Pieve di Rontana, labirynt dróg i ucieczka z Monte Mauro.

niedziela, marca 19, 2017


Sobota miała być dniem lenistwa. Nie planowaliśmy żadnych wojaży, ani dalekich wypraw… "Ja dziś nigdzie nie jadę" - deklarował Mikołaj - "dziś siedzimy w domu!"
Pogoda mimo optymistycznych prognoz wcale nie rozpieszczała, wiatr targał czym mógł, przeganiając po niebie co i raz ciemne chmury. Słońce to było, to znikało… 
Zastanawialiśmy się czy wyżej albo niżej aura podobna, czy może ciut lepiej, czy aby nie sprawdzić tego osobiście zamiast siedzieć w domu…
- Nie daleko.
- Na krótko.
- Gdzieś blisko…
I tak sami siebie zapewnialiśmy, utwierdzaliśmy w przekonaniu, że żadnych końców świata oglądać nie mamy zamiaru, ot tak tylko dwa kroki, przewietrzyć się, zdjęcie zrobić.


Propozycje były dwie: 
- Może ta droga od Monte Mauro, co to jej jeszcze nie przetestowaliśmy? Sprawdzilibyśmy dokąd prowadzi? Albo tamta kręta, co to widać ją było z daleka między Lago di Ponte i Tredozio?
Ostatecznie wybór padł na Monte Mauro, chłopcy jeszcze tam nie byli, ja po ostatniej bytności miałam nomen omen "mgliste" wspomnienia, a do tego wyprawa wcale nie była daleka.


Kiedy w Fognano zjechaliśmy z głównej drogi i wspięliśmy się na sam szczyt, zaraz przy drodze pokazały się tabliczki: Zattaglia kilometrów tyle a tyle, a w drugą stronę Rontana…  
- Czy to nie o Rontanie kiedyś mówiłaś?
- Tak! Chiesa di Rontana, znalazłam informacje o jej istnieniu, kiedy szukałam czegoś na temat kościoła w Purocielo! 
Będąc tak blisko porzuciliśmy na chwilę pierwotny plan i skierowaliśmy się w stronę góry o tej samej nazwie. 


O kościele już wcześniej wyczytałam co nieco, ale pojęcia nie miałam, że Monte Rontana to też resztki zamku, jedne z najciekawszych średniowiecznych wykopalisk w regionie, przy których w ostatnich latach intensywnie pracowali archeolodzy. 


Pierwsze wzmianki o pieve pochodzą już z IX wieku. Jej pozycja umocniła się, kiedy obok powstała wspomniana wyżej rocca. Tak czy inaczej w 1279 roku została zniszczona przez Maghinardo, możnowładcę śmiało poczynającego sobie na tych ziemiach. Już o samej postaci nie raz wspominałam i  o tym, że go Dante w swojej Komedii ostro "obsmarował".


Dzieje kościoła są burzliwe... Kilkaset lat temu została przeniesiona w obręb murów zamkowych, w XIX wieku ostatecznie odrestaurowana i w takiej właśnie postaci możemy ją dziś oglądać. 
Teren przykościelny jest często wykorzystywany jako obozowisko dla skautów. 


Historia i duch dawnych czasów uśpiony w kamiennych murach. Znów poza turystycznym szlakiem, trudne do odkrycia. Znów czuję się szczęściarzem, poznając ten świat krok po kroku…
Studnia, wiekowe cyprysy, dywany fiołków, opadłe z sił żonkile, poezja na murze. Dobudówki, przybudówki, niedomknięte okna, Brisighella w oddali...


Ruszyliśmy dalej. Monte Mauro zaraz zamajaczyło na horyzoncie, a potem przybliżyło się coraz bardziej i bardziej. Zaledwie kilkanaście minut i byliśmy po drugiej stronie doliny. Zaparkowaliśmy obok eremo i zaraz dziarskim krokiem wystartowaliśmy w stronę szczytu. Widoczność była zdecydowanie lepsza niż poprzednim razem, ale porywisty wiatr nie pozwolił nam na widowiskowe podejście.



Szlak to za wielkie słowo! Mikro trasa - lepiej powiedzieć. A zatem już po kilku minutach pokazał się na czubku kamienny mur, jakieś resztki, być może pozostałości kolejnej fortecy...


 Staliśmy na czubku jak Drużyna Pierścienia i już obmyślałam atrakcyjne kadry, kiedy nagle...
- Mamusiu tam jest kot! 
- Nie żartuj!
- Serio mówię!
- Mamusiu on ma rację - potwierdził Tomek. - Ale wieeeelki!!! Puchaty. 
Tu odegrała się scena jak z kreskówki. Na chwilę ogarnięta paniką schowałam się za Mario, który nieświadomy niczego dołączył do nas na szczycie. A potem poczułam się jak w pułapce, moja kryjówka nie była bezpieczna!
- On tu idzie!
Szczyt maleńki, droga ucieczki nie pozwalająca na rozwinięcie prędkości, no chyba że w locie… Zaraz zaczęłam zsuwać się w dół na łeb na szyję jak popadło, ratować się przed zmorą, przeklinając siarczyście pod nosem ...


 Przystawałam tylko co jakiś czas, żeby ocenić stan zagrożenia, powiększający się albo pomniejszający dystans. 
- On nie jest wielki, wiatr mu futro na baczność postawił! - śmiał się Mario. - Zobacz jaki ładny, jakie ma niebieskie oczy! 
Kot przyszedł za nami pod sam kościół.
- Mamusiu on jest taki mięciutki! - zachwycał się Mikołaj.
Siedziałam zabarykadowana w samochodzie i z tej bezpiecznej kryjówki, mogłam na spokojnie ocenić moją zmorę. 
- Jakie futro! On jest rasowy. Skąd tam się wziął??


Spotkanie z kotem zdecydowanie skróciło nasz pobyt na Monte Mauro. Zaraz znów zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy drogą, która czekała na jej odkrycie. Jechaliśmy przez sady różowe, przez pastwiska, łąki, winnice. Błądziliśmy i na każdym kolejnym skrzyżowaniu zmienialiśmy kierunek jak opętani w labiryncie romagnolskich bezdroży. 



Przejechaliśmy pod wielkim mostem, którego wcześniej nikt z nas nie zauważył, dotarliśmy do Casola Valsenio, znów odbiliśmy w góry, pojechaliśmy za znakiem Settefonti, gdzie jak się wkrótce okazało ani "fonti", ani "chiesy", ale za to droga się zwęziła, zdziczała, aż w końcu powiedziała pas i zmusiła nas by pokornie zawrócić. 


Kręciliśmy się po tych bezdrożach, prowokując zgubny los przez ponad dwie godziny, aż w końcu naszym oczom ukazało się … Monte Mauro! Znaleźliśmy się w punkcie wyjścia, a żartom nie było końca. Tylko Mikołaj siedział niemrawy, z trudem powstrzymując się od śmiechu, demonstrując tym samym stan poważnego zagłodzenia. Tylko pokaźna porcja lodów mogła uratować jego nadwyrężony humor.


 UCIEKAĆ to SCAPPARE (wym. skappare)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

3 komentarze

  1. Ładną formę, piękne proporcje ma ten kościół (Monte Ramiata).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak maoglas uciekac od takiego pieknego kota? :-) Ja mam to samo z wezami i tak mysle, gdybym kiedys pojechala w Twoje okolice czy czesto moglabym "spotkac" weze? Kasia praska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia są węże:) Oczywiście uważać najbardziej trzeba na żmije. Kiedyś napisałam taki post "edukacyjny":)

      Usuń