Zagadka Kamiennych Ludków

środa, października 12, 2016



Tak jak nad Marradi, tak i nad moją głową, po długich słonecznych tygodniach pełnych optymizmu, zawisły sine chmury, gęste i klaustrofobiczne, skraplające się to deszczem to łzami. Raz jest lepiej raz gorzej, jak to w życiu. Czasem człowiek brnie jak taran i na przeciwności nie zważa, a czasem ma wrażenie, że choćby się nie wiem jak zapierał i taplał w optymizmie,  to problemy i tak wracają jak bumerang… 
Jakoś się wszystko poukłada, jak zwykle - jakoś dam radę, innego wyjścia nie ma. 



Nie żeby wyjście w góry miało rozwiązać wszystkie problemy, aż takie cuda to się jeszcze nie dzieją, jednak przyznam kolejny raz, że mają leczniczą moc! Nie zważałam na wtorkowe zimno, deszcz, ani na błoto pod nogami. Nawet lepiej - myślałam - jak sobie podaruję dawkę spacerowego survivalu, to może i złe myśli na chwilę z głowy ulecą...



Najpierw poszliśmy w pewne miejsce rozeznać się w terenie, czy może w kwestii grzybów coś się zmieniło. I owszem, tym razem nie wyszliśmy z lasu z pustymi rękami, stan zbiorów: jeden prawdziwek, a właściwie to pół prawdziwka, drugie pół zjadł ślimak. Tak czy inaczej pół, to więcej niż nic.
Już siedzieliśmy w samochodzie i mieliśmy wracać do domu…
- Widzisz tą łąkę? Co to za miejsce?
- Tam to przecież Pianorosso.
- Nie, nie tam, ja o tej tu mówię.
- O tej pierwszej? Tej blisko?
- Tak właśnie. Popatrz - stamtąd musi być doskonały widok na Castellone. Można zrobić jego zdjęcie z mniej popularnej perspektywy.
- Jedziemy? Poszukamy przynajmniej drogi.
- Czas?
- 14.20.


Szutrową krętą drogą zaczęliśmy zapuszczać się coraz niżej, coraz bardziej w głąb, w szczeliny pomiędzy wzgórzami Apeninów. Odkryłam kolejne domostwo ukryte przed światem i znów mnie ścisnęło z tęsknoty za kamiennym domem. Im jestem starsza, tym silniejsze we mnie jest pragnienie o życiu poza światem. Ale to plan na kiedyś, jak dzieci z gniazda wyfruną...


Droga była ubita, ale zakręty i wszechobecna wilgoć przyprawiały spacer szczyptą adrenaliny.  Dojechaliśmy do tabliczki, skąd ruszał szlak na Castellone, ale łąka do której zmierzaliśmy pozostawała wyżej nad naszymi głowami. 
- Wróćmy kawałek. Zostawmy samochód tam, gdzie droga zamknięta jest łańcuchem.
Zaraz po wyjściu z samochodu natknęłam się na pierwszego, pierwszą … nawet nie wiem jak to nazwać. Stosik kamieni? 


Za dwa kroki znalazłam następny i jeszcze jeden. Niektóre zdawały się mieć twarz, więc w myślach zaczęłam nazywać je "Kamienne Ludki".  Jedynym wytłumaczeniem ich obecności była dla mnie jakaś zabawa "boyskautów", bo inaczej kto by się silił kamyczki tak w górach układać?
Ludki były wszędzie! Większe, mniejsze, całe rodziny, ukryte w trawie i jeden duży na środku łąki. 


Dotarliśmy w końcu i na łąkę skąd Castellone miałam fotografować, jednak odległość okazała się wciąż zbyt duża, a ja nie miałam ze sobą fotograficznego sprzętu. Tak czy inaczej łąka była bajeczna i gdyby zostawić samochód i wracać na skróty, zeszłabym prosto pod moją furtkę. Na pewno kiedyś o taki spacer się pokuszę. Musimy tu wrócić na wiosnę, kiedy kwitną ginestre i latem, może i zimą, jeśli śniegiem w tym roku podsypie. Piękne miejsce. Tak blisko coś zupełnie nowego…
I te Ludki... Kto? Co to za zabawa? Gdybym była z Tomkiem zaraz literacko by mi to wytłumaczył. Na pewno na poczekaniu wymyśliłby jakąś bajkę, muszę koniecznie go tam zabrać. 


Wróciłam do domu z butami ubłoconymi po kostki, ale z lżejszą głową. Ruszyłam nogi, pooddychałam głęboko i znalazłam Kamienne Ludki. Małe rzeczy a cieszą.
Dobrego środka tygodnia!  

ZAGADKA to po włosku INDOVINELLO (wym. indowinello)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

6 komentarze

  1. Zaraz zrobie sobie kawe, wezme psa i tez pójdziemy na jakiś spacer. Problemy nie znikną ale przynajmniej sie zmęcze i nie bede miała siły sie nimi przejmować. Takie stosiki kamieni juz tez kiedys widziałam i wytłumaczono mi ze sa to ometti di pietre, sluza do oznaczenia górskich szlaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o widzisz! Czyli moje Kamienne Ludki trafione jak nic:) Ale ich tam było dużo!!!!! Bardzo dużo:))
      Miłego spaceru Ewa!

      Usuń
  2. No ciekawe z tymi ludkami :) a ja myślałam, że to jakąś energię ma przyciągać ;)))
    Albo, że dzieciaki z pobliskiego domu się tak bawią..
    Fajnie macie z tymi cudnymi terenami do pieszych wypraw.
    Wspaniałe jest też to, że zawsze masz miłe towarzystwo w tych wędrówkach.
    Naprawdę super styl życia, miejsce, zdjęcia, blog! Człowiek po drugiej stronie monitora czeka na więcej i więcej :) Tym bardziej jak za oknem leje, a w pokoju obok śpi niemowlę..
    Pozdrawiam ciepło Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite... Może przy każdym takim Ludku należy zostawić jeden ze swoich smutków, pozbyć się choć jednej łez i z lżejszą głową iść dalej. Może tak Ludek mógłby przekazać choć jedną iskrę optymizmu. Nasza pogoda nie pozwala cieszyć się radością, nie ułatwia oczyszczenia umysłu. Idę więc szukać ludków na swoim terenie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najbardziej podobało mi się wytłumaczenie Mario - "a może to jakiś znak, proroctwo, jeśli chodzi o twoje marzenie o kamiennym domu? Może na tą chwilę zostawia ci stosiki kamieni, które keidyś przerodzą się w prawdziwą Casa di Pietra:)?"
    Tak będę myśleć:)
    Ściskam i pozdrawiam ze słonecznej dziś Toskanii!!!

    OdpowiedzUsuń