Lejdis wędrują po Toskanii

wtorek, września 27, 2016


Uliczni grajkowie na placu w Cortonie zmieniali się, a Lejdis wciąż tkwiły przy stoliku z kieliszkiem Spritza.
- My już nigdzie nie idziemy, nam tu dobrze - mówiły.
Plan był napięty tego dnia, miała być też i Siena i Arezzo, ale Cortona tak Lejdis zauroczyła, że ani myślały jechać dalej…


Ja sama byłam w Cortonie kilka lat temu i kiedy panie delektowały się chwilą na placu, sama zaszyłam się w plątaninę uliczek, by odszukać miejsca, które zostały w pamięci z poprzedniej wizyty. Znalazłam fontannę, przy której fotografowałam dzieci, kościół z dziedzińcem, na którym płoszyliśmy gołębie, winiarnię, gdzie degustowaliśmy wino i wreszcie trattorię, w której przysiedliśmy na obiad. Cortona wciąż zachwyca, w tej kwestii nic się nie zmieniło.







W każdą czwartą niedzielę miesiąca w Cortonie jest targ staroci! Porcelana, butelki, buteleczki, lalki i wózki dla lalek, książki, torebki, dzieła sztuki mniejsze i większe, prawdziwe i nie, zatrzęsienie przedmiotów codziennego użytku i tych zupełnie nieużytecznych, a nawet wiekowy pług. Wszystko czego dusza zapragnie!





Część Lejdis siedziała wciąż przy stoliku, inne snuły się leniwie zaglądając do małych sklepików, oglądając stragany, ciesząc oczy najmniejszymi detalami. 
N. zaproponowała, żebyśmy coś zjadły, a ja jedyne co mogłam zaproponować, to  odnalezioną w czasie sentymentalnego spaceru restaurację, w której dania musiały być wyjątkowe, bo nawet po latach wciąż pamiętałam, co mieliśmy wtedy na talerzach….



I tym razem było nie inaczej, długo będę wspominać nasz obiad. Tagliatelle z sosem prawdziwkowo truflowym, pici z warzywnym ragu, gnocchi z sosem z karczochów i krewetek. Doskonałe, każde jedno danie było poezją. 
Jadanie w miejscach turystycznych to zawsze wielka loteria, choć muszę przyznać, że ja osobiście prawie nigdy się nie zawiodłam, bo w Italii po prostu jedzenie jest najlepsze na świecie. W miejscach turystycznych oczywiście, cena może czasem zaboleć. 
Ale w Cortonie nic nie zabolało, restauracja (nazwę dodam później) z przemiłą obsługą i ogromną sympatią wobec Polaków ugościła nas tak, że chętnie wrócę przy następnej okazji.



W końcu Lejdis stwierdziły, że czas ruszyć w drogę. Siena niech zostanie na inny raz, ale do Arezzo chętnie wstąpią. 


I nie będę się już szeroko rozpisywać ani o mieście, ani o naszej w nim bytności. Lejdis były zachwycone. Znów fotografowały wszytko, zadzierały głowy, to oglądały się za siebie, komentowały, śmiały się, jadły z apetytem kupione w kościele jabłka, dziwiąc się przy tym bardzo, aż w końcu zmęczone przysiadły na kolację. 


Kiedy szłyśmy do samochodu, Lejdis ociągały się jak mogły, chyba żal im było kończyć dzień i zostawiać Arezzo, czułam się trochę jak matka, która wyciąga dzieci ze sklepu z zabawkami, wiedziałam, że pod nosem przeklinają mój pośpiech, ale mrok zapadał z każdą minutą, a przed nami była jeszcze długa droga. 
- To był dzień na piątkę z plusem - powiedziała A. kiedy dotarłyśmy już do Biforco i to mi wystarczy, to właśnie jest największa satysfakcja!
Opowieść o Lejdis potrwa jeszcze przez dwa dni, bo były w miejscach i widziały rzeczy naprawdę niezwykłe. Dziś pożegnały już Marradi i zaczęły długą podróż do domu. Szczęśliwej podróży Lejdis, wracajcie do nas prędko, to był bardzo intensywny, ale też cudowny czas. Cząber!
DŁUGI to po włosku LUNGO (wym. lungo)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

4 komentarze

  1. Ciekawe czy jest to ta sama fontanna, którą pamiętamy z naszego pierwszego wyjazdu do Włoch przy której się nasi chłopcy bawiali. W parku z pięknym widokiem na dolinę ?
    Piotrek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, to moje miejsca z zeszłorocznych i tegorocznych wakacji:) Ślicznie!
    Choć muszę przyznać, że denerwują w każdym prawie mieście wystawiane w różne dni tygodnia targi, jarmarki, kiermasze, czy jak je nazwać - ale nie staroci tylko wszelkiego innego dobra, w większości chińskiego. Ciężko wtedy poczuć atmosferę, nie mówiąc o swobodnym przejściu głównym placem czy uwiecznieniu cudowności na zdjęciu. Tak było właśnie w Cortonie w pewne sobotnie przedpołudnie. Czekaliśmy zatem aż kramiki się zawiną i mieliśmy miasteczko dla siebie:)
    Aneta z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu jak ten Wloch paczy na Ciebie..:-) Co to za Lejdis i kim one sa? praska

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, za Twoim wspomnieniem, też wróciłam do 14 czerwca 2012 r. i zobaczyłam chłopcow! Co prawda czytałam wszystkie Twoje posty, ale to wspomnienie... bezcenne!! Pozdrawiam. Hanka

    OdpowiedzUsuń