście śliczni.
- A to?
- Wujek Piotruś. 
- Taaaa akurat! 
- Wujek Piotruś też był kiedyś dzieckiem.
- A to wujek Tomek, poznaję, nic się nie zmienił. 
Świetnie - myślę sobie - mój brat przez dwadzieścia lat się nie zmienił, a mnie dziecko nie poznało.
- Akt ślubu.
- Który?
- Nie wiem. 
- Pokaż nazwisko. Acha... To pierwszy.
- Kasa! Ile kasy! 
- Majątek. 1 dolar, jakieś słoweńskie chyba, a to węgierskie forinty. 
- Mogę wziąć. 
- Proszę bardzo.
- O rany! 
- Co? 
- Co tu jest napisane! "Gdzie czysta woda tam konie piją, gdzie śliczna Kasia tam się chłopcy biją!" "Na górze róże na dole mech, kto ciebie nie kocha, to żeby zdechł". Co to? - dziwi się.
- To pamiętnik! 
- Dlaczego ci pisali w pamiętniku?
- Po to właśnie był pamiętnik. Koledzy, przyjaciele pisali ci jakąś dedykację i zobacz ile lat przetrwało!
- Ale super!!!
Dotarło do mnie, że dzieci współczesne może i mają fejsbuki, instagramy, ale nikt im "ku pamięci" na wieki nie pisał. Szkoda, że taki miły zwyczaj umarł śmiercią naturalną.

W końcu zostawiłam Mikołaja z tym wszystkim i poszłam na spacer. Byłam mu szczerze mówiąc wdzięczna jak nie wiem co, że zabrał się za robienie porządków w tych reliktach przeszłości. Te pudła stały tak od przyjazdu z Polski. Jakieś sześć lat. 
Kiedy wróciłam Mikołaj miał dla mnie jeszcze kilka perełek. 
- Wiesz co ja jeszcze znalazłem?! - powiedział tonem jakby dokonał wiekopomnego odkrycia.
- Co?
Z kolejnych "skarbów" Mikołaj wygrzebał pierwsze paszporty, kaseta - składanka z nagraniami na pierwszą zagraniczną podróż, ślubne pamiątki, wśród których była lista gości, proponowane menu, moje ślubne rękawiczki, monety zebrane przed urzędem stanu cywilnego, potem Mikołaja małe białe butki od chrztu, zdjęcia klasowe, pierwsze laurki na dzień matki... 
- A to ty pisałaś? 
- Pokaż.

Wśród notatek, zdjęć, pamiętników zaplątała się taka jedna kartka. Rarytas!

Pamiętałam ją dokładnie. Byliśmy w siódmej klasie podstawówki. Mieliśmy najcudowniejszego nauczyciela muzyki - taki pan z gitarą i obłędnym głosem. Nie miałam szczęścia do nauczycieli, więc tego doskonale pamiętam. I on nam kiedyś na lekcji dał zaczątki zdań i przykazał, byśmy dokończyli je pierwszą myślą, jaka przyjdzie nam do głowy, a potem schowali to i przeczytali jak już będziemy dorośli.  
I tak oto odnalazłam moje myśli trzynastolatki. Oczywiście większość jest infantylna jak nie wiem, ale niektóre szczerze mnie zaskoczyły i ubawiły. Posłuchajcie:

2 marca 1991 roku (pisownia oryginalna więc wybaczcie styl). 

Najlepiej mi się pracuje... to oczywiste - samej! 

Gdy wydaję innym polecenia... najczęściej wydaję je mojemu młodszemu bratu i z reguły on je wykonuje, bo cóż innego mu pozostaje. Choć ja na jego miejscu nie wypełniałabym ich.

Gdy wszystko sprzysięga się przeciwko mnie... piszę wiersz, piosenkę, śpiewam, wszystko w czym mogę odnaleźć siebie, lecz nie przejmuję się tym, co się wydarzyło(...) Ja nigdy się nie poddaję i dlatego jestem szczęśliwa...

Wszystko w temacie reliktów! 
Mikołaj spisał się na medal. Wszystko posegregował, ale mimo mojego błogosławieństwa nic nie wyrzucił. Jest chyba jeszcze większym chomikiem niż ja.
Dobrego dnia!


 PRZESZŁOŚĆ to PASSATO (wym. passato)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

2 komentarze

  1. Jak ja go rozumiem!! �� To chyba cechą byczków :))
    Czeko

    OdpowiedzUsuń