Kontrasty, przyszłość w przeszłości i ciasto dyniowe

piątek, listopada 29, 2019


Pamiętam taki moment...
To był poniedziałek końca czerwca 2007 roku - trzeci dzień naszych pierwszych marradyjskich wakacji. Pamiętam to dobrze, bo w poniedziałki basen w agriturismo był nieczynny, więc by wykorzystać czas, postanowiliśmy pozwiedzać okolicę. Pierwszym miejscem, jakie odwiedziliśmy była Faenza, którą - nawiasem mówiąc - polubiłam od pierwszego wejrzenia. Zaparkowaliśmy na jednym z parkingów zlokalizowanych w centrum i ruszyliśmy w stronę placu. To było dokładnie w tym samym miejscu, które widać na zdjęciu:

 
  
Co w tym takiego szczególnego?
Otóż czwarty czy piąty budynek po lewej stronie to dziś gmach Tomka liceum. Niesamowite jak przyszłość splata się czasem z przeszłością albo przeszłość z przyszłością - jak kto woli. Przeszliśmy wtedy wzdłuż murów budynku, zupełnie nieświadomi tego, że za kilkanaście lat zwiąże z nim swoją przyszłość trzyletni Tomuś. Kto mógłby pomyśleć coś podobnego???



Ogarnęło mnie wczoraj prawdziwe wzruszenie, kiedy dokonałam tego "odkrycia". Chwilę potem to wzruszenie zmieszało się z zachwytem. Pierwszy raz bowiem znalazłam się we wnętrzach rzeczonego gmachu. W czwartkowe południe umówione miałam spotkanie z nauczycielką niemieckiego, a w tym roku Tomka klasa ma lekcje właśnie w gmachu głównym, nie tak jak w zeszłym roku w budynku "oddziału językowego". 

Już samo wejście wygląda tak, że najpierw kręciłam się jak głupia i szukałam innych drzwi, bo przecież niemożliwe żeby TO były drzwi do liceum. Ale tak! To było wejście główne. A w środku? 
A w środku ... Hmm... Trzeba wyobrazić sobie skrzyżowanie Uffizi ze Specolą. Byłam oniemiała z wrażenia i nie wiem czy silić się na poezję czy napisać kolokwialnie, że "zbierałam szczękę z podłogi"? 


Przede wszystkim szybko pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą aparatu. Rozejrzałam się dyskretnie czy nie ma gdzieś zakazów fotografowania i dyskretnie telefonem złapałam choć dwa kadry, a to jeden z nich:


Miałam ochotę zaplątać się w te starusieńkie, wysokie, bardzo wysokie korytarze, pooglądać gabloty z eksponatami, sfotografować więcej płaskorzeźb, usiąść na chwilę w Aula Magna i znów poczuć się jak studente. Jakież to wszystko było piękne! 
Przypomniała mi się moja szkoła na warszawskim Grochowie. Mój Boże... co za przepaść. Przepaść głęboka jak Rów Mariański. Zastanawiałam się jak bardzo musi być stymulujące zdobywanie wiedzy w takich wnętrzach. Dla mnie byłoby to niezwykle przeżycie.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że twoja szkoła jest taka piękna???? - zapytałam niemal z wyrzutem.
- Mówiłem ci! 
- Nie mówiłeś!
Pewnie mówił, a mi tylko przeleciało przez zmęczoną głowę, a może powiedział to bez należytego entuzjazmu... W końcu co on może wiedzieć o kontrastach, mając to wszystko na co dzień? On przecież nie jest dzieckiem szarego peerelu.

***
- Zrobiłaś pumpkin pie? - zapytał Tomek, kiedy wracaliśmy razem do domu.
- Kiedy???
- A zrobisz?
- Kiedy??? Mam lekcje do 19.00! - powiedziałam bezradnie. - No chyba żeby po kolacji...
- Zwariowałaś - wtrącił się Paw. 
- Obiecałam mu. Chciał ciasto dyniowe na "thanksgiving". 

Tomek ze swoimi szerokimi horyzontami i zamiłowaniem do poznawania różnych kultur ubzdurał sobie, że chce poczuć "święto dziękczynienia" i to dyniowe ciasto - jakiekolwiek dyniowe, niekoniecznie tradycyjne pumpkin pie, obiecałam mu już kilka tygodni temu.

Jedynym rozwiązaniem, by dziecka nie zawieść, było zlecenie zadania Pawiowi. Ha! 
I tak oto Paw wyposażony we wszystkie składniki, miarki, sprzęty i filmik instruktażowy na YouTubie popełnił swoje pierwsze w życiu dyniowe ciasto i drugie ciasto w ogóle. Można? Można!
Ciasto wyszło pyszne, nawet jeśli kulisy jego powstawania były ponoć dramatyczne - coś się wylało, coś wyleciało, zapach waniliowy okazał się rumowym, ale liczy się efekt, a ten jest zdumiewający! 



Tak czy inaczej mam nadzieję, że Tomkowi nie przyjdzie teraz do głowy świętowanie Chanuki i Chińskiego Nowego Roku! Chociaż ... w sumie... czemu nie?!

Dobrego weekendu - dla tych co odpoczywają i dla tych, którzy tak jak ja pracują!

ŚWIĘTO DZIĘKCZYNIENIA to po włosku LA FESTA DEL RINGRAZIAMENTO  (wym. la festa del ringracjamento)


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

3 komentarze