O uczeniu się, poznawaniu, nabywaniu nowych umiejętności

niedziela, lutego 16, 2020

Blog Dom z Kamienia - Marradi

- Wiesz, kto po raz pierwszy wprowadził do teatru ustawienie orkiestry pod sceną? - Zapytał przy obiedzie Mikołaj.
- Nie mam pojęcia - niestety ze wstydem muszę przyznać, że tak coraz częściej brzmi moja odpowiedź. 
- Wagner!
- Znów się czegoś od ciebie nauczyłam.
- To też on wprowadził zgaszone światło w teatrze, żeby widz mógł się skupić tylko na spektaklu - dodał zaraz Tomek. 

Gdybym chodziła do marradyjskiej szkoły, to i ja wiedziałabym takie rzeczy. Tymczasem ja na lekcjach muzyki w szarej peerelowskiej szkole wygrywałam na piskliwym flecie "Lot kondora" i to było wszystko w kwestii mojej muzycznej edukacji. 
Tym większa więc moja radość, że edukacja chłopców jest z zupełnie innej bajki!

***
W sobotę uwijałam się jak w ukropie. Nawet tu i tam pacnęłam jeszcze pędzlem, by odświeżyć, wybielić, na przyjazd Gości, na nowy sezon skromne salony jeszcze nieco "podsztafirować". Pędzel przejął potem ode mnie Mikołaj, oświadczając przy tym - "muszę się takich rzeczy nauczyć!" 
Do palety nowych umiejętności dodał w sobotę również kulinaria na poziomie "master". Kiedy ja kończyłam z tym "odsztafirowywaniem", on w międzyczasie rozłożył na stole stolnicę, wszystkie potrzebne produkty i dawaj ciasto na pierogi zagniatać. Bidula nie pomyślał tylko, że w pudełku z mąką są różne jej typy i jak na złość złapał za semolę, z której lepienie pierogów, jak łatwo się domyśleć, do łatwych nie należało. Ale pal sześć! Ważne, że sam z siebie, ważne, że nie boi się rzeczy nowych, ważne, że nie stawia sobie ograniczeń w stylu: nie wiem, nie umiem, nigdy nie robiłem. 
Chińskie pierożki wyszły obłędnie smaczne. Chyba muszę następnym razem podzielić się przepisem na blogu, nawet jeśli z Italią niewiele ma to wspólnego. 

Kasia z Domu z Kamienia Marradi - Biforco

W sobotę dalej panowała wiosenna aura. Po pracowitej połowie dnia, po obiedzie usiadłam przed domem w towarzystwie Michała Anioła, ale szybko poczułam jak głowa co jakiś czas opada mi bezwładnie... Już któryś dzień z rzędu dopada mnie wczesnym popołudniem taka senność, że nie umiem nad nią zapanować. Odzywa się potrzeba sjesty. A to jest niczym innym, jak kolejnym dowodem na to, że idzie wiosna. Zimą nie mam takich potrzeb. Ale w ciepłej porze...

Nie wyszłam w góry. Zabrakło czasu. Przedreptałam jednak kilka kilometrów jak najbardziej okrężną drogą do Marradi i z powrotem, a kiedy słońce zaczęło chować się za górami - jak cudownie, że teraz dzieje się to po 18.00 - usiadłam do e-booka i szczęśliwie przedostatni rozgrzebany rozdział udało mi się uporządkować. 

- Skończyłaś? - zapytał Mikołaj.
- Prawie.
- To jak skończysz to nauczę cię jak "zbijać bąki".
- Jak skończę, to zaraz zabiorę się za ukończenie drugiej części! A potem czekają następne pomysły...
- Zbijania bąków i tak się musisz nauczyć. 

To prawda. Chyba już tego nie potrafię. 
Dziś wiosna ma trwać w najlepsze i dziś mam zamiar w te moje ukochane Apeniny śmignąć zaraz po obiedzie. Nie wiem jeszcze gdzie, w którą stronę, ale ważne, że w góry. To wystarczy! 
DOBREJ NIEDZIELI!

ZAGNIATAĆ CIASTO to po włosku IMPASTARE (wym. impastare)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

2 komentarze

  1. A jak będzie po włosku „zbijanie bąków”? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm myślę, że to taka spolszczona mikołajkowa wersja włoskiego "dolce far niente":))

      Usuń