Zimowe Kasztany - bożonarodzeniowe klimaty czas start!

poniedziałek, grudnia 02, 2019


Wygrzebaliśmy się z piżam dopiero w południe i to też z wielkim trudem, bo w pieleszach, kiedy w końcu człowiek przez chwilę nigdzie nie musi się spieszyć i w ogóle nic nie musi, jest tak cudownie, że chyba nic innego nie może się z tym równać. 

W sobotę, kiedy jedliśmy kolację u myśliwych, Mario zaproponował jakieś wojażowanie w niedzielę, ale tym razem nawet z mojej strony propozycja nie spotkała się z wielkim entuzjazmem. Przede wszystkim dlatego, że nie miałabym sumienia, ani odwagi przedstawić takiej propozycji Tomkowi, który po sześciu dniach wstawania o 5.30, w niedzielę marzy tylko o piżamie co najmniej do południa, a po drugie Marradi stroiło się przecież do swojego zimowego, kasztanowego jarmarku "Marron d'inverno" i tego za nic nie chciałam przegapić, nawet jeśli w tym roku możemy się nim cieszyć aż przez dwie niedziele.

I tak, kiedy już się z tych piżam wygramoliliśmy, kiedy chłopcy otworzyli pierwszy woreczek, kiedy zjedliśmy improwizowany obiad i po nim odsapnęliśmy, dopiero wtedy powolutku ruszyliśmy do Marradi.


A Marradi pięknie się zestroiło, zapachniało, zadźwięczało i nawet pogoda okazała się łaskawa. 
Stragany, kasztanowe smakołyki, lokalne rękodzieło, vin brule', tradycyjna szopka, święty Mikołaj przyjmujący listy od dzieci, muzyka, pan z dudami, choinki i skrzaty...
I te skrzaty tak mnie wczoraj rozczuliły... 

To są momenty, które uświadamiają mi, że nawet jeśli wciąż wydaje się tak niedawno, to jednak już trochę czasu minęło odkąd tu zamieszkaliśmy. Pamiętam jak spacerowaliśmy w czasie bożonarodzeniowych jarmarków, a ja podziwiałam zielone skrzaty i zastanawiałam się, kiedy moje dzieci dorosną, by móc wystąpić w tej roli...

Tymczasem czas wariat zakręcił, zawirował i moje dzieci do skrzatów dorosły - przez kilka lat i one w zielonych kubraczkach biegały po placu, a potem z tych kubraczków wyrosły i tyle tej magii...


Posmakowaliśmy lokalnych rarytasów - ten kasztanowe bocconi, tamten tronco, a ta vin brule'... Posłuchaliśmy muzyki, pokręciliśmy się w te i we w te i choć wstępnie mieliśmy zamiar czekać, aż się ściemni, by zobaczyć jak miasteczko rozbłyśnie nowymi iluminacjami, to jednak ostatecznie po 16.00, jeszcze za dnia spacerem ruszyliśmy znów w stronę Biforco. 

Migoczące gwiazdkami Marradi pokażę Wam zatem innego dnia. 

W domu czekało na przygotowanie ragu', czekała kanapa, czekały nasze "gwiazdki". Dom z Kamienia przynajmniej wewnątrz też już się świątecznie zaświecił...
Niech to będzie dobry czas! 
Dobrego grudniowego tygodnia!   




Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

2 komentarze

  1. Jakie to dla mnie zabawne- termometr pokazuje 13 stopni na plusie a większość mieszkańców w puchowych kurtkach a część nawet w czapkach. Nie krytykuję, po prostu widzę fajny kontrast pomiędzy odczuwaniem temperatury przez nas w Polsce a przez Włochów. U nas przy takich temperaturach jednak królują lżejsze okrycia. Jarmark śliczny a te skrzaty są pocieszne :D. Czekam z niecierpliwością na zdjęcia Marradi w świątecznym oświetleniu. Pozdrawiam, Karolina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Tak właśnie jest:)) I ja sama przyznam, że jak temperatura po lecie sięga do ledwie 20 to chodzę w lekkiej puchowej kapotce:) A przy 10 na plusie to już nie ma przebacz! Zima na całego. Jest mi tak samo zimno przy 10 jak i przy -10:)) Miłego, ciepłego dnia!:)))

      Usuń