Październik i jego "efekty specjalne"

środa, października 30, 2019


Tak się kolejny raz złożyło, że wtorek zrobił się wolny od lekcji. Znów po cichu, po cichutku chodziła mi po głowie Florencja, jednak prognozy pogody dla zachodniej strony były bezlitosne, jakby jednogłośnie chciały powiedzieć - "o Florencji dziś zapomnij!" 

W ostatni wtorek października deszcze miały nawiedzić całą środkową Italię. W toskańskiej stolicy miało padać od rana, w Marradi od popołudnia. Tymczasem, dopiero kiedy po kolacji kładliśmy się spać, z nieba nad doliną Lamone zaczęły spadać pierwsze krople deszczu... 
Dzień był wciąż ciepły i przyjemny, nawet jeśli pochmurny.


Potrzeba wyjścia z domu była silniejsza ode mnie. Oczywiście najlepsze na taką okoliczność byłyby góry, tym bardziej, że znów zmartwień narosło, a góry dają przecież ulgę zmęczonej głowie i oklapłej duszy. Tylko strach było przy niepewnej aurze pchać się gdzieś wysoko, bo to nigdy nie wiadomo, a poza tym Paw miastowy, więc i ekwipunku odpowiedniego do ewentualnego uszargania się w błocie nie posiada. I tak pomyślałam, że moglibyśmy przejść się przynajmniej szlakiem spacerowym ponad Brisighellą, tym który niby tak blisko, który tyle razy zaczynałam, ale którym tak naprawdę nigdy dalej się nie zapuściłam. 


W Brisighelli było oczywiście jeszcze cieplej niż w Marradi, a "ołowianość" nieba zdawała się zdecydowanie mniej nasycona. Ze szlaku, którym ruszyliśmy widać było zamek, wieżę, sanktuarium i przeciwległe wzgórza, dachy miasteczka natomiast przykrywała sunąca nisko jak przyczajony tygrys mgła... 
Jesienna scenografia Romanii serwuje nam niecodzienne spektakle. I może nawet nie tyle jesienna, co właśnie październikowa, bo wrzesień jednak bardziej letni niż jesienny, a w listopadzie to już kolory powoli gasną. 
Październik natomiast jakby był mistrzem od efektów specjalnych...


Spomiędzy suchych badyli wystaje jeszcze tu i tam zmarnowany dziurawiec, na drzewach dyndają granaty i corbezzole, a upasione trzmiele uwijają się przy ostatnich kwiatach. Mgły i słońce na przemian wymieniają się miejscami, kolory nieba przechodzą od ołowiu przez lazury, na różach i ognistych pomarańczach kończąc. Purpurowe bluszcze, rdzawe winnice i młodzieńcza zieleń na polach. A wszystko to okraszone szczyptą melancholii, odrobiną nostalgii, ubarwione scenkami rodzajowymi - zbiory kasztanów, oliwek, kiwi i kaki... To wszystko październik, efekciarz jeden...

Corbezzole

Tak oto pięknie i widowiskowo, w splendorze minionych dni, w kolorowej chwale październik powolutku schodzi ze sceny. U progu stoi listopad, na który wszyscy, nim ten dobrze się rozgości spoglądają wilkiem, listopad jak nieproszony gość, persona non grata... Ale może będzie pięknie? Może nie ma co z góry go przekreślać? Piękno przecież nie zawsze jest tak oczywiste, jak październikowe zachody słońca.

U PROGU to po włosku ALLA SOGLIA (wym. alla solia)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

3 komentarze

  1. Pięknie - co tu dużo gadać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jak cudnie! Prawie poczułam ten świeży powiew wiatru. Ps. Kasiu, po Tobie i Synach widać szczęście z życia w Italii, ale nie natknęłam się na opis uczuć Męża Twego w tej kwestii. Czy on także podziela zachwyt z życia w tym miejscu?
    Serdeczności dla Was ślę,
    Renata, miłośniczka Włoch

    OdpowiedzUsuń