Marzec od progu w łzawym nastroju

poniedziałek, marca 02, 2020


W niedzielę wałkoniliśmy się na całego. Marzec wszedł na scenę w tak melodramatycznym nastroju, że lepiej było nosa za drzwi nie wystawiać. Nawet pranie dzień wcześniej przezornie wciśnięte pod balkon, do popołudnia czekało na zmiłowanie, by wstawić je porządnie do cantiny. Długo nie było chętnego, który znalazłby w sobie odwagę i na te dwie minuty na działanie marcowej aury się wystawił. Ulitował się w końcu Tomek. 

Przez cały dzień każdy z nas oddawał się swojemu ulubionemu zajęciu. Ja krążyłam między Michałem Aniołem, pisaniem i gotowaniem. Tomek dalej coś tworzył, a Mikołaj bezczelnie "zbijał bąki". 

W ostatnich dniach w warzywniaku pojawiły pierwsze szparagi, bób i truskawki... Szparagi uwielbiamy, więc postanowiłam w niedzielę wiosennie - kulinarnie nas porozpieszczać. Szparagi to jeden z najlepszych sezonowych przysmaków. I nawet kiedy pogoda jest pod psem, to widok nowego asortymentu w sklepach nastraja optymistycznie. To chyba ta potrzeba zieleni... Za jedyne trzy euro cały pęczek zielonej przyjemności!

Dań szparagowych w Kuchni Kamiennego Domu jest sporo, ale penne ze szparagowym kremem i robiolą to zdecydowanie nasz hit od lat!
Poza daniem głównym, popołudniu na specjalne zamówienie Tomka, zapachniało też bułeczkami drożdżowymi z jabłkiem i cynamonem. Bułeczek okazało się oczywiście za mało i te co zostały Tomek zawinął z pietyzmem w lnianą ściereczkę i odłożył na bok, jak sam powiedział: "na rano do kawusi".


Poza wałkonieniem się przez pół niedzieli próbowałam rozgryźć sprawę techniczną z e-bookiem... Okazuje się, że napisanie go było w tym wszystkim zdecydowanie najłatwiejsze. 
Chyba nie pozostanie mi nic innego, jak powierzyć wydanie go jakiemuś wydawnictwu, tylko któremu? Tak mało we mnie ufności jeśli chodzi o pewne instytucje, tym bardziej, że brak mi doświadczenia i łatwo tę niewiedzę wykorzystać na moją niekorzyść. Nie chciałabym popełnić głupiego błędu. 
Ten e-book (który, wciąż mam nadzieję, ukaże się też tradycyjnie jako książka) to jak moje dziecko. To efekt wielu godzin pisania i czytania, poszukiwania informacji i ich weryfikowania, kilka lat jeżdżenia do Florencji i uczenia się jej, setki zdjęć... 
W tym wszystkim dopisałam też kilka stron do jego drugiej części, z którą mam nadzieję, przetartymi drogami pójdzie już łatwiej.

Niech ten marzec szybko ociera łzy i bierze się w garść. Niech ta wiosna zostanie z nami na stałe i da inspirację do tego, jak pokonać pewne przeszkody. 
Pierwszy marcowy tydzień przed nami. Tomek dalej w domu i nauka on line. Mikołaj bez zmian do szkoły. A ja znów będę bić rekordy w ilości lekcji. Dobrego poniedziałku!

OTRZEĆ ŁZY to po włosku ASCIUGARE LE LACRIME (wym. asziugare le lakrime)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

1 komentarze

  1. Znaleźć wydawcę nie jest łatwo, ale się nie poddawaj. Można wydać samemu, ma to jednak minusy. Wydawnictwo, nawet jeśli małe, ma soje kanały, promocje, sieć dystrybucji, a przy samowydaniu pozostaje się samemu też z tym problemem. Choć bywa różnie - jak np. wspomina ostatnio Monika Sznajderman, założyli Czarne, bo chcieli wydawać książki Andrzeja Stasiuka, a dziś to imperium. Swoje zalety mają i małe, i duże wydawnictwa. Małe są elastyczniejsze i na ogół życzliwie przyglądają się propozycji (chyba że są ściśle sprofilowane), duże mają szeroką dystrybucję. Trzymam kciuki!!

    OdpowiedzUsuń